Jesteśmy w Meksyku. Pojechaliśmy na Rally Guanajuato Mexico

- Piewrsi raz? - pyta smagłolica urzędniczka, podnosząc wzrok znad wręczonego jej przed chwilą paszportu.

No tak, to pewnie omamy słuchowe spowodowane długim lotem z Europy, zmianą stref czasowych i ponadgodzinnym oczekiwaniem w kolejce do odprawy granicznej...

- Piewrsi raz w Mexico? - powtarza swoje pytanie umundurowana jejmość.

- Pierwszy - zatem się nie przesłyszałem...

- Ile dni bedzieś?

- Pięć. Mówi pani po polsku?!

- Tylko trochę. Uczyłam się na studiach - odpowiada już po angielsku funkcjonariuszka urzędu imigracyjnego, żegnając się jednak polskim "do widzenia"...

Jesteśmy w Meksyku. Przyjechaliśmy tu, by obserwować Rally Guanajuato Mexico. Historia tej imprezy sięga roku 1979. Od 2004 r. (z przerwą w 2009 r.) ma ona status jednej z rund rajdowych mistrzostw świata FIA. Osiem rajdów, osiem zwycięstw Sebastiena Loeba. Tym razem będzie jednak inaczej. Genialny francuski kierowca znacznie ograniczył swój kalendarz startów i za oceanem się nie pojawił. W tej sytuacji do roli głównego faworyta urósł jego rodak, imiennik i dawny kolega z zespołu Citroena, Sebastien Ogier, obecnie występujący w barwach Volkswagena, za kierownicą VW Polo R WRC. W pierwszej tegorocznej próbie, w Monte Carlo, był drugi, za Loebem, w lutowym rajdzie na śniegach i lodach Szwecji, wygrał, wyprzedzając Loeba. Rywalizacja obu Francuzów zaczyna nieco przypominać narciarskie zmagania Justyny Kowalczyk i Marit Bjoergen...

Reklama

Międzynarodowe, ruchliwe lotnisko w Ciudad de Mexico jest pilnie strzeżone przez wojsko i policję. Stałe posterunki zainstalowano nawet przy... pisuarach w męskich toaletach. Po kontroli bagażu jedziemy nowoczesną nadziemną kolejką do terminala, z którego samoloty lokalnych linii lotniczych odlatują do Leon. To właśnie okolice tego półtoramilionowego, turystycznie mało atrakcyjnego miasta od kilku lat stanowią arenę, na której rozgrywa się Rajd Meksyku. Udział w tegorocznej imprezie zgłosiło 27 załóg. Niewiele - w Monte Carlo była ich ponad setka. Cóż, odległość i związane z tym koszty robią swoje...

Mimo skromnej liczebnie obsady impreza zapowiada się jednak ciekawie. 23 odcinki specjalne o łącznej długości około 395 km (najdłuższy liczy aż 54,85 km), szutrowa nawierzchnia, do tego wysokość, grubo przekraczająca 2000 m nad poziomem morza.

W czwartek rano jedziemy obejrzeć shakedown. W wiosce, którą należałoby pokazywać wszystkim malkontentom, narzekającym na polską biedę i bylejakość, zatrzymuje nas patrol policji. Owszem, mamy wszelkie niezbędne zezwolenia, ale nie robią one na uzbrojonych po zęby funkcjonariuszach większego wrażenia. Na szczęście sprawa się wyjaśnia i możemy kontynuować podróż wąską, krętą, wijącą się wciąż w górę drogą czy raczej dróżką.

Wreszcie osiągamy cel, czyli stanowisko dla dziennikarzy, urządzone koło malowniczego kościółka. Do startu zostało jeszcze trochę czasu, więc można przyjrzeć się bliżej zawodnikom i ich samochodom. Jakaś blondwłosa Czeszka, samotnie maszerująca z przyczepioną do kija hokejowego flagą narodową, rozmawia ze swoim rodakiem Martinem Prokopem. Największe zainteresowanie budzi jednak 315-konne Polo R WRC Sebastiena Ogiera i jego pilota Juliena Ingrassi. Francuski kierowca nie odmawia krótkiego wywiadu przed kamerą jakiejś stacji telewizyjnej.

