Jedziemy autem do Chorwacji (nie na Chorwację)

Jedziemy naszym testowym mercedesem do Chorwacji (a nie, jak mówią niektórzy - "na Chorwację"). W planie - dwa tygodnie na półwyspie Istria, pod namiotem.

Zabieramy zatem kompletne wyposażenie kempingowe. Viano idealnie nadaje się do takich eskapad - pomieści we wnętrzu mnóstwo potrzebnych do biwakowania przedmiotów. I te niepotrzebne zresztą też...

Zaczynamy jednak od wymontowania dwóch spośród sześciu foteli. Trochę to kłopotliwe, wymaga zajrzenia do instrukcji i nieco siły, ale udało się. Po wspomnianym zabiegu we wnętrzu vana powstaje ogromna przestrzeń ładunkowa, w której swobodnie, oprócz wyżej wymienionych "1000 i jeden drobiazgów" staną również dwa pełnowymiarowe rowery. Bajka!

Pakowanie viano różni się jednak od pakowania innych samochodów. Tam przy urlopowym wyjeździe wykorzystujemy wszystkie zakamarki, tu tych zakamarków jest niewiele, więc bardzo przydatne okazują się foremne skrzynki i pudła. Auto - kontenerowiec? Czemu nie...

Jeszcze instalacja siatki, oddzielającej część bagażową od pasażerskiej i gotowe.

Reklama

Ruszamy w sobotę, o godzinie 8 rano, w kierunku Cieszyna. Na ostatniej stacji benzynowej przed granicą tankujemy paliwo. 5,65 zł za litr oleju napędowego. Zastanawiamy się, czy nie kupić tu także winietek autostradowych. Rezygnujemy, widząc, że stacja narzuca na ich cenę sporą marżę. Miesięczna winieta kosztuje oficjalnie 440 koron, a tu 89 zł, czyli o 14 zł więcej niż wynika to z przeliczenia wartości czeskiej waluty po kursie kantorowym. Różnica niby niewielka, ale po co przepłacać...

W winietę zaopatrujemy się na pierwszej stacji benzynowej w Czechach, przy okazji zerkając na ceny paliwa. Później okaże się, że u naszych południowych sąsiadów za litr diesla trzeba zapłacić od 34,90 do 37,90 korony. To, w przeliczeniu, drożej niż w Polsce.

Pada coraz bardziej rzęsisty deszcz, temperatura na zewnątrz spada do 14 stopni Celsjusza. Czy to naprawdę jest lipiec?

Czesi też remontują swoje drogi. I choć utrudnia to jazdę, trzeba im tylko przyklasnąć. Odcinek autostrady od Ołomuńca do Brna od dawna jest już w fatalnym stanie. Na szczęście miękko zawieszone viano dobrze radzi sobie z nierównościami nawierzchni.

Zza chmur wychodzi słońce. Wyłączamy klimatyzację i uchylamy szyberdach (w "naszym" mercedesie są dwa okna dachowe). To nie był najlepszy pomysł. We wnętrzu samochodu robi się ciepło i trochę hałaśliwie. Wracamy zatem do klimy...

Z doświadczenia wiemy, że jadąc do Chorwacji warto zarezerwować nocleg na drogę powrotną. Zatrzymujemy się w tym celu na chwilę w znanym nam z wcześniejszych wojaży sympatycznym, cichym i relatywnie niedrogim hoteliku w okolicach miejscowości Pohorelice. Przy okazji pijemy kawę, konstatując, że czeska gastronomia nie jest dla Polaków już tak tania, jak kiedyś.

Na przejściu granicznym Mikulov - Drasenhofen pusto i cicho. Przejeżdżamy je bez zatrzymywania, wspominając czasy, gdy czekało się tu godzinami na odprawę. Celnicy, paszporty, pieczątki, zaglądanie do bagażników... Brr... Dobrze, że to już przeszłość.

Już w Austrii kupujemy kolejne winiety autostradowe. Słoweńska, ważna przez miesiąc, kosztuje 30 euro, austriacka, dziesięciodniowa - 8 euro. To około 34 zł, a zatem mniej niż płaci się za przejazd tam i z powrotem kilkudziesięciokilometrowym

odcinkiem autostrady A 4 Kraków - Katowice!

Drogą, na szczęście w odwrotnym niż my kierunku, suną jedna za drugą wielkie ciężarówki. Przeważnie z polskimi rejestracjami. Jadą przez centrum położonego blisko granicy z Czeską Republiką miasta Poysdorf, które, o dziwo, nie dorobiło się dotąd obwodnicy. Za to od kilku lat obwodnicę ma już Wiedeń, co bardzo skróciło i ułatwiło przejazd przez stolicę Austrii. I tu jednak nie udało się nam uniknąć korków, spowodowanych robotami drogowymi.

Viano, jak wskazuje pokładowy komputer, spala w dzisiejszej trasie poniżej 10 litrów na 100 km, co zwalnia nas z konieczności tankowania w Austrii, ale z ciekawości sprawdzamy ceny. Cena litra oleju napędowego waha się tutaj od około 1,4 euro do prawie 1,6 euro. Niemało.

Znowu zaczyna lać. Temperatura spada do 12 st. C. Umieszczone nad autostradą znaki drogowe o treści zmieniającej się zależnie od potrzeb i sytuacji, informują o ograniczeniu prędkości do 80 km/godz. W dodatku na szlaku z Wiednia do Grazu też na długich odcinkach trwa uciążliwy dla kierowców remont.

Łudzimy się, że w Słowenii pogoda się poprawi, wszak to południe Europy. Gdzie tam... Nadal zimno i mokro.

Zaplanowaliśmy popas w okolicach Mariboru. Wpisujemy do fabrycznej nawigacji adres hotelu. Prowadzi nas, jak się zdaje, pewnie, aczkolwiek po angielsku. Jedziemy wciąż w górę. Nagle asfalt się kończy, a zaczyna szutrowa, wąska droga, prowadząca przez las. Viano z napędem na cztery koła 4 Matic daje radę, ale jednak zaczynamy mieć wątpliwości... Dzwonimy do hotelu z prośbą o pomoc. "Gdzie jesteście? Aha. Nie przejmujcie się, wszystkie nawigacje popełniają ten sam błąd. To droga nie dla was..."

Z pewnym trudem zawracamy i po kilku minutach jesteśmy znów na głównej szosie. Uzyskane telefonicznie z hotelowej recepcji wskazówki okazują się trafne i w końcu docieramy do celu. Tego dnia w ciągu 9 godzin przejechaliśmy 753 kilometry, z przeciętną prędkością 84 km/godz., zużywając średnio 9,6 litra paliwa na 100 km.

Ciąg dalszy nastąpi.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy