Co 36 Polak kupił auto. Ty też?

W ubiegłym roku do Polski sprowadzono ponad 870 tysięcy samochodów używanych. W samym grudniu, tuż przed wprowadzeniem w życie przepisów o opłacie recyclingowej, przez granicę przejechało 80 tysięcy pojazdów.

Równocześnie w naszym kraju sprzedano w zeszłym roku 200 tysięcy nowych samochodów. Czy więc polski rynek jest na tyle duży, by w ciągu roku wchłonąć ponad milion samochodów? Oznaczałoby to, że auto nabył co 36. Polak, wliczając dzieci i osoby starsze.

Nic więc dziwnego, że około 60 procent przywiezionych do Polski używanych samochodów nie znalazło nowych nabywców, a więc widuje się je na giełdach i w komisach.

Czy w tej sytuacji zakup używanego pojazdu jest prostą sprawą? Niezupełnie.

Zdecydowana większość (niemal 70 procent) sprowadzonych samochodów to pojazdy 10-letnie i starsze. Siłą rzeczy są więc mocno wyeksploatowane, o często nieznanej bliżej przeszłości. Aczkolwiek nie można zakładać, że dotyczy to wszystkich przywiezionych samochodów.

Reklama

Najgorszym chyba miejscem do kupowania samochodu jest giełda. Po pierwsze, nie mamy tam praktycznie możliwości weryfikacji stanu technicznego samochodu. W dużej mierze musimy zaufać sprzedawcy - również pod względem legalności pochodzenia samochodu. Bądźmy szczerzy, dowód osobisty można kupić na przykład od osoby bezdomnej...

Lepiej pod tym względem wypadają ogłoszenia prasowe. Zakup w ten sposób wiąże się najczęściej z wizytą w miejscu zamieszkania sprzedającego, który powinien również zgodzić się na wizytę w warsztacie celem sprawdzenia stanu technicznego samochodu. Tu uwaga. Sami wybierzmy ten warsztat, lepiej z ograniczonym zaufaniem podchodzić do miejsc wskazanych przez właściciela auta.

Dobrym miejscem do kupowania samochodów są również komisy. Oczywiście może się zdarzyć, że właściciel robi nam "łaskę", twierdząc, że np. samochodu nie można odpalić, bo nie ma akumulatora albo paliwa. Innym "pomysłem" są stwierdzenia, że ten samochód jest tak tani, że komisantowi nie opłaci się jechać do warsztatu, by sprawdzić jego stan lub że z różnych względów nie może dać nam poprowadzić. W takiej sytuacji nie ma nad czym się zastanawiać - jak już wspomnieliśmy na początku, wybór samochodów jest naprawdę potężny.

Jeśli jednak komisant jest chętny do współpracy, kupno w komisie, szczególnie dużym, ma sporo zalet. Przede wszystkim mamy gwarancję, że sprzedający nie zniknie dzień po sfinalizowaniu transakcji. Wstępnych oględzin na kanale często można dokonać już na miejscu. Minusem jest możliwość umycia rąk przez komis: "kupiliśmy ten samochód, jest jak widać, można sprawdzać, nic o nim nie wiemy". Pozostaje wówczas wybrać się do zaufanego warsztatu.

Może się zdarzyć, że samochód pochodzi z Polski i ma udokumentowaną przeszłość (książka serwisowa, faktura zakupu). Takie samochody są zwykle droższe, ale warto rozważyć ich kupno. Szczególnie często są one oferowane przez komisy zlokalizowane przy autoryzowanych dilerach.

Przeważnie jednak mamy do czynienia z samochodem importowanym. Wówczas konieczne jest sprawdzenie dokumentów importowych - najważniejsze jest, czy wszystkie opłaty zostały uiszczone. Jeśli tak nie jest, urząd celny będzie domagał się ich od aktualnego właściciela samochodu.

Kupując samochód importowany koniecznie należy go zweryfikować pod kątem wypadkowości. W handlu dostępne są mierniki grubości lakieru, a obecność szpachli można sprawdzić nawet... podręczną samochodową latarką z magnesem. Sprawdzić należy również podłogę bagażnika oraz kawałki blachy ukryte pod dywanikami.

Najkosztowniejsze w naprawie są usterki silnika. A jego stan zdiagnozować jest najtrudniej. Pomóc może nam badanie kompresji, które już da pewne pojęcie o kondycji jednostki napędowej. Warto obejrzeć korek wlewu oleju pod kątem białego osadu, który oznacza, że do oleju dostaje się płyn chłodniczy.

Na kanale obserwujemy, czy silnik i skrzynia biegów nie gubią oleju, nie "pocą się". Zwracamy uwagę, czy silnik pracuje stabilnie i nie gubi zapłonów. Niebieskie spaliny oznaczają znaczne spalanie oleju, a więc rychłą konieczność remontu.

A co z przebiegiem? Niestety, proceder cofania liczników jest tak powszechny, że nawet w prasie znajdujemy ogłoszenia "korygowania liczników". I nie ma znaczenia, czy samochód ma licznik mechaniczny, czy elektroniczny.

Dlatego przebieg samochodu trzeba ocenić na innej podstawie - wytarcia kierownicy, lewarka zmiany biegów, pedałów czy tapicerki fotela kierowcy. Możemy też śmiało założyć, że mało który niemiecki kierowca pokonuje mniej 15-20 tysięcy km rocznie. Ten bardzo optymistyczny przebieg w 10-letnim samochodzie oznacza na liczniku 150-200 tysięcy km. Tymczasem większość pojazdów, nawet starszych, oficjalnie nie przekroczyła 200 tysięcy...

Niewarto jednak demonizować przebiegu samochodu. Jeśli oględziny stanu technicznego wypadły pomyślnie, to nawet cofnięcie licznika o 100 tysięcy kilometrów nie powinno dyskwalifikować samochodu. Obecnie silniki potrafią zrobić 300-400 tysięcy kilometrów bez otwierania. Oczywiście pod warunkiem regularnego serwisowania, terminowych wymian oleju, utrzymywania jego odpowiedniego poziomu i niewkręcania na wysokie obroty przed rozgrzaniem.

Czy więc warto kupować używany samochód? Warto, szczególnie teraz, gdy rynek jest nasycony, a samochody niedawno postarzały się o rok. By jednak być zadowolonym z nowego nabytku, koniecznie trzeba dogłębnie sprawdzić jego stan techniczny.

Ty też kupiłeś samochód? A jaki i za ile? Jesteś z niego zadowolony?

Testy samochodów używanych.

TUTAJ sprawdzisz ceny.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: auto
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama