Dakar 2017. Osiem salt Rafała Sonika
Jakub Przygoński (Mini All4 Racing), uzyskał siódmy czas wśród kierowców samochodów na 4. etapie Rajdu Dakar i awansował na szóste miejsce w klasyfikacji generalnej. Liderem imprezy został zwycięzca czwartkowego odcinka Francuz Cyril Despres.
Meta odcinka znajdowała się w położonej w dolinie miejscowości Tupiza, w korycie wyschniętej rzeki, a rywalizację śledziło kilka tysięcy kibiców, wśród których był prezydent Boliwii Evo Morales. Miał powody do zadowolenia, bowiem zwyciezcą pierwszego kończącego się w jego kraju etapu został w kategorii quadów rodak - Walter Nosiglia.
Morales zapowiedział także, że odwiedzi kierowców na biwaku, położonym kilkaset metrów wyżej, na płaskowyżu. To położenie, choć na pustkowiu, ma dla uczestników niewątpliwą zaletę, bowiem temperatura jest tam niższa o kilkanaście stopni i daje wytchnienie od upału panującego w dolinach.
Despres odniósł pierwsze zwycięstwo etapowe w roli kierowcy samochodu. Jest jednak jednym z nielicznych zawodników mających na koncie pięć triumfów w najtrudniejszym rajdzie terenowym świata. Wszystkie odniósł startując jako kierowca motocykla.
Znakomicie spisywał się na trasie czwartego etapu Jakub Przygoński. Efektem skutecznej jazdy był siódmy czas etapu i awans na szóste miejsce w klasyfikacji generalnej. Młody polski kierowca przyjechał na metę zaledwie dwie minuty po wielokrotnym mistrzu świata w rajdach - Francuzie Sebastienie Loebie.
"Bardzo dobry odcinek. Jeszcze nigdy tak wysoko nie byłem. Bardzo dobrze nam sie dzisiaj jechało, chociaż jesteśmy trochę zmęczeni. Na początku ciężka nawigacja i trudne wydmy na wysokości 4 tys. metrów. Ze względu na obniżoną wartość powietrza nasz samochód miał ze 200 koni mocy mniej i momentami nie byliśmy pewni, czy uda się przejechać, bo dawałem pełny gaz, a samochód praktycznie stał w miejscu. A później już odcinek był bardzo szybki, taki wyścigowy. Odczuwamy z Tomem (Colsoulem) tę wysokość, gorzej się oddycha, ale taki jest Dakar" - powiedział Przygoński po minięciu mety.
Pierwszy kończący się w Boliwii etap był także udany dla Rafała Sonika. Polak od dwóch dni przebija się w górę klasyfikacji, a w czwartek był ósmy na mecie, awansował na dziewiąte miejsce w generalce i zniwelował stratę do lidera.
- Jechałem grzbietem okropnych, przerośniętych wydm, z których musiałem zjechać. Zacząłem trawers i właśnie wtedy zahaczyłem prawym, przednim kołem o krzak. Wyrzuciło mnie w powietrze, zrobiłem osiem salt przez bok i zatrzymałem się na dnie wąwozu. Po drodze zasłaniałem się rękami, zastanawiając się, kiedy quad spadnie mi na głowę. Na szczęście zawisł na wspomnianym krzaku, tylnymi kołami pół metra nad ziemią. Miałem ogromne szczęście - skomentował etap polski quadowiec.
Swoją pozycję w klasyfikacji poprawił także w czwartek motocyklista Adam Tomiczek. Liderem tej kategorii pozostał Hiszpan Joan Barreda. Z rywalizacji odpadł, po upadku i poważnej kontuzji, jeden z faworytów, ubiegłoroczny zwycięzca Australijczyk Toby Price.