T-34 na paradzie w Moskwie. Cała prawda o czołgu legendzie
Tegoroczna parada zwycięstwa w Moskwie to świetna analogia współczesnej Rosji. Impreza była ledwie bladym cieniem dawnej świetności, a przejazd wojskowych kolumn przypominał... kondukt żałobny. W obawie przed kompromitacją obrony przeciwlotniczej, by nie narażać pilotów na friedly fire, zrezygnowano z przelotu samolotów i śmigłowców, a ulicami stolicy dawnego imperium przejechał tylko jeden czołg - T-34.
Mimo nad wyraz skromnej oprawy, w Rosji nikt chyba nie wyobraża sobie "świętowania" Dnia Zwycięstwa bez przejazdu stukającej gąsienicami ""czołgu myszki miki". Skąd wzięła się legenda T-34, który do dziś przez wielu ekspertów określany jest najlepszym czołgiem II Wojny Światowej?
Wbrew powszechnej opinii czołg średni T-34 nie był zupełnie nową konstrukcją. Powstał w wyniku rozwoju rodziny modelowej BT (bystrochodnyj - szybki) - czyli lekkich kołowo-gąsiennicowych pojazdów korzystających z licencyjnego zawieszenia Waltera Christie. Amerykański inżynier był autorem rewolucyjnego rozwiązania polegającego m.in. na zastosowaniu dużych - niezależnie zawieszonych - ogumionych kół jezdnych. Dawało to możliwość jazdy po utwardzonych drogach bez gąsienic (przednie koła były wyposażone w zwrotnice, a napęd przekazywano na parę tylnych kół jezdnych).
Ostatecznie - w samym T-34 zrezygnowano z takiego rozwiązania, ale Rosjanie korzystali z patentów Christiego od początku lat trzydziestych, mieli więc sporo czasu, by dopracować pomysły amerykańskiego wizjonera. Paradoksalnie T-34 nie był przełomem na miarę chociażby Renault FT, którego konstrukcja stanowi de facto punkt wyjścia dla wszystkich współczesnych czołgów.
Wyjątkowość T-34 polegała na tym, że w jednym wozie zastosowano szereg znanych już rozwiązań, jak zawieszenie opracowane Christiego zawieszenie i pochyły pancerz (cechuje się większą wytrzymałością na przebicie i dodatkowo zwiększa prawdopodobieństwo zrykoszetowania pocisku) czy wysokoprężną jednostkę napędową W-2. Ważną datą w historii T-34 był 1 stycznia 1944 roku, gdy na uzbrojenie Armii Czerwonej oficjalnie przyjęto zmodernizowaną odmianę T-34/85 z armatą kalibru 85 mm, która mogła poradzić sobie z pancerzem każdego będącego wówczas w służbie czołgu niemieckiego.
Warto też zdawać sobie sprawę, że T-34 był czołgiem średnim więc jakiekolwiek porównania chociażby z niemieckim Tygrysem - czołgiem ciężkim - nie są uprawnione. Legendarne działo 88 z Panzer 6 było w stanie rozbić przedni pancerz T-34 z dystansu ponad 1000 metrów. Na walkę z Tygrysem na większą, przekraczającą 400-500 metrów, odległość pozwalał dopiero T-35/85.
Wokół T-34 narosło wiele mitów i legend. Niepotrzebnie, bo sama historia tej konstrukcji to scenariusz na wciągającą "telenowelę". Przykładowo - mało kto wie, że pierwszymi ofiarami T-34 nie byli wcale niemieccy żołnierze, lecz jego konstruktor generalny - M.in. Koszkin. Inżynier brał udział w przejeździe dwóch prototypowych wozów - A-34 - z Charkowa do Moskwy, który miał udowodnić trwałość konstrukcji.
Podróż odbywała się w zimie (marzec) 1940 roku, a sam czołg nie miał przecież ogrzewania. Wracając z Moskwy Koszkin nabawił się ciężkiego zapalenia płuc. Inżynier, w ramach testów prototypów, odbył jeszcze podróż do Linii Mannerheima, gdzie prototypy miały forsować zdobyte umocnienia. Powikłania po ciężkiej chorobie okazały się jednak śmiertelne i twórca legendarnego czołgu zmarł we wrześni 1940 roku.
Warto przypomnieć, że komisja odbiorcza, która miała zatwierdzić pojazd do produkcji naliczyła w sumie aż 86 niedociągnięć, które musiały być usunięte przed skierowaniem pojazdu na linie montażowe. Ogromny problem sprawiał chociażby wysokoprężny silnik W-2, który nie był w sanie sprostać wyzwaniu - uwaga - 100 motogodzin bezawaryjnej pracy. Dopiero w 1941 roku udało się opracować wersję W-2-34, która - przynajmniej w teorii - miała resurs na poziomie 150 motogodzin (o ile załoga nie przekraczała zalecanych obrotów). M.in. z tego względu wiele wczesnych wersji T-34 napędzanych było jeszcze silnikami benzynowymi.
Ciekawie wypadły też testy porównawcze z niemieckimi Panzer III i Panzer IV. Ku zaskoczeniu konstruktorów okazało się, że niemieckie wozy przewyższały T-34 nie tylko pod względem jakości celowników czy wygody załogi, ale też płynności i szybkości jazdy. Na zaskakujący wynik wpływała chociażby trudna w obsłudze skrzynia biegów
Sterowana cięgnami skrzynia biegów była tak nieprecyzyjna i oporna w obsłudze, że - by zmienić bieg - kierowca-mechanik często musiał pomagać sobie kolanem lub korzystać z pomocy siedzącego obok radiotelegrafisty.
Osobną kwestią był też generowany przez pojazd hałas. Zdaniem komisji porównawczej idący pełną prędkością Panzer III słyszalny był z odległości 150-200 metrów. W przypadku T-34 było to - uwaga - 450-500 metrów. Charakterystyczna hałaśliwość i stukot jadącego czołgu były nie tylko efektem zastosowania wysokoprężnego silnika (niemieckie czołgi miały silniki benzynowe), ale też "dobijacza sworzni" gąsienic.
Sworznie, w wyniku drgań wysuwają się z ogniw, co skutkuje zerwaniem gąsienicy i unieruchamia czołg. W niemieckich konstrukcjach załoga musiała je dobijać "ręcznie". Rosjanie poradzili sobie z problemem naspawując w tylnej części kadłuba kilkunastocentymetrowy kawał metalu. W czasie jazdy wysuwający się sworzeń uderzał w dobijacz i wsuwał się z powrotem na miejsce.
Rosjanie byli też mistrzami "recyklingu". Przykładowo - braki materiałowe sprawiały, że butle ze sprężonym powietrzem służące do pneumatycznego rozruchu silnika w warunkach bojowych, robiono z wybrakowanych korpusów pocisków artyleryjskich.
Od samego początku największym problemem była jakość czołgów składanych przez niewykwalifikowane załogi w warunkach braków materiałowych i sprzętowych. Jak czytamy w "Przeciw Panterom i Tygrysom" Artioma Drabkina:
Powszechną wadą było np. kruszenie się zębów kół zębatych skrzyni biegów, czy bardzo niska trwałość koła napinającego gąsienice (z przodu wozu). W praktyce, ponieważ czołgi powstawały w wielu zakładach, każdy z nich był nieco inny i charakteryzował się własną partią unikatowych niedoróbek.
Dramatycznie niska jakość po części brała się też z warunków, w jakich radzieccy robotnicy budowali wozy. Przykładowo - Stalingradzka Fabryka Traktorów od 23 sierpnia do 13 września 1942 roku - gdy wreszcie przerwano produkcję - w warunkach oblężonego miasta zmontowała około 200 czołgów i 600 ciągników artyleryjskich. Zakład produkował i remontował czołgi aż do momentu gdy linia frontu podeszła do hal fabrycznych.
W sprawozdaniu szefa hali nr 5 Stalingradzkiej Fabryki Traktorów można było przeczytać, że w tym czasie w (23 sierpnia - 13 września 1942) w halę trafiło:
- 6 bomb burzących,
- 156 bomb zapalających,
- 1 pocisk artyleryjski.
Mimo tego z halki wyjechały w tym czasie 68 nowe T-34 i 23 wozy po kapitalnym remoncie.
"Gdybyśmy więcej takich czołgów mieli, to byśmy se sami tę wojnę wygrali" - stwierdził w jednym ze swoich słynnych monologów nieodżałowany Bohdan Smoleń odnosząc się do serialu "Czterej Pancerni i pies", w którym pierwszoplanową rolę odgrywał właśnie czołg T-34. W rzeczywistości życie prawdziwej załogi T-34 było dużo cięższe, niż te znane nam z ekranów telewizorów.
Problemy nie ograniczały się jedynie do walki, gdy załoga regularnie podtruwana była gazami prochowymi, będącymi dla niej nie mniejszym zagrożeniem niż ostrzał wroga. Już sama jazda T-34 była niezapomnianym przeżyciem. W jaki sposób przebiegała komunikacja?
Jak wspomina na łamach "Przeciw Panterom i Tygrysom" Aleksander Bodnar - lejtant i dowódca plutonu:
W czasie II Wojny Światowej zastosowanie silnika wysokoprężnego w czołgu było innowacyjnym rozwiązaniem. Przewaga jednostek zasilanych olejem napędowym nie ograniczała się jedynie do wyższego momentu obrotowego i niższego spalania. Chodziło również o zminimalizowanie ryzyka pożaru, czy to w wyniku zwarcia w instalacji elektrycznej (częsta przypadłość niemieckich wozów) czy trafienia.
Załogi T-34 wspominały, że zimą często rozpalali pod czołgami ogniska (lub wkładały pod wóz specjalny piecyk), co zapobiegało "zamarzaniu" paliwa i pozwalało zdrzemnąć się we względnie komfortowych warunkach. Na tle żołnierzy innych formacji radzieccy czołgiści na uchodzili za elitę m.in. z tego względu, że nie cierpieli na wszy. Smród oleju napędowego skutecznie odstraszał insekty.
T-34 często określany jest mianem "czołgu Myszki Miki". To efekt modernizacji z 1943 roku, w ramach której pojawiła się nowa wieża wyposażona w dwie bliźniacze, okrągłe klapy włazów. Ich jednoczesne otwarcie powodowało, że - widziana od przodu - sylwetka czołgu przypominała niemieckim żołnierzom postać znaną z bajek Walta Disneya.
W sumie w czasie II Wojny Światowej wyprodukowano około 59 tysięcy różnych wersji czołgu T-34. Dla porównania, najliczniej produkowany niemiecki czołg z czasów II wojny światowej - Panzer III powstał w liczbie nieco ponad 15,6 tys. egzemplarzy.
- załoga: 4 osoby,
- masa: 26 ton,
- napęd: 12 cylindrowy silnik benzynowy M-17T o mocy 450 KM lub 12 cylindrowy silnik diesla W-2 o mocy 500 KM,
- prędkość maksymalna: na drodze 53 km/h, w terenie 30 km/h
- zasięg: na drodze 300 kilometrów, w terenie 200 kilometrów,
- pancerz: wieża: przód 45 mm, boki i tył 40 mm, góra 20 mm, kadłub: przód 45 mm, boki i tył 40 mm, góra 20 mm, dno 15 mm,
- uzbrojenie: armata L-11 kal. 76,2 mm (76 pocisków) i 2 czołgowe karabiny maszynowe DT kal. 7,62 mm (1200 pocisków),
- wymiary: długość: 6,68 m, szerokość: 3,00 m, wysokość: 2,43 m, prześwit: 0,40 m,
- pokonywanie przeszkód: rowy o szerokości 2,50 m, przeszkody wodne o głębokości 1,30 m, ściany pionowe o wysokości 0,73 m.
***