Odcinek testowy wygrywa kierowca Citroena, Mikko Hirvonen, a my jedziemy do Poliforum, wielkiej hali w Leon, gdzie znajduje się centrum zawodów i gdzie urządzono stanowiska serwisowe poszczególnych ekip. Jak ktoś zauważył, w tych dniach, biorąc pod uwagę wartość znajdujących się tu pojazdów, jest to prawdopodobnie jeden z najdroższych parkingów świata...

Podczas krótkiej uroczystości zostaje dokonana oficjalna prezentacja trzynastu ekip, startujących w klasie WRC i ustalona kolejność startu w wieczornym pierwszym odcinku specjalnym.

Najwyższe miejsce na liście zajmuje jedyna polska załoga w tej stawce, Michał Kościuszko i Maciej Szczepaniak, reprezentująca zespół Lotos Team WRC. Ich Mini osiągnęło w shakedown najgorszy czas spośród wszystkich "wurców", lecz mimo to Michał Kościuszko w rozmowie z polskimi dziennikarzami mówi, że jest zadowolony ze swojej jazdy.

Potem mamy okazję uczestniczyć w konferencji prasowej zespołu Volkswagena. Sebastien Ogier - uśmiechnięty, sympatyczny 29-latek o bardzo młodzieńczej prezencji, pozbawiony jakichkolwiek gwiazdorskich manier - twierdzi, że nie czuje żadnej presji związanej ze swoim startem w Meksyku. Jari-Matti Latvala szeroko rozwodzi się nad strategią korzystania z opon: kiedy zakładać twarde, a kiedy miękkie. Nie mógł wówczas przewidywać, że już na pierwszym piątkowym a trzecim w ogóle odcinku specjalnym uszkodzi wahacz w zawieszeniu swojego Polo R WRC, straci następnych 11 "oesów" i wszelkie wcześniejsze rachuby wezmą w łeb.

Na razie mamy jednak czwartek i po opuszczeniu Poliforum jedziemy do Guanajuato - malowniczego, zabytkowego miasta, znanego w przeszłości z wydobycia srebra.

To tu, w wieczornej scenerii rozświetlonych reflektorami uliczek, zostanie rozegrany pierwszy, ledwie kilometrowej długości odcinek specjalny. Siedzimy przy stanowiącym część tej trasy rondzie, które kierowcy pokonują efektownym driftem, entuzjastycznie witanym przez licznie zgromadzoną publiczność. Start każdej z załóg jest poprzedzany jej prezentacją i krótką rozmową z kierowcą, które możemy obserwować na telebimie. Każdy mówi oczywiście, że bardzo lubi ten rajd, że cieszy się z przyjazdu do Meksyku, że kocha miejscowych kibiców itp. Przy Michale Kościuszce spiker, obdarzony temperamentem godnym południowoamerykańskich sprawozdawców piłkarskich, nie omieszkał wspomnieć, że jest on rodakiem Roberta Kubicy, "byłego kierowcy Formuły 1".

Monster Street Stage Guanajuato wygrał Thierry Neuville (Ford Fiesta WRC, Qatar World Rally Team). Ogier był czwarty, Latvalla piąty a Kościuszko ósmy. Tu mała dygresja - ludzie związani bliżej ze środowiskiem rajdowym wyrażają wątpliwości co do klasy sportowej załogi Kościuszko - Szczepaniak, padają też pytania, skądinąd uzasadnione, jaki interes może mieć jej sponsor, firma Lotos, w promowaniu się w równie egzotycznych miejscach jak Meksyk.

Z drugiej strony trudno przecenić rolę, jaką odgrywają krakowski kierowca i jego pilot w przypominaniu w świecie o istnieniu takiego kraju jak Polska. Dzięki ich startowi wielokrotnie słyszeliśmy z głośników słowa "Polonia" i "Los Polacos"...

Kiedy w piątkowe południe jedziemy na ósmy odcinek specjalny, El Cubilete 2, zawodnicy mają już sobą uznawany za najtrudniejszy OS nr 6 - El Chocolate 1. Prowadzi Ogier przed Madsem Ostbergiem i Mikko Hirvonenem. Aby dotrzeć z parkingu do miejsca, z którego będziemy obserwować przejazd musimy pokonać spory kawałek pagórkowatego terenu, co na wysokości odpowiadającej mniej więcej wysokości polskich Rysów nie jest bynajmniej łatwe.

Dużo bardziej komfortowo czujemy się wieczorem, na autodromie w Leon, gdzie zorganizowano odcinki specjalne nr 12 i 13. Ich trasa jest krótka, liczy tylko 2,21 km, ale spektakularna - są kilkumetrowe skoki, ostre zakręty. Do tego kierowcy jadą symultanicznie, w parach, co wzmaga emocje. Michał Kościuszko ściga się z Martinem Prokopem. Niestety, przegrywa. W obydwu przejazdach superoesu najlepszy okazał się Ogier, oklaskiwany przez piętnastotysięczną publiczność.

Sobotni OS 15 o nazwie "Otates 1", który obserwujemy w Sauz Seco, przyciągnął chyba jeszcze więcej widzów. Przyjechali autobusami, samochodami osobowymi, motocyklami, quadami, a nawet konno. Równie tłumnie jest wieczorem w Poliforum. Każdy wjeżdżający tu na stanowisko serwisowe pojazd i jego załoga witają głośne okrzyki. Natychmiast wyciągają się setki aparatów fotograficznych i setki rąk po autografy.

Co zrozumiałe, z największym entuzjazmem spotyka się jadący citroenem DS 3 WRC meksykański kierowca Benito Guerra, traktowany jak bohater narodowy. Panuje atmosfera odświętnego pikniku. Liczne stoiska handlowe oferują motoryzacyjne gadżety i odzież. Na stoisku jednego ze sponsorów swoje wdzięki prezentuje odziana w bikini piękność, wzbudzająca żywe zainteresowanie fotoreporterów. Na wielkim telebimie wyświetlany jest - wciąż od początku - film pokazujący sukcesy Volkswagena w Rajdzie Szwecji. Zresztą obecność niemieckiego koncernu widoczna jest tu dosłownie na każdym kroku.

Gdy w niedzielny ranek docieramy na trasę OS nr 22 w La Estancia rajd jest w zasadzie rozstrzygnięty: Sebastien Ogier ma ponad 3,5 minuty przewagi nad drugim w klasyfikacji Mikko Hirvonenem. Sędziowie, na podstawie systemu GPS odjęli Francuzowi 40 sekund straty, którą poniósł, ponieważ jakiś dowcipniś zamknął na trasie jego przejazdu bramkę, używaną tu dla oddzielenia poszczególnych pól. Wiemy już także, że na starcie tego oesu nie stanęła załoga Kościuszki i Szczepaniaka. Pech dopadł Polaków już w sobotę. Najpierw mieli problemy z przegrzewaniem się silnika, potem ich Mini straciło tylny napęd. Ostatecznie nawaliło na najdłuższym, 55-kilometrowym odcinku specjalnym Guanajuatito.

Poza tym na OS 22 Derromadero Power Stage było jak zwykle: palące słońce, duża wysokość, silny, porywisty wiatr unoszący olbrzymie tumany pyłu, rozległy aczkolwiek jałowy pejzaż z brunatno-żółtymi polami, bezlistnymi, kolczastymi krzewami i zakurzonymi opuncjami... I tym razem oczywiście nie zawiedli kibice, zajmujący również miejsca - przy bierności służb porządkowych - z pewnością nie należące do bezpiecznych. Szczęśliwie obyło się bez wypadku, choć brakowało chwilami naprawdę niewiele - na przykład wtedy, gdy z pokonaniem gęsto obsadzonego przez widzów zakrętu miał problemy jeden z ich ulubieńców, Amerykanin Ken Block.

W Poliforum swoją zwycięską załogę członkowie ekipy technicznej Volkswagena witali, przywdziewając maski, w których występują w Meksyku zawodnicy wrestlingu. Oficjalną ceremonię zakończenia rajdu zorganizowano w pobliskim parku. Samochody wjeżdżały na specjalną rampę. Temperamentny, poznany przez nas już wcześniej spiker prezentował poszczególne załogi, wszystkim pilotom zadając to samo pytanie: o liczbę stron opisu najdłuższego odcinka specjalnego (rekordzista przygotował ich ponad 70). Anonsując Nassera Al-Attiyaha (piąte miejsce) przypomniał, że jest on również zwycięzcą Rajdu Dakar oraz medalistą olimpijskim w strzelaniu. Godna podziwu wszechstronność Katarczyka została nagrodzona przez publiczność oklaskami.

A potem było wielkie fetowanie zwycięzców - deszcz konfetti, morze szampana, sombrera i kowbojskie buty w prezencie od sponsorów, wreszcie hymny. Niemiecki, dla producentów Volkswagena Polo R WRC oraz Marsylianka dla jego francuskiej załogi...

Adam Rymont

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy