Cyrk w Spa

Już w najbliższy weekend odbędzie się kolejna, czternasta już w tym sezonie eliminacja Formuły 1 - Grand Prix Belgii. Na cztery wyścigi przed końcem tegorocznej rywalizacji najważniejsze laury zostały już rozdane. Znamy mistrza świata kierowców, którym został Michael Schumacher, oraz najlepszego konstruktora - tytuł otrzymała ekipa Ferrari. Wciąż jednak niewiadomą pozostają inne pozycje w stawce, o które do ostatniego wyścigu sezonu toczyć się będzie zacięta walka. W Belgii w zeszłym roku tryumfował Mika Hakkinen (McLaren). Jednak w tym sezonie zarówno Fin, jak i jego kolega z zespołu David Coulthard muszą się bardzo starać, by McLaren obronił drugą pozycję w klasyfikacji konstruktorów.

David Coulthard od początku sezonu wymieniany był przez fachowców jako główny, obok Michaela Schumachera, kandydat do mistrzowskiego tytułu. Szkot nie spełnił jednak pokładanych w nim nadziei, trochę z powodu własnych błędów, a trochę za sprawą nieudolnych posunięć stajni. Dziś wiadomo już nie tylko, że DC nie został mistrzem świata, ale również to, że Szkot będzie musiał zaciekle walczyć o wicemistrzostwo. Siedem punktów za nim jest bowiem Ralf Schumacher (Williams), a jeszcze bliżej, bo zaledwie pięć oczek za Coulthardem znajduje się Rubens Barrichello (Ferrari).

Reklama

Dodatkową presję na Szkocie może wywierać zapewnienie Michaela Schumachera, że do końca sezonu będzie pomagał Barrichello w zdobyciu wicemistrzostwa. Niemiec zastrzegł jednak szybko, że zrobi to dopiero wtedy, gdy będzie to konieczne. - Jeśli Rubens będzie jechał do końca sezonu tak świetnie jak w Budapeszcie to zdobędzie wicemistrzostwo sam, bez mojej pomocy - powiedział Schumacher. Barrichello po dwóch sezonach spędzonych w Ferrari widać doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jeżeli sam nie wywalczy tego, czego pragnie, to nikt w zespole mu w tym nie pomoże. - Ludzie myślą, że teraz, gdy tytuł jest już zdobyty Michael będzie się starał mi pomóc. Prawda jest taka, że muszę pomóc sobie sam, zanim Michael to zrobi - skwitował Brazylijczyk.

W ubiegłym sezonie na belgijskim torze Spa-Francorschamps tryumfował Mika Hakkinen. Fin udowodnił wtedy, że zwycięstwa należą się kierowcom odważnym i zdecydowanym, wykonując na pięć okrążeń przed metą wyścigu manewr wyprzedzania, który niejednemu zmroził krew w żyłach. Dziś tamto zdarzenie uznawane jest za jedno z najbardziej atrakcyjnych manewrów wyprzedzania w historii Formuły 1. Hakkinen jechał wówczas na drugiej pozycji, nieustannie naciskając prowadzącego Michaela Schumachera. Na pięć okrążeń przed końcem wyścigu "Latający Fin" zdecydował się na atak. Wybrał moment, w którym "Schumi" dublował kierowcę BARa, Ricardo Zontę i agresywnym wejściem po wewnętrznej wyprzedził równocześnie oba jadące przed nim bolidy.

Belgijski tor Spa-Francorschamps jest ogólnie lubiany przez kierowców. Charakteryzuje się długimi prostymi i łagodnymi, szybkimi wirażami. Najsłynniejszym fragmentem toru jest zakręt "Eau rouge" - jeden z najtrudniejszych odcinków trasy ze wszystkich torów, na których rozgrywane są zawody F1. Mimo, iż przeciążenie działające w tym miejscu na kierowców przekracza 4G, żaden z nich nie może odjąć tam nogi z gazu, gdyż oznaczałoby to utratę wielu cennych sekund.

Grand Prix Belgii słynie z jeszcze jednego powodu. Właśnie ten wyścig, obok GP Wielkiej Brytanii charakteryzuje się największym współczynnikiem opadów deszczu. Wielokrotnie w historii belgijskiej rywalizacji wyścig na Spa-Francorschamps był przerywany z powodu fatalnej pogody. Taka aura powinna sprzyjać Michaelowi Schumacherowi, który nie raz pokazał już, że na mokrej nawierzchni nie ma sobie równych. Czy tak będzie i tym razem? Przekonamy się o tym już w najbliższy weekend.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy