​Zmarł legendarny Sid. To on ratował kierowców Formuły 1

Po walce z chorobą nowotworową, w wieku 84 lat zmarł neurochirurg profesor Eric Sidney Watkins, który ponad ćwierć wieku pełnił funkcję delegata medycznego Formuły 1. Anglik zapisał się w historii jako pionier walki o zapewnienie kierowcom wyścigowym możliwie najwyższych standardów bezpieczeństwa.

Za pośrednictwem mediów świat Formuły 1 od rana składa hołd profesorowi Watkinsowi. Większość z osób, które jako pierwsze zareagowały na wieść o śmierci wielce zasłużonego wyścigowej medycynie Brytyjczyka to czynni kierowcy. Ci młodsi, jak Heikki Kovalainen czy Lewis Hamilton, rozpoczynali swoją przygodę z F1, gdy Watkins był już na zasłużonej emeryturze po 26 latach (1978-2004) nieustannego towarzyszenia cyklowi Grand Prix, jakie upłynęły mu na wytrwałych, a co ważniejsze skutecznych staraniach w celu podnoszenia standardów bezpieczeństwa oraz opieki medycznej.  

Reklama

Wielu z nich pewnie nie zdaje sobie nawet sprawy, że gdy Watkins podejmował pracę w Formule 1 infrastrukturę medyczną wielu torów często stanowił tylko namiot wyposażony w komplet kilku podstawowych narzędzi. Bardzo prawdopodobne więc, że w ferworze walki i natłoku obowiązków dzisiejsi dwudziestokilkulatkowie korzystają z osiągnięć pracy profesora nie zastanawiając się nad rozmiarami postępu, jaki dokonał się za sprawą jego starań. Jeszcze więcej powodów do wdzięczności Watkinsowi za jego wkład w rozwój motorsportu mają jednak starsi kierowcy, tacy jak Mika Häkkinen, Martin Donnelly, Gerhard Berger czy Rubens Barrichello, którzy zawdzięczają życie nie tylko działaniom prewencyjnym, ale także szybkim i zdecydowanym decyzjom Anglika.

 "To właśnie 'Sid uratował mi życie na Imoli w 1994 roku. Był świetnym facetem, zawsze pogodnym. Dziękuję za wszystko, co zrobiłeś dla kierowców" - napisał na Twitterze Barrichello.

 Podejmowane przez Watkinsa próby ratowania kierowcom życia nie zawsze kończyły się szczęśliwie, a wobec niektórych tragicznych wypadków bywał bezsilny. Wspomniany przez Barrichello weekend na Imoli był chyba najsmutniejszym w karierze profesora. To wtedy w sobotnich kwalifikacjach życie stracił Roland Ratzenberger, a dzień później z koszmarnego wypadku, z życiem nie udało się ujść legendarnemu Ayrtonowi Sennie.

Po tym, jak śmierć Ratzenbergera pogrążyła padok Fomuły 1 w głębokiej żałobie, Watkins starał się odwieść Sennę od startu w - jak się okazało - feralnym wyścigu. Bez skutku. - Co jeszcze chcesz udowodnić?

- pytał Watkins Brazylijczyka bardzo przeżywającego śmierć kolegi z toru. - Jesteś trzykrotnym mistrzem świata i bez cienia wątpliwości najszybszym kierowcą w stawce. Daj sobie z tym wszystkim spokój i jedźmy na ryby. Wówczas Senna odparł: - Sid, są pewne sprawy, nad którymi nie mamy kontroli. Nie mogę odejść. Muszę dalej startować.  Z przeznaczeniem nie udało się wygrać.

Rzadko zdarza się, żeby Formuła 1 zawdzięczała komuś więcej niż ten ktoś Formule 1. Jeden z nielicznych wyjątków od tej reguły stanowi przykład profesora Sid Watkinsa, który swoim zaangażowaniem, profesjonalizmem oraz troską o zdrowie i życie innych, zmienił oblicze wyścigów Grand Prix na lepsze. Po pechowym Grand Prix San Marino 1994 śmierć zdała się zapomnieć zaglądać na tory Formuły 1. Oby jak najdłużej. Niewielu ludzi pomogło jej w tym bardziej niż profesor Watkins. Czas, żeby nadrobił z przyjacielem wędkarskie zaległości.

 Jacek Kasprzyk

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy