Le Mans: Cel zrealizowany

12 kwietnia br. odbyła się pierwsza runda najtrudniejszego wyścigu na Świecie Master Of Endurance na torze Le Mans we Francji.

Marek Nyga startujący w barwach Castrol Yamaha Endurance Poland debiutował w wyścigu 24 godzinnym a celem całego zespołu było przede wszystkim ukończenie wyścigu oraz zdobycie niezbędnego doświadczenia.

W wyścigu 24 godzinnym startuje tylko jeden motocykl a trzech kierowców zmienia się co ok. 1 godzinę. W naszej Yamasze R-1 dwa razy w nocy zepsuł się automat zmiany biegów i straciliśmy 25 minut na naprawę. Markowi z powodu ciasnego kombinezonu puchły mięśnie rąk co powodowało tracenie czucia

w rękach i odnotowywał gorsze czasy od Andrzeja Pawelca i Alka Dubelskiego. Na torze Bugatti w Le Mans jest Medical Service i lekarze co godzinę przeprowadzali Markowi masaże rąk.

Reklama

Dla mechaników był to też debiut i mimo bardzo ciężkiej pracy możemy jeszcze dużo przyspieszyć czas w pit stopach, których w trakcie całego wyścigu było ponad 30. Ogólnie zajeliśmy 27 miejsce w klasyfikacji generalnej i 11 w swojej klasie - Stocksport. Z wyliczeń wynika, że gdyby nie stracony czas na naprawę skrzyni biegów tj. ok. 17 okrążeń zajęlibyśmy 7 miejsce w swojej klasie.

Inny polski zespół PolandPosition, który dysponuje bogatym doświadczeniem zebranym podczas co najmniej 2 lat startów w wyścigach Endurance zajął

2 pozycję w swojej klasie co budzi w nas optymizm żeby zajmować podium

w Pucharze Świata Master Of Endurance.

Marek Nyga: - To była dla mnie prawdziwa szkoła pod każdym względem. Nigdy nie siedziałem na motocyklu aż tak długo w ciągu jednej doby. Nigdy nie jeździłem ekstremalnie w nocy a najgorszy był ból rąk, który powodował tracenie czucia. Nowy kombinezon, który przyszedł tuż przed wyjazdem do Le Mans okazał się zbyt ciasny i powodował nacisk na mięśnie rąk. Podczas pierwszej zmiany wytrzymałem tylko 20 minut jazdy a hamowania podczas ostatnich okrążeń pokonywałem z okrzykiem. Lekarz, który masował mi ręce zauważył, że kombinezon ma źle wykonane rękawy, które wywierały ucisk na mięsnie. Zdecydowałem się na start w starym kombinezonie i od razy okazało się co było przyczyną bólu. Niestety "rana" nie pozwalała żebym jeździł w swoim normalnym tempie i notowałem gorsze czasy od kolegów z zespołu. Ogólnie mówiąc jestem bardzo szczęśliwy, że startując pierwszy raz ukończyliśmy wyścig

i to na bardzo wysokiej pozycji. Ponad 20% zespołów w ogóle nie dojechało do mety czy to z powodu awarii motocykla czy z powodu wypadków. Zebrałem cenne doświadczenia, wiem co musze zrobić żeby było lepiej i mam nadzieje, że następna runda będzie dla nas kolejnym sukcesem. Dziękuje wszystkim kolegom

z zespołu za wykonany kawał dobrej roboty...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: le mans
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy