Czy wszyscy będziemy płacić podatek postojowy?
Narzekasz, że przez wysokie ceny paliw nie możesz tak często, jakbyś chciał, korzystać z własnego samochodu? W dużych miastach prawdziwym luksusem staje się... niejeżdżenie autem! Przecież jeżeli pojazd nie znajduje się w ruchu, to znaczy, że gdzieś parkuje. A z tym jest coraz gorzej...
Władze samorządowe próbują w różny sposób radzić sobie z dotkliwym brakiem miejsc postojowych. Kraków na przykład ograniczył ruch samochodowy w ścisłym centrum miasta, buduje drogie parkingi podziemne i instaluje kolejne parkomaty. Już teraz przoduje w Polsce pod względem liczby płatnych miejsc postojowych. Ma ich ok. 23 tys., podczas gdy znacznie ludniejsza Warszawa 22,5 tys., Poznań - 9 tys., a Łódź i Wrocław po 4 tys.
Wkrótce krakowska strefa płatnego parkowania ma zostać znowu powiększona. Oznacza to, że pewnego ranka mieszkańcy innej części miasta obudzą się i zobaczą z przerażeniem, że ich w miarę spokojne dotychczas uliczki i osiedlowe parkingi są zapchane przez obce samochody. Należące do kierowców, którzy chcą pozostawić swoje auta jak najbliżej granicy obszaru płatnego parkowania. Oczywiście, po jej zewnętrznej, darmowej stronie.
Wtedy pojawią się żądania kolejnego poszerzenia strefy. Władze miasta początkowo będą się opierać, twierdząc, że to absolutnie niemożliwe, ale potem ulegną i "dokonają korekt". Ku utrapieniu nowej grupy mieszkańców. Którzy zaczną protestować i...
Nie brakuje głosów, że takie działanie nie rozwiązuje problemu z parkowaniem, tylko przenosi go w inny rejon miasta. Część radnych chciała zapytać krakowian o sens dalszego poszerzania strefy płatnego postoju w referendum, zorganizowanym przy okazji listopadowych wyborów samorządowych. Już jednak wiadomo, że w tym czasie na pewno się ono nie odbędzie.
Dlaczego kierowcy unikają wjazdu do strefy płatnego parkowania? To proste - z oszczędności. Ktoś, kto pracuje w jej obszarze i chciałby codziennie przez 8 godzin parkować na ulicy, zapłaciłby za miesiąc takiej wygody ok. 500 zł!
W lepszej sytuacji są ci, którzy w centrum miasta pojawiają się okazjonalnie.
- Płacę parę złotych, ale oszczędzam czas, benzynę i nerwy, bo wiem, że prawie zawsze będę miał gdzie zostawić auto. Jak wyglądałaby sytuacja, gdyby nie było strefy, widać w soboty i niedziele, kiedy parkuje się za darmo. W te dni znalezienie wolnego miejsca w śródmieściu graniczy z cudem - mówi jeden ze zmotoryzowanych mieszkańców Krakowa.
Niedawno byliśmy w Debreczynie, drugim co do wielkości mieście Węgier. W samym centrum znaleźliśmy tam parking, gdzie godzina postoju kosztowała 10 forintów, czyli równowartość... 13-14 groszy! W Krakowie za pierwszą godzinę parkowania zapłacimy 3 zł, za drugą - 3,50 zł, za trzecią - 4,10 zł, za czwartą i kolejne - 3 zł. Radni miasta twierdzą, że to za tanio. Niewiele jednak mogą zrobić, gdyż wysokość opłat ogranicza ustawa. Rezolucje samorządowców, domagających się podniesienia maksymalnych stawek, nie przyniosły jak na razie rezultatu.
Własnych parkingów, dostępnych dla osób z zewnątrz, pozbawione są liczne urzędy i obiekty użyteczności publicznej. Wiele kontrowersji wzbudza sprawa parkowania w trakcie imprez w nowej Kraków Arenie. Podczas niedawnych mistrzostw świata w siatkówce za pozostawienie auta na tamtejszym parkingu (1300 miejsc postojowych) gospodarze hali liczyli sobie... 30 zł!To niewiele mniej niż kosztował najtańszy bilet na mecz!
Zmotoryzowani kibice szukali wolnych miejsc na pobliskich uliczkach i na parkingach centrów handlowych. Tu jednak czekała na nich niemiła niespodzianka. Sąsiedni Decathlon za postój na swoim terenie, trwający ponad dwie godziny, żądał 100 zł, a centrum M1 - 50 zł (z opłaty zwolnieni byli ci, którzy przedstawili paragon za dokonane w tym dniu zakupy na kwotę przynajmniej 30 zł).
Położona w centrum miasta Galeria Krakowska za drugą godzinę postoju na swoim parkingu (pierwsza jest bezpłatna) pobiera 2 zł, a za każdą następną - 4 zł. Dla porównania, w podobnie zlokalizowanej Galerii Katowickiej za darmo można parkować przez trzy pierwsze godziny (oraz przez całą sobotę i niedzielę), a każda kolejna kosztuje 3 zł.
