W szkoleniach na prawo jazdy fikcja goni fikcję!
Polacy wciąż narzekają, że w naszym kraju bardzo trudno zdobyć prawo jazdy, zdać egzamin. Bo za duże wymagania, bo egzaminatorzy czepiają się drobiazgów...
Przyklaskują takim poglądom instruktorzy nauki jazdy, którzy twierdzą, że szkolą bardzo dobrze, tylko biedni kursanci są tak zestresowani na egzaminie, że go oblewają...
Proponuję zatem przyjrzeć się bliżej temu, jak odbywa się w naszym kraju szkolenie kierowców, jaka jest jego jakość. W przypadku prawa jazdy kategorii B kursant musi wysłuchać 30 wykładów trwających po 45 minut (zajęcia teoretyczne) i odbyć 30 godzin jazd z instruktorem (zajęcia praktyczne).
Rozporządzenie Ministra Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej z dnia 13 lipca 2012 r. w sprawie szkolenia osób ubiegających się o uprawnienia do kierowania pojazdami, instruktorów i wykładowców określa jasno i wyraźnie, że zajęcia praktyczne mogą być rozpoczęte dopiero po ukończeniu szkolenia teoretycznego. A jak to jest w praktyce?
Poprosiłem naszą redakcyjną koleżankę, by zatelefonowała do kilkunastu losowo wybranych ośrodków szkolenia kierowców w całej Polsce i słodkim głosikiem zapytała o przebieg szkolenia, podkreślając, że bardzo jej się spieszy z uzyskaniem prawa jazdy.
OSK w Warszawie
- Kiedy rozpocznę jazdy z instruktorem, bo wie pan, zależy mi na czasie...
- Niech się pani nie martwi, może pani zacząć jeździć nawet od jutra...
- Ale ja słyszałam, że najpierw trzeba zaliczyć wszystkie wykłady, a dopiero po nich...
- To tylko teoria, proszę pani, a my mamy nowoczesne podejście i od razu jeździmy...
No tak, "nowoczesne podejście", polegające na łamaniu prawa.
OSK w Krakowie
- Dzień dobry, chciałam zapisać się na kurs na kategorię B. Jak najszybciej! Kiedy będę mogła rozpocząć jazdy?
- W każdej chwili, proszę pani, dzisiaj się pani zapisuje i może pani już dzisiaj zacząć!
- A wykłady?
- No, w międzyczasie będą i wykłady...
W "międzyczasie" czyli również wbrew przepisom. No, ale przecież cechą narodową wielu Polaków jest omijanie prawa, więc nie ma się co dziwić.
OSK w Olsztynie.
- Kiedy będę miała pierwsze jazdy?
- Kiedy tylko pani sobie życzy...
- Nie muszę najpierw zaliczyć wszystkich wykładów?
- Ależ skąd! Kto to pani powiedział? Wykłady i ćwiczenia prowadzimy równolegle.
"Równolegle" czyli znowu niezgodnie z prawem.
Podobne odpowiedzi moja koleżanka uzyskała prawie we wszystkich ośrodkach. Proszę zwrócić uwagę, że już na tym etapie, jeszcze przed rozpoczęciem kursu, ośrodki szkolenia wyraźnie wskazują kandydatom na kierowców, że przepisy można spokojnie omijać, że są one tylko na papierze.
Co więcej, ośrodki szkolenia dopuszczają za kierownicę osobę, która może nie mieć zielonego pojęcia o jakichkolwiek przepisach ruchu drogowego, bo przecież właśnie po to przychodzi do ośrodka, żeby dopiero ich się nauczyć.
Przeprowadziłem też małą ankietę wśród 30 kursantów odbywających właśnie szkolenie na prawo jazdy, w losowo wybranych 15 ośrodkach. Pytania kierowałem do osób, które właśnie zakończyły jazdę z instruktorem i wracały do domu. Te pogawędki dały mi wiele do myślenia...
