"Zapory czołgowe" na drogach
Jeżdżąc często drogą DK1 w okolicach Sosnowca i dalej, na Katowice, natykam się na zjazdach na "zapory czołgowe" (*).
Tak to nazwałem, bo z racji masy trudno je zaliczyć do elementów, mających zapobiec tragicznym skutkom ewentualnej kraksy.
Powiem więcej: konstrukcja takiej zapory gwarantuje, że skutki zderzenia w nią będą tragiczne.
Na załączonym zdjęciu widać betonowe elementy o wadze kilkuset kilogramów, poprzedzone jakby kontenerem z blachy aluminiowej. Ktoś powie, że ten kontener to "strefa zgniotu" i ma ochronić pechowego kierowcę. Nic podobnego. Na własne oczy widziałem taką zaporę po tym, jak uderzył w nią samochód osobowy. Z auta zostały drzazgi, a beton lekko się poruszył. Aluminiowy "zderzak" trochę ucierpiał, ale nie na tyle, żeby na drugi dzień nie mogły płonąć na nim znicze, świadczące o czyjejś śmierci.
I tu nasuwa się pytanie: co ma chronić owa zapora? Bo nie ludzi, jak się przekonałem, ale chyba raczej znajdującą się tuż za nią trawę. Chciałbym poznać imię, nazwisko i stanowisko urzędasa, który nakazał postawienie tych zapór na drodze i który swoją decyzją skazał na śmierć kierowcę z Sosnowca. Na marginesie: znicze z zapory były błyskawicznie usuwane. Gryzipiórek obawiał się utraty stanowiska? Wątpię, choć powinien wylecieć z wielkim hukiem i głową rąbnąć w coś, co kazał ustawić.
(*) - list do redakcji
Zobacz inne listy: