Mitsubishi ASX kobiecym okiem
Jak wiecie od paru tygodni towarzyszy nam Mitsubishi ASX, który trafił do naszej redakcji na test długodystansowy. Jak do tej pory samochodem pokonaliśmy około 1500 km. Ostatnio pojazd trafił do rąk pewnej kobiety...
Panią Urszulę, która miała okazję jeździć ASX-em przez kilka ostatnich dni, śmiało określić można mianem kobiety sukcesu. Nasza bohaterka od kilku lat pełni funkcję dyrektora w pewnej państwowej firmie, ma kochającą rodzinę i domek pod miastem. Do codziennych dojazdów służy jej kilkuletni Opel Meriva.
Niestety, mimo niewielkiego przebiegu, samochód nadszarpnął ostatnio jej zaufanie. Pojawiły się problemy z klimatyzacją i ogrzewaniem, niedawno - na szczęście pod domem - zepsuł się mechanizm przełączania biegów. To sprawiło, że pani Ula coraz poważniej zaczyna zastanawiać się nad zmianą auta. Co sądzi o Mitsubishi?
- Początkowo przerażały mnie gabaryty samochodu. Po przesiadce z Opla auto wydawało się być ogromne. Na szczęście fotel kierowcy podnieść można bardzo wysoko. Nie ukrywam również, że miałam stracha przed pierwszym wjazdem do garażu. Mały Opel mieści się tam bez problemu, ale pierwsze parkowanie ASX było dla mnie wyzwaniem, zwłaszcza że - zazwyczaj - wjeżdżam tyłem. Samochód ma jednak ogromne lusterka, które bardzo ułatwiają manewrowanie. Pomocne okazują się też czujniki cofania.
Wiemy, że do tej pory bardzo podobały się Pani niewielkie SUVy. Czy po pierwszym fizycznym kontakcie nie zmieniła Pani zdania?
- Zdecydowanie, nie! Jak większość kobiet, również i ja lubię patrzeć na wszystko z góry. Wysoka pozycja za kierownicą to świetna sprawa. Zauważyłam też jednak pewne minusy. Problematyczne może być np. zajmowanie miejsca za kierownicą w szpilkach i spódnicy. Do auta wsiada się bowiem trochę "pod górkę".
A jak ocenia Pani jazdę miejską terenówką?
Gdy dowiedziałam się, że pod maską pracuje benzynowy silnik o pojemności 1,6 l miałam mieszane uczucia. Taki sam mam przecież w swoim małym Oplu. Byłam pewna, że w przypadku tak dużego auta, jak Mitsubishi o sprawnym wyprzedzaniu nie może być mowy. Na drodze zupełnie nie odczułam jednak braku mocy. Prawie 120 KM robi swoje - auto chętnie nabiera prędkości. Mąż był trochę zawiedziony, że w samochodzie jest pięciostopniowa skrzynia biegów. Gdy jednak wybraliśmy się autostradą do Wrocławia, ledwie się obejrzał, a wskazówka prędkościomierza przekroczyła przepisowe 140 km/h. Obydwoje byliśmy pod wrażeniem, zwłaszcza że komputer pokładowy pokazywał średnie spalanie na poziomie 7,5 l/100. Żeby tak mój Opel tyle palił!
Podoba mi się również to, że dojeżdżając do domu po drodze gruntowej, samochód nie zachowuje się jak piłeczka od ping-ponga. Dziur, które swoim Oplem omijać muszę szerokim łukiem, prawie w ogóle się nie odczuwa.
Dowiedzieliśmy się już, że problematyczne może być wsiadanie do auta w spódnicy. Czy zauważyła Pani jeszcze jakieś wady?
Prawdę mówiąc - nie, ale kilka uwag - jak to facet - miał mój mąż. Narzekał np, że w samochodzie szumią opony. Przyzwyczajona do Merivy nic takiego nie zaobserwowałam, ale "marudzenie" męża, być może wzięło się stąd, że na co dzień porusza się Volvo S80. Muszę jednak powiedzieć, że był pod wrażeniem skrętu, czyli jak to fachowo ujął "średnicy zawracania". Tam, gdzie swoim Volvo zawracać musiał na trzy razy, ASX "obracał się" na raz.
A co powie Pani o cenie. W tej wersji na ASX kosztuje około 75 tys. zł.
No tak, to drażliwa kwestia. Autem na pewno mogłabym jeździć na co dzień, ale 75 tys. zł to - w polskich warunkach - duże pieniądze. Od paru lat nie mieszkamy jednak z dziećmi i - prawdę mówiąc - zaczynam się zastanawiać, czy w perspektywie coraz bliższej emerytury potrzebne są nam z mężem dwa samochody. Cóż, faceci to sknery, ale - być może - uda mi się go namówić. Japońskie auta słyną przecież z niezawodności, a - z wiekiem - człowiek potrzebuje przecież coraz większego spokoju.