Pierwsze pytanie dotyczyło tego, jak odbywa się nauka manewrów na placu. Z odpowiedzi ankietowanych można było ułożyć trzy zasadnicze warianty.
Wariant I - instruktor uważnie obserwuje moje manewry na placu, na bieżąco koryguje i udziela wskazówek, stojąc lub chodząc przy samochodzie
Wariant II - instruktor stoi i przygląda się manewrom, ale w tym czasie rozmawia przez komórkę albo z kolegą, który do niego przyszedł i tylko od czasu do czasu zwraca mi na coś uwagę
Wariant III - instruktor zostawia mnie samego (samą) na placu i każe ćwiczyć manewry
Moja ankieta wykazała, że w 8 przypadkach na 30 instruktor pozostawiał kursanta samego na placu, nakazując mu samodzielne ćwiczenie manewrowania bez żadnego nadzoru (czyli stosował wariant III). W jednym przypadków instruktor wręcz oświadczył kursantce: jak pani skończy, to proszę mi przynieść kluczyki od samochodu do biura (!) Czy to jest szkolenie, czy tylko wypożyczenie samochodu do ćwiczeń?
W kolejnych 14 przypadkach instruktor przebywał wprawdzie na placu, ale zajmował się także innymi czynnościami, nie obserwując w sposób ciągły poczynań kursanta (wariant II) i tylko "dorywczo" przekazywał swoje uwagi osobie szkolonej.
W pozostałych 8 przypadkach nauka odbywała się tak jak powinna, czyli instruktor przebywał przy samochodzie i prowadził ciągłą obserwację oraz przekazywał na bieżąco swoje uwagi.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami ośrodki szkolenia kierowców powinny prowadzić dziennik zajęć, a w szczególności sprawdzać obecność kursantów na wykładach. Jak się okazuje, w praktyce też jest to często fikcja!
Z mojej ankiety wynika, że tylko 6 kursantów (na 30) potwierdziło, że obecność była sprawdzana na każdych zajęciach teoretycznych. W pozostałych 14 przypadkach obecność sprawdzano "sporadycznie", a w 10 przypadkach wcale.
Przepisy stanowią także: Przeprowadzenie poszczególnych zajęć w ramach szkolenia jest potwierdzane w karcie przeprowadzonych zajęć każdorazowo po ich zakończeniu przez osobę prowadzącą zajęcia i osobę szkoloną.
Ankieta wykazała, że taka procedura była przestrzegana tylko w 2 ośrodkach (na 30).
Ponadto aż 22 osoby stwierdziły, że wcale nie miały 30 godzin lekcyjnych wykładów, ale znacznie mniej, od 5 do 15 godzin!
Kolejne pytanie w ankiecie przeprowadzonej wśród 30 kursantów dotyczyło tego, w jakich warunkach odbywały się pierwsze jazdy w ruchu drogowym i czy osoba szkolona miała już na tym etapie szkolenia przynajmniej w stopniu podstawowym opanowaną technikę kierowania samochodem (obsługa pedałów, zmiana biegów itd.).
Okazuje się, że w 27 przypadkach na 30 pierwsze jazdy obywały się na ruchliwych ulicach i skrzyżowaniach miasta.
Trudno się zatem dziwić, że bardzo często spotykamy samochody z literą "L" jadące w żółwim tempie, a za ich kierownicami spoconych i przerażonych kursantów, którym jeszcze mylą się pedały i biegi. Jest to niepotrzebne stresowanie osoby szkolonej, a jednocześnie utrudnianie ruchu innym pojazdom.
Wprawdzie przepisy pozostawiają tu ośrodkom szkolenia dowolność, ale logiczne wydaje się, że taka nauka, kiedy to kursant niedostatecznie jeszcze panuje nad pojazdem, nie powinna mieć miejsca w intensywnym ruchu, ale na pustych, spokojnych uliczkach albo wręcz na placu manewrowym. Dopiero po nabraniu przez kursanta minimum wprawy powinno się odbywać jazdy w intensywnym ruchu miejskim.
