Dotarliśmy na północny kraniec Europy
Yes, yes, yes! Zrobiliśmy to. Krótko przed godziną 11 we wtorek wyprawa, którą zupełnie nieformalnie i z wrodzoną sobie skromnością nazwaliśmy Volkswagen 4Motion Nordkapp 2012 Polish Winter Expedition, dotarła na północny kraniec Europy.
Gdy o 6.45 opuszczaliśmy Lakselv, panowały ciemności nie wiedzieć czemu nazywane egipskimi. Zresztą jakie to ma znaczenie? Przecież w grudniu na tej szerokości geograficznej słońce nawet na chwilę nie wyziera ponad horyzont. Dzień zaczyna się jakby świtem, który jednak już trzy godziny później bezpośrednio przechodzi w zmierzch. Stary, lapoński dowcip o sędzim, który pyta oskarżonego, co robił w nocy z 30 listopada na 5 marca nie jest bynajmniej pozbawiony sensu.
Poprzedniego ranka w okolicach fińskiej Saariselki (ranka... że też człowiek nie umie wyzbyć się językowych przyzwyczajeń...) było 27 stopni mrozu. Tu, zdecydowanie bardziej na północ, jest paradoksalnie dużo cieplej. Temperatura chwilami zbliża się do zera. To oczywiście wpływ ciepłego prądu morskiego, Golfstromu. Mrozu nie ma, ale nie oznacza to, że jest przyjemnie. Przeciwnie - wieje silny wiatr, co i raz trafiamy na zamieć. Drogę pokrywa warstwa śniegu, pod którą kryje się zdradliwy lód. Z jednej strony góry, z drugiej przepaść, ostre podjazdy i zjazdy, zakręty. Trochę oddechu łapiemy jedynie w kilkukilometrowych tunelach. Teraz rozumiemy, co oznaczały wytyczne w planie wyprawy: "9.05 - przejazd za 1. pługiem, 9.50. - przejazd za 2. pługiem, 11.00 - przejazd za 3. pługiem". Po prostu zimą, gdy mocno pada śnieg, na Nordkapp można przejechać tylko za torującymi szlak maszynami. Na szczęście dzisiaj warunki nie są aż tak ekstremalnie trudne.
Na miejscu, gdzie latem roi się od turystów, jest zupełnie pusto. Walcząc z wichrem i chłodem robimy zdjęcia, w barze wypijamy chyba jedną z najdroższych kaw w Europie - expresso podawane w musztardówce kosztuje w przeliczeniu ponad 20 zł - i rozpoczynamy powrót na południe. O 13. surową, arktyczną okolicę znowu spowija gęsty mrok.