100 km za 6 złotych!

Na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, gdy obywatele wielu europejskich krajów odczuwali jeszcze ekonomiczne skutki II Wojny Światowej, po kiepskiej jakości drogach poruszały się tysiące bardzo dziwnie wyglądających pojazdów.

Ponieważ większość obywateli w żaden sposób nie była w stanie zarobić na własne auto, producenci skłonili się w stronę tzw. mikrosamochodów. Pojazdy - które wymiarami i osiągami przypominały raczej przykryty dachem skuter niż samochód, szybko zyskały popularność. Konstrukcje takie jak Messerschmitt KR175 czy kultowa wywodząca się z Włoch Isetta, produkowana później przez BMW, poza całą masą wad miały dwie bardzo poważne zalety - były tanie w zakupie, a ich miesięczne utrzymanie nie rujnowało domowego budżetu (jedno z haseł reklamowych BMW isetty głosiło, że roczny podatek za to auto wynosił jedynie 44 marki, czyli mniej niż za jamnika).

Reklama

Moda na mikrosamochody szybko jednak minęła. Coraz wyższa stopa życiowa sprawiła, że Europejczycy nie chcieli już pakować trzyosobowej rodziny i psa do metalowej puszki wielkości lodówki napędzanej silnikiem od motoroweru. Na rynku pojawiły się pierwsze hatchbacki segmentu C, które łączyły stosunkowo niewielkie zużycie paliwa z przestronną kabiną, zapewniającą znośne warunki podróżowania nawet pięcioosobowej rodzinie.

Wydawać by się mogło, że mikrosamochody, podobnie jak np. sterowce w lotnictwie, to już dzisiaj zamknięty rozdział. Okazuje się jednak, że nie wszyscy producenci zarzucili ideę stworzenia pojazdu, który - przynajmniej pod względem kosztów eksploatacji - śmiało stawać mógłby w szranki ze skuterem.

W 2002 roku Volkswagen zaprezentował koncepcyjny pojazd o nazwie 1-litre. Idea przyświecająca konstruktorom była prosta - chciano stworzyć samochód, który zadowalałby się jednym litrem paliwa na 100 km. Auto napędzał zespół spalinowo-elektryczny składający się z silnika Diesla o pojemności 800 cm sześciennych rozwijającego 29 KM i motoru elektrycznego dysponującego mocą 14 KM. Dziesiątki testów wykazały, że realne zużycie paliwa oscylowało w granicach 1,4 l oleju napędowego na 100 km.

Dziewięć lat temu, przypominający nieco velorexa pojazd był jedynie pokazem możliwości technologicznych niemieckiej marki. Nikt nie brał na poważnie możliwości jego seryjnej produkcji - wiele problemów stwarzało np. wykonanie zbudowanego z aluminium i włókna węglowego nadwozia. Ostatnie lata przyniosły jednak ogromny postęp w technologii związanej z zastosowaniem włókien węglowych i Volkswagen powrócił do koncepcji stworzenia najoszczędniejszego samochodu świata.

Jeszcze w tym miesiącu, na salonie motoryzacyjnym w Katarze, Volkswagen zaprezentuje kolejną wersję superoszczędnego auta - model Super Efficient Vehicle. Auto jest rozwinięciem koncepcji "1-litre" - i bazuje na zaprezentowanym w 2009 roku we Frankfurcie koncepcyjnym pojeździe 1L concept. Pojazd wykorzystuje np. bardzo podobny układ napędowy (hybrydę silnika wysokoprężnego z motorem elektrycznym). Jedną z nowości jest np. system ładowania litowo-jonowych akumulatorów auta bezpośrednio z gniazdka.

Co ciekawe przedstawiciele Volkswagena coraz głośniej wspominają o możliwości uruchomienia produkcji seryjnej - prace nad projektem z zainteresowaniem śledzi sam szef koncernu Volkswagena - Ferdinand Piech. Nieoficjalnie mówi się, że Super Efficient Vehicle mógłby trafić do oferty marki z Wolfsburga już w 2013 roku.

Chociaż trudno przypuszczać, by cena małego volkswagena w jakikolwiek sposób nawiązywała do mikrosamochów sprzed czterech dekad, zwłaszcza w Japonii i USA pojazd miałby ogromną szansę stać się modnym, ekologicznym gadżetem. Przyznacie chyba, że możliwość przewiezienia dwóch osób na odległość 100 km za równowartość 6 zł robi wrażenie.

Zostań fanem naszego profilu na Facebooku. Tam można wygrać wiele motoryzacyjnych gadżetów. Wystarczy kliknąć w "lubię to" w poniższej ramce.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: 100
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy