Zamiast benzyny w powietrzu unosi się zapach piwa

"Po starych, organizowanych z wielką pompą, obfitujących w zaskakujące premiery targach motoryzacyjnych we Frankfurcie nie pozostał nawet ślad. Dziś to spotkanie towarzyskie na miarę Oktoberfest - zamiast benzyny w powietrzu unosi się zapach piwa i wurstu" - pisze "Gazeta Prawna", żaląc się, że na dobiegającej końca imprezie forma przerosła treść, bowiem zabrakło "nowości i premier z prawdziwego zdarzenia".

I my tam byliśmy, wurstu i piwa (w umiarkowanych ilościach) kosztowaliśmy, ale opinię na temat frankfurckiej Internationale Automobil-Ausstellung mamy nieco odmienną.

Zacznijmy od formy. Rzeczywiście, jest ona tradycyjnie bardzo bogata. To jednak całkowicie zrozumiałe. IAA są imprezą gigantyczną, do tego adresowaną nie tylko do zawodowców - dziennikarzy motoryzacyjnych, dilerów i importerów samochodów itp. - lecz przede wszystkim do zwykłych śmiertelników.

Liczba zwiedzających często dobija do miliona. Nie ma najmniejszych szans, aby podczas kilkugodzinnej zazwyczaj wizyty odwiedzić wszystkie stoiska. A ludzie jak to ludzie - kierują się tam, gdzie mogą liczyć na drobne, darmowe upominki, gratisową kawę, gdzie wabi ich feeria świateł, głośna muzyka, występy żonglerów, popisy akrobatów. Dlatego wystawcy dbają o efektowną, by nie rzec efekciarską oprawę swoich ekspozycji.

Reklama

Tak było zresztą zawsze. Mamy amatorski film, nakręcony podczas naszej bytności na targach we Frankfurcie wiele lat temu. W zamierzchłych czasach debiutu pierwszej generacji Opla Astry. I co? Okazuje się, że biorąc pod uwagę ówczesne możliwości techniki, było wtedy bodaj jeszcze bardziej krzykliwie i kolorowo niż dzisiaj. Dziennikarze zamiast pendrive'ów czy, coraz częściej, kodów, kierujących ich do stron internetowych z informacjami na temat prezentowanych modeli, otrzymywali kilogramy ekskluzywnie wydanych materiałów drukowanych. Zamiast piwem i kiełbaskami, byli pojeni szampanem i karmieni pieczonymi kuropatwami. O żadnym postępującym rozpasaniu formy nie ma zatem mowy. Przeciwnie - idzie ku skromności.

Autor napisanego skądinąd ze swadą tekstu w "GP" narzeka również na urodę hostess, będących stałym elementem "wystroju" targów samochodowych. Podobno kiedyś zatrudniano ładniejsze. Hm, to dziwne, bo nam z wiekiem wdzięczące się przy autach dziewczęta podobają się coraz bardziej... ;)

Teraz o treści, czyli o niedostatku autentycznych nowości podczas tegorocznych IAA. Cóż, warto przypomnieć, że w Europie odbywają się dziesiątki różnej rangi motoryzacyjnych imprez wystawienniczych. Największe i najważniejsze z nich to doroczne wiosenne salony samochodowe w Genewie oraz jesienne, organizowane na przemian, we Frankfurcie i Paryżu. Każdy producent stara się przygotować na nie coś specjalnego. Niestety, nie zawsze jest to możliwe - trudno dwa razy w roku zaprezentować pojazdy, które zachwycą świat. Nikt jednak nie zamierza z tego powodu rezygnować z uczestnictwa w sztandarowych targach, wywieszając kartkę z napisem: "Nie ma nas, ponieważ nie mieliśmy nic ciekawego do pokazania". Dlatego niektóre głośno reklamowane premiery mają naciągany charakter.

Co to zresztą znaczy: "autentyczna nowość?" Rozwój motoryzacji postępuje drogą ewolucji, nie rewolucji. Każda kolejna konstrukcja jest zazwyczaj rozwinięciem poprzedniej. Odmieniona stylistyka, inny wystrój wnętrza, zmodyfikowane silniki, podwozia... Za wyjątkowej wagi wydarzenie uznaje się wprowadzenie nowej platformy - płyty podłogowej.

Coraz trudniej rozsądzić, czy mamy do czynienia z faceliftingiem, czy z rzeczywiście nową generacją modelu. Czy Peugeot 308, Nissan X-trail, wymieniane w tekście w GP jako chlubne przykłady frankfurckich "premier z prawdziwego zdarzenia" faktycznie przynoszą przełom w motoryzacji?

Prawdziwe debiuty - samochodów zaprojektowanych od podstaw, pionierskich pod względem technicznym czy użytkowym - trafiają się nader rzadko. Skonstruowanie i wdrożenie do produkcji takich aut kosztuje krocie i trwa długo. Z drugiej strony rynek staje się coraz bardziej konkurencyjny, klienci grymaszą, szybko okazują znudzenie podstawianą im pod nos rynkową ofertą. Dlatego producenci tak chętnie uciekają się do manipulacji, sięgają po stylistyczne "przebieranki", przekonując za pomocą agresywnego marketingu i PR-u, że to, co proponują, to absolutna, niewiarygodna, zadziwiająca nowość. Nawet jeżeli nowy jest tylko kształt zderzaka, reflektorów i wzór tapicerki.

I jeszcze jedno. Biorąc pod uwagę obecną sytuację europejskiego przemysłu motoryzacyjnego, targi we Frankfurcie powinny odbywać się w jakiejś rozlatującej się szopie, przy przygaszonym świetle energooszczędnych żarówek, z emerytkami w roli hostess i serwowaną zwiedzającym wodą z kranu.

Zatem zamiast wybrzydzać na rzekomy przerost formy nad treścią, cieszmy się, że tak się nie dzieje. Mamy piwo, wursty, ładne dziewczyny i parę fajnych samochodów do obejrzenia.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy