Ile kosztuje paliwo w Chorwacji? Tutaj się dowiesz
Na chorwackiej Istrii trwa wyjątkowa susza. Turystów cieszy utrzymująca się od wielu dni słoneczna, upalna pogoda, ale i ich dotknęły pewne uciążliwości.
Wyłączono wodę w prysznicach na plażach, z braku możliwości odpowiedniego przygotowania nawierzchni nieczynne są ziemne korty tenisowe. Nie można też zapominać o nieustającym zagrożeniu pożarami...
Gdy żar się leje z nieba, nie ma się ochoty na wycieczki. Zwłaszcza, że kemping, na którym przebywamy, położony jest tuż przy miasteczku Vrsar. Można tam przejść się spacerem wzdłuż brzegu morza, można pojechać rowerem. Dlatego nasz testowy mercedes viano parkuje nie niepokojony pod dającym miły cień drzewem.
Nadeszła jednak chwila, gdy zdecydowaliśmy się wyruszyć nim na krótką eskapadę - do miejscowości Rovinj, znanej z tysięcy widokówek i migawek telewizyjnych, reklamującej uroki Chorwacji.
Ruszamy po śniadaniu. W baku mamy jeszcze sporo paliwa, zatankowanego przed tygodniem w Słowenii, ale przejeżdżając obok stacji benzynowej z ciekawością rzucamy okiem na ceny. Litr oleju napędowego kosztuje 9,62 kuny (miejscowa waluta). 1 kuna to równowartość 0,56 zł, więc wychodzi, że jest tu taniej niż w Polsce.
Pierwszym przystankiem jest wieś Klostar z ruinami dawnego klasztoru. To końcowy punkt popularnej trasy rowerowej, prowadzącej z Vrsaru. Kilka zdjęć i jedziemy dalej, malowniczą drogą wokół Limskiego Kanału, zwanego też Limfiordem, bo rzeczywiście przypomina do złudzenia norweskie fiordy - morze wdzierające się lazurowym klinem głęboko w ląd. Tylko woda w Adriatyku jest o dobrych kilkanaście stopni cieplejsza niż ta w akwenach oblewających Skandynawię...
Zjeżdżamy w dół. Zakręt za zakrętem. Viano, choć to kawał auta, świetnie spisuje się na takiej serpentynie, w czym z pewnością pomaga napęd na cztery koła. Nas najbardziej cieszy jednak sprawna praca klimatyzacji.
Ponownie podziwiamy jakość chorwackich dróg, pamiętając, jak wyglądały one jeszcze kilka lat temu.
Rovinj. Z daleka majaczy już majestatyczna wieża górującego nad miastem kościoła św. Eufemii. Miasto jest niezmiennie urokliwe, chociaż, mimo południowej pory, mocno zatłoczone. Zatrzymujemy się na płatnym parkingu prawie w samym centrum, przy porcie. Najpierw trzeba wziąć bilet, w automacie, a przy wyjeździe uiścić opłatę w równie automatycznej kasie. Honoruje ona kuny i karty płatnicze.
Przesiadamy się na zapakowane do bagażnika (!) mercedesa rowery i ruszamy na przejażdżkę. Gdy zmęczeni, spoceni i zakurzeni wracamy na parking okazuje się, że za trwający dokładnie 2 godziny i 10 minut postój płacimy 19,50 kuny, czyli około 11 zł. No cóż, tanio nie jest, ale przecież to modny kurort.
Jeszcze kąpiel w ciepłym Adriatyku i wracamy do Vrsaru. Tą samą drogą, którą przyjechaliśmy. Jak zwykle u celu podróży sprawdzamy spalanie. 10 litrów na 100 km. Jak na panujący upał i krętą, pagórkowatą trasę całkiem nieźle.
Poniżej pozostałe teksty z naszej samochodowej wyprawy do Chorwacji: