Dakar jest bezlitosny

Po doskonałym trzecim etapie w wykonaniu kierowców Poland National Team, w środę przyszedł czas na tonowanie euforii.

Po doskonałym trzecim etapie w wykonaniu kierowców Poland National Team, w środę przyszedł czas na tonowanie euforii.

Zawodnicy to znudzenia powtarzają, że Dakar jest bezlitosny i nie można odmówić im racji. Na trasie czwartego etapu definitywnie zatrzymała się druga z polskich ciężarówek. Trzy koła na trasie zniszczył Krzysztof Hołowczyc i podobnie jak Rafał Sonik stracił cenne minuty do swoich najpoważniejszych rywali.

Po dwóch dniach ścigania kierowcy wszystkich klas spotkali się ponownie na jednym biwaku w Chilecito. Motocykle i quady kończyły tu etap maratoński, a samochody i ciężarówki dotarły po pokonaniu niezwykle długiego (najdłuższego od 2005 roku) 657-kilometroweg odcinka specjalnego. Właśnie ze względu na długość trasy, wyjątkowo jako pierwsze wyjechały dziś na nią samochody. Pierwsze na mecie były jednak tradycyjnie motocykle, które do pokonania miały "tylko" 352 km. Jakub Przygoński zajął 13. miejsce w stawce i spadł na 10. lokatę w klasyfikacji generalnej. Polak traci coraz więcej do liderów wyścigu i ciężko będzie mu się przebić bliżej oddalającej się czołówki.

Reklama

Zanim na metę dojechały samochody, Robert Jachacy, pilot Grzegorza Barana przesłał prosto z trasy wiadomość o wycofaniu się ich ciężarówki z Dakaru. Auto zostało poważnie uszkodzone na ukrytych w piasku wybojach. - Po dwóch godzinach w pełnym słońcu, trochę metodą Adama Słodowego, udało nam się przykręcić pęknięte amortyzatory. Chyba tylko po to, żeby trzy kilometry dalej urwało się mocowanie tych amortyzatorów od ramy samochodu. Tego nie jesteśmy w stanie naprawić tak, by kontynuować rajd, więc finito - poinformował zawiedziony Jachacy. Wcześniej z rajdu, z powodu awarii elektroniki musiała wycofać się Tatra Jarosława Kazberuka i Macieja Martona.

O pechu może mówić również Rafał Sonik. Lider klasyfikacji generalnej po wtorkowym etapie, jechał tuż za plecami Sebastiana Husseiniego aż do 265. km. Tam pomylił trasę, podobnie jak Holender i podążający za nimi Urugwajczyk Sergio Lafuente. Błąd w nawigacji kosztował go sporo czasu, bo roztrwonił ponad 20-minutową przewagę nad Ignacio Casale i na mecie ostatecznie stawił się na 4. miejscu 15 minut i 45 sekund za liderem. Tym samym drugi w zeszłorocznym Dakarze Chilijczyk zastąpił kapitana Poland National Team na pozycji lidera klasyfikacji generalnej z ponad dziewięcioma minutami przewagi.

Aura trasy z San Juan wyraźnie nie sprzyjała Polakom, bo problemy miał również Krzysztof Hołowczyc. Olsztynianin początkowo próbował trzymać tempo uciekającej szóstki faworytów (Al-Attiyah, Villagra, Roma, Peterhansel, Terranova i Sainz). Niestety złapał trzy kapcie, a ponieważ wiózł tylko dwa koła zapasowe znaczną część trasy musiał pokonać na przebitej oponie. Co więcej wraz z dwoma innymi Mini w pewnym momencie pomylił drogę i ten błąd również kosztował go kilka minut. - Niestety skończyło się na 45 minutowej stracie i spadku o jedną miejsce w "generalce". Nie ukrywam, że po wczorajszym sukcesie, dziś jestem mocno rozczarowany - przyznał Hołowczyc.

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy