Skuterem po mieście. Jesteś za czy przeciw? Te dwa filmy pomogą w odpowiedzi
Zbliża się ósma rano. W zatoczce przy chodniku zatrzymuje się kobieta na skuterze. Zdejmuje kask, chowa go do specjalnego schowka. Wraz z kurtką, która, jak się okazuje, skrywała gustowną garsonkę. Zmienia obuwie, przeglądając się w lusterku poprawia fryzurę i wchodzi do banku, w którym za chwilę zacznie kolejny dzień pracy... W Barcelonie, Rzymie czy Nicei takie obrazki są codziennością. Mieszkańcy Włoch, Hiszpanii, Grecji, francuskiego Lazurowego Wybrzeża kochają skutery. Wystarczy spojrzeć na gęsto zastawione jednośladami parkingi przed kawiarniami, sklepami, biurami.
Czy skutery mogą zyskać większą sympatię również wśród Polaków? Stać się lekarstwem na rosnące z każdym rokiem korki w polskich miastach? Oto dwugłos, wywołany naszymi filmikami, pokazującymi, z punktu widzenia kierowcy, "rajd" yamahą tricity po Krakowie.
Wiem, że te filmy pokazują obraz w przyspieszonym tempie, ale i bez tego to, co wyprawiają szaleńcy na skuterach, budzi przerażenie. Lawirowanie między stojącymi autami, wciskanie się w najmniejszą lukę, wymuszanie pierwszeństwa, płoszenie pieszych. Skuterzystom... Skuterowcom... Nie wiem nawet jak nazwać tę grupę kierowców, wydaje się, że nie obowiązują ich przepisy ruchu drogowego. Nie zdają sobie sprawy, że nie tylko powodują duże zagrożenie, lecz i sami stale ryzykują życiem. Są przekonani, że skoro dosiadają pojazdu o niewielkiej pojemności i mocy silnika, więc nic im nie grozi. To bardzo niebezpieczne złudzenie.
Ja na pewno nigdy nie przesiądę się na taki pojazd. Zostanę przy samochodzie. Zgoda, może dotrę parę minut później do celu, ale za to bez stresu. Włączę fajną muzyczkę albo audiobooka i korek mi niestraszny. Na czterech kołach i pod dachem czuję się bezpieczniej. Samochód pozwala odizolować się od ulicznego hałasu, nie muszę wdychać spalin, pamiętać o kasku, martwić się, że pada, wieje; że ubłocę sobie spodnie. Mam normalny bagażnik. Bez problemu zabieram pasażerów. Nie wyobrażam sobie, że miałbym skuterem czy motocyklem dowozić dziecko do szkoły. Auto zostawiam pod blokiem. Rower zabieram do domu. Zupełnie nie wiem, co miałbym zrobić ze skuterem. Przywiązywać go do drzewa lub słupa? Chronić przed złodziejami i wandalami, chowając do zamykanego na gruby łańcuch pancernego pokrowca? Bez sensu.
Być może skutery sprawdzają się w południowej Europie. Do naszego klimatu, do temperamentu i mentalności Polaków kompletnie nie pasują. Uważam zresztą, że obecność jednośladów, obojętnie z silnikiem czy bez, fatalnie wpływa na płynność i bezpieczeństwo ruchu drogowego. Ulice są dla samochodów, dla rowerów - ścieżki rowerowe, dla pieszych - chodniki. Gdyby konsekwentnie trzymano się tej zasady, jeździłoby się nam dużo lepiej.
Oj tam, oj tam... Przy odpowiedniej manipulacji nawet relacja z turnieju szachowego może przypominać thriller, a co dopiero filmik z ulicznej przejażdżki skuterem. Moim zdaniem takie pojazdy są przyszłością transportu w miastach i jedynym sposobem na rozładowanie zatorów. Jak pokazuje życie, mimo ogromnych nakładów na budowę nowych dróg, tworzenie inteligentnych systemów sterowania ruchem itp. korki są coraz większe. Bez upowszechnienia się jednośladów tego problemu nie rozwiążemy. Niestety, rower jest zbyt wolnym środkiem lokomocji. Aby z niego codziennie korzystać na dłuższych dystansach, na przykład do dojazdów do pracy, trzeba mieć dużo czasu i niezłą kondycję. Rowerem strach też wyjechać na ruchliwą ulicę. Motocykl z kolei wymaga sporych umiejętności i doświadczenia. W tej sytuacji skuter wydaje się idealnym rozwiązaniem. Pozwala sprawnie i szybko przemieszczać się po mieście. Jest dziecinnie łatwy do opanowania, nie wymaga posiadania motocyklowego prawa jazdy, przy okazji potrafi dostarczyć mnóstwo frajdy.
Ja na razie jeżdżę autem, ale coraz bardziej wkurzają mnie korki. Wciąż się przez nie spóźniam. O komunikacji publicznej nawet nie myślę, bo nie cierpię tłoku i smrodu. Na rower jestem za wygodny. Motocykli trochę się boję. Dlatego przymierzam się do skutera. Taki pojazd ma mnóstwo zalet. Nowy kosztuje tyle, co kilkunastoletni samochód, niewiele pali, jest tani w eksploatacji. No i można nim jeździć praktycznie przez cały rok, bo nasz klimat ciągle się ociepla i chyba zdążyliśmy już zapomnieć o prawdziwych, mroźnych i śnieżnych zimach.