Kubica: Pomylone godziny i nierówności

Robert Kubica jeżdżący w zespole Renault uważa, że nadchodzące GP Singapuru to najcięższy weekend wyścigowy z całego kalendarza. Polak najbardziej nie lubi czasu w jakim rozgrywany jest wyścig.

Po raz trzeci na torze "Marina Bay Street Circuit" zostanie rozegrane GP tego kraju zaliczane do mistrzostw świata Formuły 1. Wyścig w Singapurze jest zaliczany do najcięższych i najbardziej wymagających w kalendarzu. Wiążę się to z tym, że kierowcy na wąskim, miejskim obiekcie ścigają się w porze późno wieczornej, przy sztucznym oświetleniu. Do tego dochodzi przestawienie w czasie całego cyklu przygotowawczego zawodnika i bolidu do wyścigowego weekendu, co jest sporym utrudnieniem. Zwraca na to uwagę Robert Kubica z zespołu Renault, który w ubiegłym roku finiszował na tym obiekcie na ósmym miejscu.

Reklama

"Singapur to jeden z najcięższych weekendów sezonu pod każdym względem. Jeździ się w nocy i spotyka z mediami bardzo późno, więc sposób w jaki pracujemy jest bardzo dziwny, a godziny są zupełnie pomylone. Podejście jakie zastosowałem w ubiegłym roku w związku z niezwykłym rozkładem dnia było takie, że szedłem spać bardzo późno, w okolicach czwartej godziny nad ranem i budziłem się o szesnastej. Dziwne jest natomiast to, że nie odczuwa się efektu tej zmiany - prawdopodobnie dlatego, że jest się pod działaniem adrenaliny, a koncentracja jest tak duża, gdy jest się na torze. Dopiero po weekendzie czuję się dziwnie" - tłumaczy Robert.

Polak otwarcie przyznaje, że uliczny tor w Singapurze wymaga bardzo dobrego przygotowania kondycyjnego od kierowcy oraz maksymalnej koncentracji. Trudno też liczyć na walkę, bowiem mało jest miejsc, gdzie można wyprzedzać. Także bardzo ważne będą kwalifikacje.

"Sądzę, że tor w Singapurze jest bardzo wymagający, zwłaszcza fizycznie, gdyż nie ma tam długich prostych, a jest sporo zakrętów. Ze względu na to, że prędkość toru jest bardzo niska, wyścig jest bardzo długi - coś koło godziny i 50 minut, co naprawdę stawia spore wyzwanie. Cały czas jedzie się z zakrętu w zakręt po nierównym torze. Mimo, że między zakrętem numer 5 i 7 jest kawałek dość długiej prostej, jest tam tyle nierówności, że kierownicę trzeba mocno trzymać" - opowiada krakowianin.

"Koniec prostej przed zakrętem numer 7 jest prawdopodobnie najlepszym momentem do wyprzedzania, ale trzeba dobrze wyjść z zakrętu numer 5. Problemem jest jednak to, że poza linią wyścigową jest wiele nierówności i bardzo łatwo jest stracić panowanie nad bolidem. Mimo że w ubiegłym roku nierówności nieco się zmniejszyły, podstawowym problemem na torach ulicznych jest bardzo słaba przyczepność poza linią wyścigową. Bolidy przez cały weekend przechodzą przez strefy dohamowań, zostawiając gumę na torze wyścigowym, ale jak tylko się z niego zjedzie, aby wyprzedzać, jest zdecydowanie mniej gumy, a często także sporo kurzu, więc to bardzo, bardzo zdradliwe manewry"- dodaje Kubica.

Robert zwraca także uwagę na wąską strukturę szykany i zdradliwy ostatni zakręt, gdzie bardzo łatwo wylecieć z toru.

"Szykana na zakręcie numer 10 jest pod wieloma względami bardzo dziwna, ale również niesamowita. Jest naprawdę bardzo ciasna, a mały błąd wiele kosztuje, gdyż są tam wysokie krawężniki. Jak już to widzieliśmy niektóre auta uderzają tarkę i wylatują w powietrze. Tak było zwłaszcza za pierwszym razem. Sądzę, że wszyscy teraz biorą pewien margines bezpieczeństwa w tym zakręcie, gdyż łatwo jest go pojechać źle, a cena za błąd jest bardzo kosztowna" - mówi Robert.

"Ostatni zakręt jest najbardziej zdradliwą częścią okrążenia, ale szczęśliwie ma sporą strefę wyjazdową. Zakręt jest dość długi, ale jego szczyt jest bardzo krótki. Pierwsza część prowadzi do apeksu, a później pełny gaz. Jeżeli złapie się nieco podsterowności, można być zadowolonym z szerokiego toru, ale krawężnik na wyjściu jest nierówny i bardzo łatwo stracić kontrolę nad bolidem" - kończy Polak.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy