Partia "Sorry, Nie-da-się". W kręgach władzy bardzo popularna
Często zarzuca się politykom, że myślą tylko o następnych wyborach. Dlatego podlizują się elektoratowi, unikają ryzykownych decyzji, bez najmniejszej żenady głoszą populistyczne hasła. Wszystko po to, by utrzymać się przy żłobie.... Pardon - pozostać u władzy, czyli w służbie społeczeństwu. Na szczęście są jednak wyjątki od tej smutnej zasady. Na przykład Maria Wasiak, minister (ministra?) infrastruktury i rozwoju.
Jak wiadomo, jedną ze zmór, gnębiących polskich kierowców, stanowią wielokilometrowe zatory przed bramkami na autostradach. Głównym winowajcą jest obowiązujący system poboru opłat za korzystanie ze zbudowanych w ostatnich latach dróg. Jednym ich kawałkiem zarządza firma A, drugim B, a trzecim państwo. Tu płacisz przy wjeździe połowę stawki, a drugą na końcu płatnego odcinka, tam pobierasz bilet, a po portfel sięgasz dopiero na końcu podróży. Tu masz do czynienia z żywymi kasjerkami, tam z maszynami. Trudno się w tym wszystkim połapać. Nie pomaga poszerzanie wąskich gardeł, czyli dobudowywanie nowych bramek. Niewiele daje też angażowanie dodatkowych pracowników, którzy w godzinach szczytu zastępują automaty z biletami. Ubiegłego lata w krytycznych sytuacjach musiał interweniować osobiście premier Donald Tusk, nakazując ogólne, awaryjne podniesienie szlabanów. I obiecując rychłe, radykalne rozwiązanie autostradowego problemu.
We wrześniu 2014 r. ówczesna szefowa resortu infrastruktury i rozwoju Elżbieta Bieńkowska poinformowała, że już pół roku wcześniej zapadła decyzja o zastąpieniu obecnego, anachronicznego sposobu poboru opłat na autostradach, nowoczesnym, elektronicznym. Jej zdaniem mogłoby to nastąpić w 2016 r. Zapowiadała, że latem 2015 r. taki system zostanie wprowadzony pilotażowo na odcinku autostrady A1 z Torunia do Gdańska, gdzie w okresie wakacji tworzą się największe korki przed bramkami.
Mamy czekać aż do 2016 roku?! Dla wielu zmotoryzowanych taki, jak mawiają urzędnicy, "horyzont czasowy" wydał się zbyt odległy. Tymczasem okazuje się, że minister Bieńkowska, która wkrótce wyjechała do pracy w Komisji Europejskiej w Brukseli, była wręcz hurraoptymistką. Jej następczyni, wspomniana Maria Wasiak, twierdzi bowiem, że realnym terminem wprowadzenia zapowiadanych zmian jest rok 2018. Czyniąc to wcześniej, naruszalibyśmy ponoć warunki umowy z firmą Kapsch, która obsługuje funkcjonujący od 2011 r. na drogach krajowych system viaToll. A to naraziłoby polskie państwo na poważne koszty.
W niedawnej wypowiedzi dla Polskiego Radia szefowa MIR stwierdziła, że nowy system "Powinien dawać możliwość poboru opłat od różnego rodzaju samochodów w przyszłości, w zależności od kształtowania się rynku. Powinien też być otwarty dla odcinków koncesjonowanych, ale nie narzucać koncesjonariuszom określonych partnerów biznesowych do realizacji tego systemu. Musi być ponadto otwarty na interoperacyjność europejską". Chodzi o to, by "na tym samym urządzeniu można było przejechać z Hiszpanii do Polski przez wszystkie autostrady". Zdaniem pani minister "Nie ma sensu wprowadzać prowizorycznego i tymczasowego systemu, który działałby do 2018 roku i pobierałby dodatkowe opłaty od samochodów osobowych. Ponieważ z tego nie wynika żadna racjonalność ekonomiczna. Dublujemy koszty. One się nie zwracają w okresie eksploatacji systemu i do tego utrudniamy ludziom życie. Właściwie nie ma żadnego powodu, dla którego teraz mielibyśmy planować pobór opłat od samochodów osobowych zanim wprowadzimy interoperacyjny system z prawdziwego zdarzenia".
Jak to nie ma żadnego powodu? Jest i to nader konkretny - horror przed bramkami na autostradach. Tysiące straconych godzin i zmarnotrawionych litrów paliwa. Tu potrzebne są szybkie decyzje, które ulżą, choćby doraźnie, doli zmotoryzowanych. Zaoszczędzą im nerwów, czasu i pieniędzy. Mówienie o konieczności kompleksowego rozwiązania problemu, o "interoperacyjności europejskiej", o "otwartości dla odcinków koncesjonowanych" bez "narzucania określonych partnerów biznesowych" (cokolwiek to w praktyce znaczy), sprawia, że nawet ów rok 2018 jako data zmian w systemie poboru opłat na autostradach wydaje się zupełnie nierealny.
A swoją drogą trzeba podziwiać odwagę minister Wasiak. Zbliżają się wybory prezydenckie, a później te ważniejsze - parlamentarne. W tej sytuacji, zgodnie ze wspomnianymi na wstępie regułami politycznej gry, szefowa kluczowego resortu powinna unikać przekazywania jakichkolwiek drażniących wyborców wiadomości, zapewniać, że "z troską pochyla się nad losem polskich kierowców", mówić o "prowadzeniu intensywnych prac zmierzających w kierunku" itd. Tymczasem, nie bacząc na reakcję opinii publicznej, w tak ważnym dla swojego rządu momencie otwarcie zapisuje się do partii "Sorry, Nie-da-się". Skądinąd jakże w kręgach władzy popularnej...