Czas na Hungaroring

Najbliższy weekend kończy 3-tygodniową, narzuconą przez FIA, przerwę wakacyjną i wszyscy, zarówno zespoły jak i kierowcy powracają do walki. Najbliższym sprawdzianem ich umiejętności będzie niedzielny wyścig o Grand Prix Węgier na torze Hungaroring. Pod Budapesztem można spodziewać się wielu niespodzianek, bo mimo iż zespoły miały trzytygodniowy zakaz testów, to nikt z nich nie próżnował i na GP Węgier zobaczymy wiele nowych rozwiązań technicznych i personalnych.

Najciekawszym widowiskiem będzie bezsprzecznie dyspozycja Ferrari, które już na Węgrzech może zapewnić sobie oba tytuły mistrzowskie tego sezonu. Lider zespołu z Maranello - Michael Schumacher ma szansę odnieść 51 zwycięstwo w karierze, co pozwoliłoby mu wyrównać rekord wszechczasów należący do Alaina Prosta oraz zgarnąć czwarty już tytuł Mistrza Świata F1. Za plecami czerwonych bolidów toczy się zacięta walka pomiędzy McLarenem i Williamsem, jednak przy tak doskonałej dyspozycji biało-niebieskich ostatnimi czasy, zespół Rona Dennisa będzie chyba musiał zadowolić się trzecim miejscem w klasyfikacji konstruktorów.

Reklama

Bardzo ciekawie mogą wyglądać też występy na Hungaroringu dwóch kierowców, którzy ostatnio zmienili pracodawców. Jean Alesi wystąpi w barwach Jordana i z pewnością będzie chciał udowodnić, że najstarszy kierowca w stawce nie musi wcale być najgorszym. Sporo do udowodnienia zarówno kibicom jak i Eddiemu Jordanowi ma też Niemiec, Heinz-Harald Frentzen, który po utracie pracy w irlandzkiej stajni trafił na zwolnione przez Alesiego miejsce w ekipie Prosta. Zawzięty Frentzen może być bardzo groźnym rywalem na torze nawet w tak słabym bolidzie jak Prost.

Po zaskakującej GP Niemiec, podczas której byliśmy świadkami ogromnej liczby defektów i rozczarowań, na Węgrzech zapowiada się całkiem ciekawy wyścig. Tor Hungaroring jest krótki, kręty i nie wymaga od bolidów dużej wytrzymałości. Kierowcy jednak nie przepadają za węgierskim obiektem głównie za sprawą piasku nawiewanego na trasę z pobliskich pól. Przy nierównej i brudnej nawierzchni nie trudno o jakiś błąd.

W ubiegłym roku pod Budapesztem tryumfował Mika Hakkinen. W tym sezonie nie wiedzie się jednak Finowi, którego nieustannie prześladuje pech. Jednak rokrocznie na Węgry przyjeżdżają ogromne rzesze fińskich kibiców, którzy ze względu na swoją bliskość kulturową i językową z Madziarami uznają wyścig na Hungaroringu za swoją narodową Grand Prix. Być może to doda skrzydeł Hakkinenowi i uda mu się powstrzymać Michaela Schumachera przed zapisaniem kolejnej strony w annałach historii F1.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kierowcy | Grand Prix | wyścig | hungaroring
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy