Jak płacić za autostrady? Winietami czy "aj passami"?
Kiedyś staliśmy na granicach, dzisiaj często tkwimy w korkach przed bramkami autostradowymi...
Są miejsca, gdzie w okresie wzmożonego ruchu: przy okazji długich weekendów, świąt, początku sezonu wakacyjnego, czekanie na uiszczenie myta trwa niemal tyle, co sama jazda. W długich kolejkach marnujemy czas i paliwo. Rząd postanowił wreszcie coś z tym fantem zrobić i zapowiedział zastąpienie manualnego poboru opłat systemem elektronicznym lub winietowym. No i zaczęło się...
"A co z kierowcami co raz do roku jadą autostradą? Dla takich powinny zostać ze dwie bramki tradycyjne. Bez sensu jest zakup jakiejś elektronicznej zabawki na raz" - komentuje "Zibi".
"Taaa! Akurat! Jak raz w życiu będę chciał się przejechać autostradą, to nikt mnie nie zmusi do kupienia jakiegoś urządzenia. Jak będzie trzeba, to sprawa w sądzie się znajdzie" - zapowiada "kitek".
"Oczywiście w Polsce winiet nie będzie, tylko na 99.999% jakieś elektroniczne wynalazki, aby tylko dało się bardziej złupić kierowców" - pomstuje "danielo".
"Opłaty odcinkowe i bramki to najdroższe opłaty za drogi w całej Unii. Nawet bogate Niemcy na to się nie zgodziły, ale to obowiązuje np. we Francji i Hiszpanii i kończy się na tym, że duża część ludzi jeździ drogami lokalnymi. Najlepsze byłyby winiety w systemie dziennym, tygodniowym, miesięcznym, półrocznym i rocznym. Po co się bawić w bramki, viatolle itp., jak to przynosi więcej szkody niż pożytku" - pisze "Micho".
"W głupiej Ameryce na autostradach są bramki, kto jedzie jednorazowo płaci gotówką, kto jeździ stale, ma tak zwany aj pass, czyli czytnik elektroniczny i nie musi zatrzymywać się na bramkach" - dzieli się swoją wiedzą bywały w świecie "stanislaw", pytając: "Czy nasi mędrcy jak budowali autostrady o tym nie wiedzieli, że coś takiego już jest i doskonale działa?"
"Te bramki będą teraz wykorzystywane do odcinkowego pomiaru prędkości" - wieszczy internauta o dźwięcznym nicku "wezniePierd".
"Ani bramki ani winiety, podatek drogowy jest już w paliwie, autostrady są budowane z pieniędzy unijnych, które musimy oddać w podatkach więc (...) kto ma się wzbogacić na płatnych autostradach ? Złodzieje!" - denerwuje się "rowerzysta".
"Żadne urządzenia dla kierowców! To oznacza kolejne wydatki, aktualizacje oprogramowania, konieczność wymiany urządzeń itp. Winiety są proste i oczywiste" - wyraża swoją opinię "roman".
"W Norwegii jak jadę autostradą to po kilku tygodniach do Polski przychodzi zdjęcie (takie jak z fotoradaru) i załączony jest rachunek za przejazd. Proste, ale w Polsce pewnie się nie przyjmie... Nikt nie będzie płacił... Smutne" - konstatuje "zb".
"xcz" wyraża niepokój, będący udziałem turystów zagranicznych i osób jedynie od czasu do czasu odwiedzających nasz kraj. A przy okazji podpowiada konstruktywne rozwiązanie problemu: "To jadąc na wakacje do Polski mam sobie zainstalować konsolę w aucie? Może w każdym kraju wstawmy oddzielną konsolę i przez Europę trzeba będzie jechać z przyczepką, na której umieści się te wszystkie konsole (i przy okazji zapłaci więcej za autostrady bo pojazdy z przyczepkami płacą więcej). Kretynizm. (...). Co za problem zrobić winiety, ewentualnie automatyczne czytanie tablic (jak Congestion Charge w Londynie)? No chyba, że ktoś da mi konsolę na granicy i ja ją oddam wyjeżdżając i wtedy uiszczę zapłatę. No bo po jakiego grzyba mam wozić to urządzenie cały czas ze sobą, jeśli w Polsce jestem dwa razy w roku?"
Według pomysłodawców rezygnacja z ręcznego systemu poboru opłat pozwoli zaoszczędzić nawet miliard złotych. Nie wierzy w te zapewnienia "qwerty", martwiąc się skutkami wzrostu bezrobocia: "Co za idiotyczne stwierdzenie - zaoszczędzić! Więcej zarobić o 1 mld. Tylko, że kosztem zwolnionych osób, pracujących przy tych autostradach właśnie na bramkach!"
Odrzućmy emocje i zakładając, że odstąpienie od obecnego sposobu egzekwowania myta na autostradach jest krokiem we właściwym kierunku, zastanówmy się nad propozycjami rządu.
Najpierw winiety. Planował je już wprowadzić przed laty ówczesny minister infrastruktury Marek Pol. Spotkał się z tego powodu z powszechną krytyką, szyderstwami i dorobił się nawet przydomku "Winietu". Z dzisiejszego punktu widzenia system winietowy wydaje się przestarzały, lecz wciąż jest stosowany, na przykład w Austrii, Czechach czy na Słowacji. Jego niewątpliwą zaletą jest elastyczność. Jeździsz autostradami okazjonalnie - kupujesz winietę tygodniową czy dziesięciodniową, dużo i na co dzień - roczną.
Niestety, takie rozwiązanie ma też wady. Skoro tak wielu właścicieli aut lekceważy obowiązek wykupywania ubezpieczenia OC, to z pewnością nie zabraknie też kombinatorów, uchylających się od kupowania winiet ("Eeee, jakoś przelecę te 50 kilometrów, może nikt mnie złapie..."). Trzeba zatem byłoby stworzyć system kontroli. W niektórych krajach po przyautostradowych parkingach i stacjach paliw krążą specjalne patrole, sprawdzające obecność aktualnych winietek na szybach samochodów. U nas wspomniani cwaniacy po prostu omijaliby takie miejsca. A zdalny nadzór za pomocą urządzeń, potrafiących odczytać winiety na pędzących drogą pojazdach, jest kosztowny i mógłby postawić pod znakiem zapytania spodziewane miliardowe oszczędności.
System tzw. e-myta jest niewątpliwie nowocześniejszy, aczkolwiek również, jak słusznie wytykają niektórzy komentatorzy, niedoskonały. Przede wszystkim nie sprawi, że autostradami będzie jeździć się bez jakichkolwiek przeszkód. W praktyce wygląda to tak... Podjeżdżasz powoli do bramki, umieszczony na niej czytnik kontaktuje się z odbiornikiem, znajdującym się na przedniej szybie twojego auta, zazwyczaj w okolicy lusterka. Słyszysz cichy dźwięk aprobaty płatności, szlaban unosi się w górę, jedziesz dalej. Owszem, ruch jest płynniejszy, ale bramki z autostrad bynajmniej nie znikają.
Może zatem wprowadzić, wzorem niektórych krajów i zgodnie z sugestią cytowanego wyżej internauty, system mieszany? Komu się spieszy, zaopatruje się w urządzenie do poboru e-myta i korzysta z wydzielonych pasów szybkiego przejazdu przez bramki. Dla tradycjonalistów, zanim nie przekonają się do elektroniki, pozostają punkty manualnego poboru opłat. Bo postulat, by wszystkie drogi w Polsce były całkowicie darmowe trzeba, niestety, uznać za utopijny...