"Ten syf dookoła"
Test samochodu czasem dostarcza zupełnie niespodziewanych refleksji.
Dzień jak co dzień w życiu polskiego kierowcy. Mimo że było południe, dawno po porannym i długo przed popołudniowym szczytem, wlokłem się po obwodnicy pod ołowianymi chmurami, w półmroku niemal, w absurdalnym korku, który ewidentnie powstał przez niedbalstwo lub niekompetencję zarządcy drogi. Z nudów rozglądałem się na boki, z coraz większym obrzydzeniem myśląc o ludziach, którzy pobierają całkiem znaczące pensje pochodzące z podatków. Z podatków tych wszystkich ludzi, którzy podobnie jak ja - zamiast korzystać z przepustowości drogi wybudowanej przecież specjalnie dla odciążenia ulic miasta - muszą wlec się, kisić w swych autach, bo komuś tam nie chciało się odpowiednio przemyśleć geometrii skrzyżowania lub zsynchronizować sygnalizacji świetlnej na zjeździe z trasy szybkiego ruchu.
Albo bo ktoś zastosował tak idiotyczne oznakowanie, że co chwilę jakiś zdezorientowany nieszczęśnik musi wywoływać zamieszanie, przedzierając się w ostatniej chwili przez kilka pasów w stronę mijanego zjazdu. Co komu po nawet najbardziej malowniczo narysowanych drogach, najlepiej wypadających w przedwyborczych reportażach, jeśli w realu ich przydatność jest aż tak ograniczona, jak mózgi nibyfachowców, którzy stworzyli jej otoczenie?
No i na dodatek ten syf dookoła! Czy tu w ogóle ktoś kiedykolwiek sprząta? Na obu poboczach leżały resztki opon, które kiedyś tam spadły z kół jakiejś ciężarówki, przy barierce rozdzielającej pasy wiatr poruszał porzuconymi resztkami opakowań po zakupach i kanapkach oraz butelkach - widać korek tu zdarza się często, ludzie niemal koczują tu w kabinach samochodów. Jasne, sami są parszywymi śmieciarzami, ale, do diabła, za coś się płaci służbom utrzymania ruchu! Niby widać co jakiś czas kilku odblaskowo ubranych facetów na poboczach, ale ich lenistwo i niechęć do myślenia są aż nadto oczywiste. Po prostu odwalają pańszczyznę, bo jak nie przyjmą tej roboty, to nie dostaną zasiłku.
Coraz bardziej zestresowany, zacząłem wręcz szukać kolejnych powodów do złości na wszystko i wszystkich wokół. Na przykład swoich zwyczajowych "wrogów". Nie przyglądając się nawet specjalnie, mogłem wskazać samochody, które nigdy nie powinny zostać dopuszczone do ruchu, i które każdy poważnie traktujący swe obowiązki policjant powinien wręcz usunąć z drogi ze względu albo na fatalnie ustawione światła, albo nieprzepisowe żarówki w lampach głównych, albo generalnie dramatyczny stan techniczny. Auta jadące bokiem (to możliwe nawet w korku, jak się ma samochód odpowiednio fatalnie pospawany z kilku wraków i wiaty przystanku), nawet gubiące kawałki nad- lub podwozia, dymiące, kapiące olejem lub gotującą się wodą z dziurawej chłodnicy. One też przyczyniają się przecież do tego, że przejazd jakąkolwiek drogą trwa dłużej niż powinien - nie trzeba upału, by się zagotowały. Nie trzeba stłuczki, by się nagle zatrzymały.
Tak, mógłbym je wskazać w każdej chwili - gdyby to kogokolwiek obchodziło. A przecież na pokonanych z wielkim trudem ostatnich 4-5 km widziałem przynajmniej dwa radiowozy na poboczu, założyłbym się też, że dostrzegłem "tajną" załogę na skraju mijanej dojazdówki. Ale ich zawartość miała tyle wspólnego z prezentowanymi w popularnych programach telewizyjnych, dziarskimi stróżami prawa o niezłomnym wejrzeniu, co ten korek z płynną jazdą. Panowie funkcjonariusze drzemali, czytali coś tam, jedli… Pewnie czekali, aż korek się odetka i ktoś zniecierpliwiony wreszcie będzie mógł depnąć - a wówczas pokażą mu, co potrafią! Dogonią go, pokazowo zatrzymają, zadadzą "yntelygentne" pytania, będą się puszyć swą władzą nad nieszczęśnikiem, zamiast zacząć na serio wykonywać pracę porządkową, za co im się płaci. Także przecież z podatków…
Korek lekko się rozrzedził, wszyscy przestaliśmy się turlać, a zaczęliśmy jechać. I od razu moja rozdrażniona jaźń znalazła sobie nowe powody do jeszcze większego rozdrażnienia. Bo nawierzchnia drogi była porowata, nierówna, niechlujnie wylana lub rozprowadzona, a na złączach poszczególnych odcinków wylewki, samochodem podrzucały nie tyle szpary, co wręcz progi. Rany Julek! Czy tu w ogóle użyto jakiegoś walca? To się nie trzyma kupy, nie spełnia żadnych standardów! Przecież tę drogę powinno się zamknąć, bo jak ktoś się zdoła rozpędzić ponad 80 km/h, to albo mu rozsadzi opony, albo rozerwie konstrukcję układu kierowniczego! To skandal jakiś, może rzeczywiście mają rację ci politycy, którzy wszędzie szukają przekrętów? Niemożliwe, żeby takie coś zaakceptowano bez większych łapówek… A przecież to nie pierwsza tak wyglądająca droga, po jakiej jechałem w ciągu ostatnich trzech dni. Chyba jednak ktoś powinien się przyjrzeć lokalnym władzom, wybory są przecież zaraz, może warto by było, żeby się wyborcy skrzyknęli?
Taaaak, witamy w Kaliforni.
Słoneczny Stan jest kiepską wizytówką Kraju Nieograniczonych Możliwości. Owszem, obwodnice wewnętrzne i zewnętrzne miast mają tu nawet i po sześć pasów w każdą stronę, ale za to - podobnie jak i ulice nawet w ścisłym City (poza może kilkoma alejkami w Hollywood i Beverly Hills) - rzeczywiście dramatycznej jakości. Nie z powodu zniszczenia po trzęsieniach ziemi czy starości - po prostu tu się tak pracuje. A na drogach tej kolebki masowej motoryzacji roi się wręcz od pojazdów, których nie dopuszczono by do ruchu nawet u nas - ba! Nawet chyba w Kazachstanie!
I aż dziwnie się robi - bo przecież to Ameryka. Od przeszło stu lat istna Mekka wspaniałego życia w oczach Polaków. A tu - proszę: mimo wszystkich tych rzeczy, które mnie codziennie doprowadzają do szału na polskich drogach, co chwilę przyłapywałem się na myśli, że jesteśmy lepsi.
Tyle że wolałbym, żeby nasze drogi równały do Niemiec lub Skandynawii. Ale może powoli i do tego dojdziemy? Warto mieć nadzieję.
Maciej Pertyński
Zostań fanem naszego profilu na Facebooku. Tam można wygrać wiele motoryzacyjnych gadżetów oraz już niebawem... samochód na weekend z pełnym bakiem! Wystarczy kliknąć w "lubię to" w poniższej ramce.