Ankietowanym 30 osobom zadawałem pytanie, czy podczas prowadzenia nauki jazdy w ruchu miejskim instruktor zajmował się wyłącznie obserwacją poczynań osoby szkolonej i sytuacji na drodze, czy też wykonywał także inne czynności.
25 kursantów stwierdziło, że instruktor prowadził rozmowy przez telefon komórkowy albo wysyłał sms-y, 5 stwierdziło, że spożywał kanapki. 1 osoba opowiedziała, że instruktor podczas jazdy... czytał gazetę!
Kolejne pytanie odnosiło się do tego, czy instruktor w czasie szkolenia wdawał się w utarczki z innymi kierującymi. 7 osób stwierdziło, że to zdarzało się, a 3 wskazały nawet, że wysiadał z auta i robił awanturę innemu kierującemu lub pieszemu, używając przy tym wulgarnych słów.
Trudno zatem dziwić się, że na drogach dochodzi do różnych ekscesów, a nawet pobić, jeżeli już instruktor pokazuje przyszłemu kierowcy, jak należy rozwiązywać konflikty.
Nie ulega też chyba wątpliwości, że instruktor podczas jazdy powinien zajmować się wyłącznie szkoleniem, a nie rozmowami przez telefon czy spożywaniem posiłków. Ciekawe, czy ten miłośnik prasy, który zajęty był gazetą, potrafiłby skutecznie zareagować, gdyby nagle kursant skręcił na chodnik albo zajechał komuś drogę...
Przepisy zakładają, że w ramach 30 godzin praktycznej nauki jazdy 4 godziny powinny realizowane poza obszarem zabudowanym, w tym na drogach o dopuszczalnej prędkości powyżej 70 km/h.
Spośród 30 moich ankietowanych kursantów tylko 1 osoba potwierdziła, że podczas nauki jazdy zdarzyło się jej wyjechać poza miasto. W pozostałych przypadkach nauka odbywała się wyłącznie na obszarze zabudowanym, najczęściej wokół WORD-u, w którym miał być zdawany egzamin.
Czy można się zatem dziwić, że świeżo upieczeni kierowcy po ukończeniu kursu i zdaniu egzaminu nie mają zielonego pojęcia o jeździe poza obszarem zabudowanym, o wyprzedzaniu przy dużych prędkościach, o zachowaniu bezpiecznego odstępu?
Ci ludzie uczą się więc na własnych błędach, co często kończy się tragicznie nie tylko dla nich, ale także dla innych.
Zazwyczaj osoby przychodzące na kurs do OSK nie mają zielonego pojęcia o cytowanym przeze mnie rozporządzeniu dotyczącym szkolenia. Wiedzą tyle, ile usłyszą od znajomych albo przeczytają na internetowych forach lub w mediach.
Nieuczciwe ośrodki szkolenia bazują na tym i dlatego większość wymagań nie jest przestrzegana. Bardzo rzadko zdarza się kursant, który zwróci instruktorowi uwagę, by nie rozmawiał przez komórkę, by na placu manewrowym nie zajmował się czymś innym, tylko szkoleniem. Ponadto występuje tu często źle pojmowana relacja nauczyciel - uczeń. Instruktor objawia się więc w oczach osoby szkolonej jako mistrz kierownicy, który wie wszystko i sam doskonale jeździ. Wystraszony kursant, niepewny swoich poczynań za kierownicą , po prostu obawia się zwrócić uwagę na cokolwiek instruktorowi.
Żadna z ankietowanych przeze mnie 30 osób nie wspomniała kierownikowi OSK ani słowem o nieprawidłowościach, o których potem opowiadała mi w sondażu, nie wniosła żadnego zażalenia, nie domagała się zmiany instruktora.
Formalnie ośrodki szkolenia kierowców podlegają nadzorowi właściwego starosty. Zgodnie z przepisami starosta ma obowiązek przeprowadzić 1 raz w roku kontrolę każdego OSK, a także interwencyjnie w przypadkach zgłaszanych skarg.
