OS 2: Cwaniaczek

Podczas zajęć w ramach założonej przeze mnie szkoły bezpiecznej jazdy zawsze zwracam uwagę kursantom, że prowadzenie samochodu to wielka odpowiedzialność. To truizm, powie niejeden z Was, ale czy na pewno?

Pomyślcie przez chwilę o tym. Oczywiście każdy wsiadając do samochodu chce bezpiecznie dotrzeć do kresu podróży bez względu na to, jaki dystans ma do pokonania. To jednak za mało. Sami przyznajcie, jak często zastanawiacie się nad tym ile niebezpieczeństw czai się na Was na drogach? Powiem więcej, czy kiedykolwiek przyszło Wam do głowy, że Wy również stanowicie zagrożenie dla innych uczestników ruchu drogowego?

W poprzednim felietonie pisałem o kompletnym braku przygotowania wielu kierowców do walki z dziurawymi drogami. Te same czynniki (stres, brak koncentracji, wyścig z czasem itd.) robią z Was przysłowiowe ?maszyny do zabijania?. Widok kierowcy przerzucającego telefon z ręki do ręki, żeby w trakcie rozmowy operować kierownicą i dźwignią zmiany biegów to prawdziwa plaga. A trzeba jeszcze skręcać, więc dochodzi włączanie kierunkowskazów, po przejechaniu kałuży wypadałoby uruchomić wycieraczki, żeby cokolwiek zobaczyć. Pantomima pełną gębą. Powstaje wiatr, który rozwiewa włosy pasażerom. Założę się, że nie ma miejsca i czasu, by pomyśleć o zagrożeniu, jakie powoduje takie zachowanie. Gorzej jak nie zdąży się spojrzeć w lusterko i...

Reklama

Jak już wspomniałem jest to prawdziwa plaga. Wielu kierowców doszło zresztą do dużej wprawy w takim stylu jazdy. Mało tego, znam mnóstwo osób, które uważają, że dopiero w samochodzie mogą spokojnie załatwić zaległe sprawy. Szkoda, że niewielu decyduje się na inwestycję w urządzenia ułatwiające godzenie telefonowania z prowadzeniem samochodu.

Podany przykład to tylko jeden z grzechów głównych. Można by jeszcze długo wyliczać, że wspomnę o zajadaniu kanapek, poprawianiu makijażu, czytaniu gazety itd. Są jednak sytuacje, które budzą już grozę. Mam na myśli np. tych wszystkich ?bosmanów? wypływających swoimi zaśnieżonymi batyskafami na drogę, którą widzą przez niewielkie koślawo wyskrobane bulaje (czasem tylko z przodu). Jadą z nosem przyklejonym do szyby leżąc na kierownicy. Przecież za chwilę wszystko odtaje, śnieg i lód spłynie a łódź podwodna sama przeobrazi się w samochód. To już skrajny objaw nieodpowiedzialności i bezmyślności.

Już słyszę te głosy usprawiedliwienia: bo to tylko kilkaset metrów, bo nie będę specjalnie wcześniej wstawać, żeby skrobać samochód na mrozie, bo nie stać mnie na garaż itd. Otrzeźwienie przychodzi znienacka, kiedy jest już za późno. Ile byśmy wtedy dali, żeby cofnąć czas. Nawiasem mówiąc, czy zdajecie sobie sprawę jak wiele wypadków powodują ci, którzy wyjechali po przysłowiowe papierosy? I nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Krótkie wypady najczęściej są nieplanowane. Kierowca wsiada do samochodu rozkojarzony, czasem wręcz w kapciach, niejeden nie zapina pasów. Skutki łatwo przewidzieć.

Powtórzę: prowadzenie samochodu to wielka odpowiedzialność. Starajcie się zawsze być skoncentrowani zasiadając za kierownicą, a unikniecie wielu przykrych przygód. Krótka anegdota. Pewnego mroźnego ranka wyjechałem z domu. Po kilkuset metrach przeprowadziłem próbę hamowania, która nie wypadła imponująco. Było ślisko. Nieco dalej był zjazd w dół do przejazdu kolejowego. Właśnie zaczął się zamykać szlaban. Dwa samochody jadące przede mną zahamowały. Zamierzałem zrobić to samo, ale zaniepokoił mnie widok we wstecznym lusterku. Zza wzniesienia wyłonił się Żuk. Jego kierowca nie spodziewał się tego, co zobaczył. Jechał zbyt szybko. Powoli zjechałem na prawą stronę i ustawiłem się na chodniku obok jednego z samochodów oczekujących na podniesienie szlabanu. Zgodnie z przewidywaniami Żuk wpakował się w tył mojego sąsiada, wszystkie trzy samochody wylądowały na torowisku łamiąc przy tym szlaban. Na szczęście pociąg był jeszcze daleko. Kierowca Żuka zdołał wydostać się o własnych siłach. Popatrzył na mój nawet nie draśnięty samochód, odwrócił się w stronę pobojowiska, które stworzył, po czym krzyknął do mnie: ?A pan to cwaniaczek!?. ?Pewnie miałem jak frajer czekać, aż mnie też zepchnie pan pod pociąg?!? - mniej niegrzecznie nie byłem w stanie odpowiedzieć.

Pointa tej prawdziwej historii jest nader czytelna. Trzeba mieć zawsze oczy dookoła głowy. Nawet pod naszym oknem może spotkać nas niemiła niespodzianka. Na naszych drogach mamy naprawdę dużo okazji do wykazywania się sprytem, czy to z powodu ich stanu, czy też bezmyślności i brawury innych kierowców. Myśląc o niebieskich migdałach podczas prowadzenia samochodu prędzej czy później spotkają Was nieprzyjemności, których doświadczył kierowca Żuka. Oby nie większe. Ktoś kiedyś powiedział: ?Jedź tak jakby wszyscy chcieli cię zabić?. Brutalne, ale rozsądne!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: odpowiedzialność | ITD | kierowca
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy