Euforia stała się fatum Roberta Kubicy
- Straszny wypadek kierowcy Formuły 1 Roberta Kubicy jest tragicznym przykładem żądzy adrenaliny w sporcie motorowym - napisał we wtorek niemiecki dziennik "Die Welt".
Według gazety historia wypadku Kubicy zaczęła się już 10 czerwca 2007 roku podczas Grand Prix Formuły 1 w Montrealu, gdy Polak kilkakrotnie przekoziołkował swoim BMW. Wbrew obawom nie doznał wówczas większych obrażeń.
"Kto wychodzi z tak poważnego wypadku bez uszczerbku na zdrowiu, odczuwa potem swoistą euforię" - powiedział dziennikowi profesor psychologii Peter Walschburger z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie. "Ta euforia stała się fatum Roberta Kubicy" - pisze "Welt". Jak dodaje, nawet jego lekarze nie znają odpowiedzi na jedno pytanie: Dlaczego Kubica, który uchodził za cichego faworyta mistrzostw świata, ryzykuje na pięć tygodni przed rozpoczęciem sezonu swoją karierę dla rozrywki w wolnym czasie?
"Kto odnosi sukcesy w jednej dziedzinie, wierzy, że może sprawdzić się także w pokrewnej dziedzinie. Dlatego kierowcy Formuły 1 nagle wsiadają na motocykle albo do samochodów rajdowych. Zawsze szukają skrajnych doznań. To dla nich jak afrodyzjak, eliksir życia" - powiedział Walschburger.
"Welt" przypomina w tym kontekście m.in. o groźnym wypadku motocyklowym Michaela Schumachera. Także Fin Kimi Raikkonen regularnie startuje w rajdach i niejednokrotnie dachował.
Także niemiecki dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" pisze we wtorek, że kierowcy Formuły 1 należą do tego typu ludzi, "którzy potrzebują prędkości tak, jak inni porannej kawy, aby się obudzić".
"A więc wskakują na motocykle wyścigowe i motokrosowe, ścigacze, zakładają narty zjazdowe albo pędzą na skuterach śnieżnych przez przykryte śniegiem lasy. Niektórzy mają zakaz uprawiania takich ryzykownych dyscyplin sportu, bo od wyborowych kierowców często zależy los całych zespołów" - pisze FAZ.
"Biorąc udział w prywatnym rajdzie Polak nie tylko ryzykował swoje życie, ale też dobro całego zespołu. To drugorzędna sprawa, biorąc pod uwagę obrażenia Kubicy. Jednak nie zmienia to nic w kwestii o jego odpowiedzialności" - napisał niemiecki dziennik.