Kaczka drogowo-sądowa?
Sejm i Senat przyjęły nową ustawę o ruchu drogowym, u prezydenta też nie powinno być problemów, bo wszyscy strasznie się kwapią przykładać rękę do podnoszenia bezpieczeństwa na drogach.
Ostatnio odbywało się to niestety tylko za pomocą likwidowania ruchu, przez dostawianie zrodzonych w chorych umysłach oznakowań i innych elementów, których jedynym zadaniem było maksymalne utrudnienie jazdy autem - poza tymi, które stawiano wyłącznie dla Policji, żeby miała gdzie ustawiać się z łapankami.
Teraz wszystko ma się zmienić, czego symbolem jest choćby podniesienie limitów prędkości. Do tej pory - w efekcie zastosowania wymienionych wyżej obstrukcji - niemożliwe było nawet osiąganie szybkości przepisowych, jednak panowie politycy obiecują nam zmiany. Teraz tym, co się dzieje na polskich drogach, zajmować się ma zupełnie nowa instytucja o nazwie Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym, która będzie mieć pod sobą np. fotoradary, ale jej kompetencje będą o wiele szersze. Ma się stać de facto czymś w rodzaju Ministerstwa Ruchu Drogowego. Pozostaje mieć nadzieję, że coś rzeczywiście sensownego z tego wyjdzie, skoro podlegać to będzie Głównemu Inspektoratowi Transportu Drogowego, czyli instytucji pełnej prawdziwych fachowców od motoryzacji. Wiem, bo znam kilku spośród nich i znam ich nastawienie do życia i pracy. I zarówno jako dziennikarz, jak i nieufny wobec każdej władzy kierowca - im ufam.
A oni mi wyłożyli, że naprawdę będzie teraz lepiej na polskich drogach. Nie, nie dlatego, że mandaty z fotoradarów będą naliczane automatyczne. Nie dlatego nawet, że teraz pod ich nadzorem fotoradary - tak jak i wszystkie znaki - będą stawiane tylko w tych miejscach, gdzie to naprawdę jest potrzebne, gdzie podniesie bezpieczeństwo, a nie tam, gdzie najłatwiej "trafić jelenia". Obiecali mi też, że w ciągu kilku miesięcy, jakie muszą upłynąć do czasu wejścia w życie nowej ustawy, przeprowadzony zostanie pełny i kompleksowy przegląd oznakowania polskich dróg. Z gwarancją usunięcia WSZYSTKICH znaków ustawionych lub namalowanych czy wbitych idiotycznie, samowolnie, bezsensownie, tylko statystyki bądź dla Policji i jej łapanek itp. I z wprowadzeniem prawidłowej, logicznej, poprawiającej płynność ruchu organizacji.
Pewnie, od tego nie przybędzie nam dróg, ale może choć na tych, które są, zacznie być nieco lepiej? Małe to pocieszenie, ale jednak. Na zasadzie "skoro nie pomagasz, to chociaż nie przeszkadzaj".
Mam tylko jeden problem: z nazwy "Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym" wychodzi mi skrótowiec CANARD, co po francusku oznacza "kaczor", a w powszechnym rozumieniu po francusku i angielsku "kaczka dziennikarska", "humbug". Przyszło mi to do głowy, gdy obserwowałem senacką debatę nad tą ustawą. Kiedy już wszystko wydawało się jasne, nagle pojawiło się oskarżenie, że w związku z niedopełnieniem formalności cała ustawa ma być niekonstytucyjna. I groźba, że nawet jak Senat ustawę "klepnie", zostanie ona przez Naczelny Sąd Administracyjny zaskarżona w Trybunale Konstytucyjnym! Bo nie zasięgnięto opinii Krajowej Rady Sądownictwa.
Pytanie, co ma piernik do wiatraka? Przecież to wymóg związany z ustawami dotyczącymi sądów w Polsce! A gdzie tu cokolwiek o sądach?
Już zacząłem międlić w ustach inne francuskie słowo: CONNARD (po francusku - palant), kiedy coś mi zaświtało. Otóż jednym z kruczków ukrytych w tej "fotoradarowej ustawie" jest likwidacja tzw. świętych krów. Bo mandaty za przekroczenie prędkości staną się karami administracyjnymi, a więc niepodlegającymi jakimkolwiek ograniczeniom natury immunitetowej. Płacić będą więc pospołu normalni Kowalscy i Pertyńscy, ale i panowie Kurski, Komorowski (lub ich kierowcy), czyli posłowie i senatorzy, a nawet dyplomaci (nie ich ambasady!), jeśli zostaną przyłapani na przekraczaniu prędkości czy innym wykroczeniu drogowym. Jeśli więc nawet nasi niezwykle przewrażliwieni na punkcie swej nietykalności parlamentarzyści zgodzili się na automatyczne obciążanie ich mandatami, a nagle pojawia się oskarżenie o brak konsultacji sądowniczych, to może chodzi o zamach na ostatni, niewymieniony przeze mnie dotąd immunitet?
Nie! To przecież niemożliwe, żeby jakiś sędzia w ogóle łamał prawo, a więc i przekraczał prędkość, i zasłaniał się potem immunitetem. A tym bardziej, by usiłował utrącić jakąś ustawę właśnie dlatego, że w tak przyziemnej sprawie jak łamanie przepisów drogowych miałby być przez nią traktowany jak każdy inny obywatel.
Nie, to niemożliwe!
Nie...
Maciej Pertyński