Kalifornijski surfer, który kocha volkswageny
Ma więcej desek niż ubrań w szafie, przez 10 lat mieszkał w samochodzie, a surfowanie po oceanie to jedna z jego dwóch pasji. Poznajcie Martina, który nauczy was, jak czerpać radość ze ślizgania się po falach.
Słynna plaża Venice w Los Angeles to ulubione miejsce artystów ulicznych, malarzy, sprzedawców pamiątek i turystów z całego świata. Wzdłuż brzegu ciągnie się parokilometrowy deptak, tak więc jeśli masz ochotę na spacer lub jazdę rowerem z widokiem na ocean to nie znajdziesz lepszej miejscówki. Ale przecież nie przyjeżdża się do Kalifornii, by tylko spacerować. Skoro jesteśmy nad oceanem, wypada wskoczyć na deskę!
Tuż zaraz przy wejściu na plażę stoi zaparkowany pomarańczowo- żółty volkswagen. Nie jakiś tam najnowszy model, ale wiekowy, poczciwy "ogórek". Na jego dachu leży z dziesięć kolorowych, ułożonych jedna na drugiej desek surfingowych. Z drzwi powiewają koszulki, suszą się kombinezony piankowe, a w środku auta widać pełno sprzętu. To właśnie tutaj mieści się baza szkółki surferskiej należącej do Martina.
Martin jest znaną postacią na plaży Venice. Długie blond włosy, mocna opalenizna i wysportowana sylwetka nie pozostawiają wątpliwości, że mamy do czynienia z człowiekiem, którego żywiołem jest ocean i oczywiście deska. Jak sam mówi, surfowanie to całe jego życie.
Pływał na plażach całego świata, ale jego ulubione miejsce to północne wybrzeże Hawajów. Stamtąd też wzięła się nazwa jego firmy Kapowui, która w języku hawajskim oznacza czystą radość. I tak pewnie jest, kiedy słucha się Martina, jak opowiada o swojej pasji i pracy. Mężczyzna dorastał na farmie w Georgii, a przez kilka lat służył w wojsku w jednostce ratowniczej.
Nam zdradził, że przez jakiś czas był również tancerzem i ze swoją grupą podróżował po całych Stanach.
Obok serfowania drugą wielką pasją Martina są samochody. Nie jakieś tam wypasione, współczesne cacka, których wiele jeździ po ulicach Kalifornii, ale stare, kultowe volkswageny. Martin jest tak związany z marką, że nawet przez 10 lat mieszkał w aucie, kiedy - jak opowiada - rozwijał swoją firmę i nie stać go było na normalne lokum. Zresztą mieszkanie w vanie przy plaży to oprócz pięknych widoków same plusy - jesteś blisko miejsca pracy i potencjalnych klientów. Miłość do vw transporterów przetrwała do dziś - teraz już Martin może sobie pozwolić na kolekcjonowanie "ogórków" - ma ich kilka i wydaje się być bardzo dumny ze swojej pasji.
Kiedy pytamy, czy by zamienił swojego T1 na nowiutką Californię, którą akurat testujemy na amerykańskich drogach - patrzy przez chwilę na czerwone, lśniące w słońcu auto, a potem bez wahania odpowiada, że nigdy w życiu!