Receptą na brak miejsc postojowych mogłyby być parkingi podziemne. Władze Krakowa planują wybudowanie 23 takich obiektów. Na razie udało się zbudować... jeden, w pobliżu Wawelu. Drugi, przy Muzeum Narodowym na Alejach Trzech Wieszczów, jest na ukończeniu. Idzie to wszystko jak po grudzie, ponieważ praktycznie każda lokalizacja wskazywana przez miejskich speców od komunikacji wywołuje gorące protesty okolicznych mieszkańców, którzy obawiają się wzrostu ruchu w swoim sąsiedztwie, zanieczyszczenia powietrza spalinami i utraty resztek zieleni.
Niezadowolenie budzą też wysokie ceny, ustalane za parkowanie pod ziemią. W sezonie letnim pierwsza godzina postoju na wspomnianym parkingu przy Wawelu kosztuje 8,50 zł, a każda następna 7,50 zł. To dużo nawet dla niektórych zmotoryzowanych turystów zagranicznych, dlatego spora część z 600 miejsc postojowych pozostaje zazwyczaj pusta.
Kłopoty mają też pracownicy biurowców
- Niedawno nasza firma przeniosła się do nowego obiektu. Niestety, jego parking jest za mały i na stałe miejsce postojowe może liczyć tylko szefostwo - opowiada jeden ze znajomych. - Wśród reszty dojeżdżających samochodami pracowników co kwartał organizuje się losowanie. Wygrywasz, masz prawo do parkowania przez następne trzy miesiące. Bynajmniej jednak nie za darmo. Szczęśliwcy płacą za ten przywilej 50 zł miesięcznie.
A co z parkowaniem koło własnego domu? Cóż, daleko nam jeszcze do Tokio, gdzie aby dostać zgodę na zarejestrowanie nowego samochodu trzeba przedstawić zaświadczenie, że ma się gdzie parkować i naszkicować mapkę z zaznaczonym miejscem zamieszkania i miejscem postojowym. Nie jesteśmy też Nowym Jorkiem, gdzie, jak ostatnio doniosły media, za stałe miejsce parkingowe mieszkańcy ekskluzywnych rejonów Manhattanu płacą nawet po milion dolarów. Nie oznacza to jednak braku jakichkolwiek problemów...
Jednym z nich, jak wspomnieliśmy, jest napływ "intruzów". Spółdzielnie bronią się przed nimi, ustawiając na osiedlowych parkingach znaki zakazu postoju z adnotacją "Nie dotyczy mieszkańców", wprowadzając specjalne identyfikatory itp. Deweloperzy oferują nabywcom mieszkań miejsca w podziemnych halach garażowych. Ceny? Od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Zgodnie z przepisami, na jeden samochód powinien przypadać prostokąt o wymiarach co najmniej 5 x 2,3 m, z zachowaniem minimum półmetrowej odległości między bokiem pojazdu a ścianą lub słupem. Mało, a i tak nie dla każdego wystarczy. Według raportu firmy Home Broker z 2012 r., w Warszawie wypada statystycznie 1,2 stanowiska parkingowego na jedno mieszkanie, w Krakowie - zaledwie 0,7. W najgorszej sytuacji są właściciele więcej niż jednego auta w rodzinie oraz... zmotoryzowani goście.
Próbowaliście odwiedzić kiedyś znajomych czy krewnych mieszkających na zamkniętym osiedlu? Bardzo często utkniecie już przed szlabanem przy wjeździe na jego teren. A jeżeli uda się wam dostać do środka "fortecy", nie będziecie mieli gdzie zaparkować. Z przytaczanego raportu wynika, że jedynie w 30 proc. zbadanych inwestycji deweloperskich przewidziano miejsca postojowe dla gości.
Jest źle, a prawdopodobnie będzie jeszcze gorzej, do czego przyczynia się nie tylko ogólny wzrost liczby samochodów, ale także zwyczaje mieszkańców. W Krakowie, jak wykazały badania prowadzone przez naukowców z miejscowej Politechniki przy współpracy z ośrodkiem socjologicznym z Sopotu, odsetek osób korzystających na co dzień z własnego samochodu wzrósł z 19,2 proc. w roku 1995 i 27 proc. w 2003 do 33,7 proc. w 2013. Dzieje się tak pomimo wszelkich zachęt, by przesiąść się z aut do tramwajów, autobusów lub na rowery.
Coraz większe problemy z parkowaniem skłaniają do podsuwania kolejnych, niekiedy kontrowersyjnych propozycji ich rozwiązania.
Darmowa komunikacja miejska, mająca spowodować rezygnację z podróżowania prywatnymi autami? Specjalna, bardzo wysoka opłata za parkowanie samochodów z obcymi rejestracjami, połączona z budową parkingów typu park&ride przy pętlach autobusowych i tramwajowych? Powszechny podatek postojowy? Rozszerzenie strefy płatnego postoju na całe miasto? A może puszczenie wszystkiego na żywioł, w imię wolności obywatelskich? Pomysłów jest wiele, ale złotego środka nie widać.
Uwaga: powyższy tekst poświęciliśmy w znacznej części Krakowowi, uznając, że jest on wręcz klinicznym przypadkiem, pokazującym sytuację w dużych miastach w Polsce. Chyba, że się mylimy i tam, gdzie mieszkacie, jest lepiej...