Skoro jednak w ośrodkach istnieje tak wiele nieprawidłowości, okazuje się, że te kontrole są niewystarczające. A może też pozostają tylko fikcją na papierze? Pozwala to zatem na ewidentne nadużycia i typową w naszym kraju, coraz powszechniejszą bylejakość.
Oto wypowiedź pewnego instruktora prowadzącego od 20 lat ośrodek szkolenia, których chciał pozostać anonimowy: wielu moich kolegów - właścicieli OSK konkuruje ceną i to w sposób bardzo skuteczny, chociaż bardzo nieuczciwy. Zamiast 30 godzin wykładów 5 godzin, bezpłatne materiały powielone na ksero i reszty niech się kursant sam nauczy w domu. A kto to sprawdzi? Biuro ośrodka, pomoce dydaktyczne, filmy, plansze, duża oświetlona sala? Bzdura! Biuro jest w kawalerce, w jakiejś piwnicy czy w baraku. Samochody? Stare, zdemolowane rzęchy. Instruktorzy? Smarkacze, którzy sami mają prawo jazdy dopiero od dwóch lat. Nikt tego, proszę pana nie kontroluje, to jest dżungla! No i taki ośrodek oferuje cenę za kurs 700 zł, podczas gdy ja, prowadząc uczciwie i zgodnie z przepisami ośrodek, muszę pobrać od klienta 1500 zł. No i kto do mnie przyjdzie?
Pisząc ten artykuł wcale nie mam zamiaru rozpoczynać nagonki na ośrodki szkolenia kierowców. Znam wielu bardzo dobrych instruktorów, znam wzorcowe wręcz ośrodki szkolenia. Wśród instruktorów jest sporo ludzi z pasją, o dużej wiedzy, którzy naprawdę chcą przygotować kandydatów na kierowców nie tylko do zdania egzaminu, ale także do bezpiecznej jazdy w przyszłości.
Niestety, w naszym kraju fikcja goni fikcję, zakłamanie obłudę i coraz mniej jest profesjonalistów. Nie tylko zresztą w dziedzinie ruchu drogowego.
Szkoleniem kierowców zajmują się więc nie tylko profesjonaliści o wysokich kwalifikacjach, ale często też - niestety - ludzie przypadkowi, którzy zajęli się tą działalnością licząc po prostu na szybką kasę.
Są ośrodki szkolenia idące na skróty, omijające przepisy, obniżające na siłę cenę kursu, by pozyskać jak najwięcej klientów, oczywiście kosztem jakości szkolenia. W ten sposób naprawdę dobre, profesjonalne ośrodki stoją na straconej pozycji, bo dla klienta - też niestety - liczy się zazwyczaj wyłącznie cena kursu.
Co więcej, sami kursanci wymuszają ośrodkach takie postępowanie. Jeśli wykładowca w OSK zacznie sprawdzać listy obecności na wykładach, zacznie zwracać uwagę na absencję albo odmówi wydania zaświadczenia o ukończeniu kursu, to taki ośrodek szybko straci klientów. Wielu instruktorów opowiadało, że kiedy uznali, iż dana osoba musi jeszcze dokupić 10 godzin jazd, bo nie daje sobie rady, to przychodził do kierownika ośrodka tatuś z awanturą: "Chce pan wyłudzać ode mnie forsę? Moja córka doskonale jeździ, ja to wiem!"
Przepraszam tych wszystkich solidnych, uczciwych, rzetelnych instruktorów i właścicieli OSK, którzy profesjonalnie wykonują swoją pracę, jeśli poczuli się dotknięci moimi słowami. Ale piszę je również w Waszym interesie, bo uważam, że należy eliminować z rynku ośrodki nieuczciwe, byle jakie, które idą na łatwiznę i psują opinię całemu środowisku. Trzeba ustalić minimalną cenę kursu, poniżej której żadnemu ośrodkowi zejść nie będzie wolno. To jedyna rada na tę źle pojmowaną, niezdrową konkurencję.
Polski kierowca