Dakar 2018. Sonik już nie jedzie. Złamanie kości strzałkowej i piszczelowej
Peruwiańska pustynia nie oszczędza ani faworytów, ani najbardziej doświadczonych zawodników. W środę na własnej skórze odczuł to Rafał Sonik, kiedy spadł z wydmy razem z quadem i uszkodził kolano. Polak dojechał do mety z 10. czasem, ale badania w ambulatorium na biwaku wykazały złamanie kości strzałkowej i piszczelowej. Samolot medyczny przetransportował rajdowca do szpitala w Limie.
Piąty etap wiódł częściowo po najtrudniejszej sekcji trasy z dnia wcześniejszego, ale zawodnicy pokonywali ją w przeciwnym kierunku. Na starcie zabrakło Sama Sunderlanda, zwycięzcy w klasie motocykli z ubiegłego roku, który uległ wypadkowi i doznał urazu kręgosłupa. Po zaledwie 44 km środowego oesu, z rywalizacją pożegnał się również zdobywca Beduina w klasie quadów. Siergiej Kariakin wywrócił się i złamał rękę. W końcówce etapu los nie oszczędził również Rafała Sonika.
Polak początkowo utrzymywał doskonałą trzecią pozycję. Potem przesunął się na 5. lokatę, ale miał wciąż niewielką stratę do zwycięzcy etapu, argentyńskiego debiutanta, Nicolasa Cavigliasso. - Czułem się bardzo dobrze. Jechałem spokojnie, ale dobrym tempem, mimo że miałem problem ze skrzynią i co jakiś czas wypadał mi bieg - relacjonował Rafał Sonik.
- Po neutralizacji zaczął się 58-kilometrowy fragment oesu, który pokonały wcześniej samochody i ciężarówki - kontynuował opowieść. - Tam gdzie znajdowały się waypointy, piasek był mocno rozjeżdżony i grząski. Wspinając się na garb wydmy zredukowałem bieg, ale po drugiej stronie zobaczyłem około dwumetrową dziurę. Dodałem gazu żeby ją ominąć i wtedy znów wypadł mi bieg... Quad spadł. Nie miał napędu więc wbił się w piach. Nie wypadłem, nie przerolowałem, ale cała siła uderzenia skupiła się w lewym kolanie. Tym, które uszkodziłem podczas wypadku na ostatnim Rajdzie Sardynii...
Ostatnie 30 km odcinka specjalnego Sonik pokonywał znacznie wolniej. Walczył z bólem, który uniemożliwiał balansowanie oraz jazdę w pozycji stojącej. Niewiele przyjemniejsza była dojazdówka do miasta Arequipa, licząca aż 470 km. Tam quadowiec udał się prosto do rajdowego ambulatorium na badania. Rentgen wykazał złamanie głowy kości strzałkowej i piszczelowej. Lekarze zadecydowali o przetransportowaniu krakowianina samolotem medycznym do szpitala w Limie.
W rajdzie pozostaje drugi z polskich quadowców. Kamil Wiśniewski dojechał do mety z 11. czasem i awansował w klasyfikacji na 21. lokatę.