Hamilton za Schumachera, Perez za Hamiltona - kto zyskał, kto straci?
Lewis Hamilton podpisał z Mercedesem trzyletni kontrakt i od przyszłego sezonu zastąpi w tym zespole Michaela Schumachera. W miejsce Hamiltona McLaren pozyskał Sergio Pereza z Saubera. Na razie wszyscy udają zadowolonych, ale niektórym już wkrótce może nie być do śmiechu.
Plotki krążące od dłuższego czasu po padoku potwierdziły się. Lewis Hamilton, który współpracował z McLarenem przez ostatnie 13 lat (z czego 6 w Formule 1), postanowił opuścić zespół i poszukać nowych wyzwań w Mercedesie. Taka decyzja Hamiltona to spora niespodzianka, biorąc pod uwagę długość dotychczasowej współpracy ze stajnią z Woking oraz fakt, że McLaren niemal każdego sezonu zapewnia swoim kierowcom możliwość walki o mistrzowski tytuł.
Zamiast pewnej pozycji w dobrze znanym sobie środowisku Lewis wybrał trudniejszą ścieżkę kariery. Choć zagorzałym kibicom McLarena pewnie wciąż trudno uwierzyć w to, co się stało, a także zrozumieć powody odwrócenia się Hamiltona od zespołu, można doszukać się w jego ruchu logiki.
Pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy w związku z odważnym posunięciem Hamiltona, to oczywiście chęć zarobienia przez niego większych pieniędzy niż te, które oferował mu McLaren. Hamilton co prawda zaznaczył, że jego wybór nie był dyktowany względami finansowymi, ale nawet gdyby było inaczej, trudno mieć o to do Lewisa pretensje. Kariera sportowca nie trwa wiecznie i Hamilton bez wątpienia myśli o stabilnej przyszłości po tym, jak za kilka lat na dobre opuści padok Formuły 1.
Innym ważnym - prawdopodobnie najważniejszym - powodem przesiadki do Mercedesa jest chęć udowodnienia swojej wartości poza McLarenem. Potrafię wyobrazić sobie, że - otaczany od najmłodszych lat opieką ojca oraz zespołu z Woking - Anglik zechciał zerwać "rodzinne" więzi, żeby ostatecznie dojrzeć i wybić się na niepodległość.
Wiemy już, że ambicją Hamiltona jest wprowadzenie Mercedesa do ścisłej czołówki i wypracowanie z zespołem pozycji, która pozwalałaby regularnie liczyć się w walce o zwycięstwa oraz mistrzowskie tytuły. Dokładnie tak, jak zrobili to Fernando Alonso w Renault oraz Michael Schumacher w Ferrari, a więc kierowcy, których osiągnięcia Hamilton ceni bardzo wysoko.
Nie brakuje opinii mówiących o tym, że Hamilton popełnił duży błąd i już niedługo przekona się o trudach pracy w zespole nie dorównującym możliwościami McLarenowi. Mimo to nie wydaje się, żeby swoim ruchem Hamilton podejmował wyjątkowo duże ryzyko.
W trakcie sześciu lat spędzonych w McLarenie wywalczył zaledwie jeden mistrzowski tytuł. Wiele z jego kampanii ucierpiało na skutek brawurowej jazdy oraz licznych błędów, ale wielokrotnie dającego z siebie wszystko Hamiltona zawodził zespół. Kiksy w trakcie pit stopów i częste awarie samochodu z pewnością nie umacniały ducha walki w kierowcy, który często musiał mieć poczucie marnowania jego wysiłków. Czy pozostanie w McLarenie dałoby Hamiltonowi gwarancję wywalczenia kolejnych trofeów? Raczej nie.
Osiągnięciu porozumienia z szefostwem McLarena, które jeszcze kilka dni temu było święcie przekonane o tym, że będzie w stanie zatrzymać Hamiltona, nie pomogła także kiepska atmosfera, jaką od pewnego czasu można było bez trudu zauważyć w szeregach zespołu. Mechanikom podobno znudziła się już praca z Hamiltonem, a jeden z anonimowych członków zespołu stwierdził nawet, że odejście Anglika wyszłoby na dobre obu stronom. Niedługo przekonamy się, czy miał rację.
Niewykluczone, że trudne do zaakceptowania przez zespół zachowania Hamiltona zwyczajnie wynikały z licznych frustracji, których w poprzednich latach kierowca nie manifestował tak otwarcie. Jeśli między Hamiltonem a zespołem doszło do ostrej wymiany zdań, w której niegdyś znakomite relacje zostały zdeptane, z niewielkimi szansami na przywrócenie im dawnej dynamiki, łatwo zrozumieć pragnienie Hamiltona do zmiany otoczenia.
Warto się zastanowić, jak taka decyzja odbije się na ostatnich dwóch miesiącach współpracy McLarena i Hamiltona, którzy wciąż liczą się przecież w walce o mistrzowski tytuł. Od przyszłego roku Lewis będzie rywalem swojej dotychczasowej ekipy, więc jest niemal pewne, że inżynierowie nie będą już wtajemniczać go w aspekty rozwoju auta, którego wiele rozwiązań z pewnością znajdzie się w konstrukcji na sezon 2013.
Taka sytuacja nie pomoże Hamiltonowi w sięgnięciu po drugi mistrzowski tytuł. Pamiętajmy jednak, że po zdobyciu swojego pierwszego tytułu, już w grudniu 2005 roku, Fernando Alonso oznajmił, iż w sezonie 2007 będzie startował dla McLarena, a mimo to w 2006 roku Hiszpan wraz z Renault sięgnęli po mistrzowskie laury.
Oni wygrali
Jednym z oczywistych zwycięzców transferowego trzęsienia ziemi jest Lewis Hamilton. Anglik staje przed szansą napisania nowego rozdziału swojej kariery, a mimo ostatnich niepowodzeń Mercedesa nie ma wątpliwości, że przewodzący ekipie Ross Brawn to właściwy człowiek na właściwym miejscu, jeśli Mercedes rzeczywiście chce doszlusować do czołówki.
Historia Formuły 1 pokazuje zresztą, że wykres wyników zespołów czołówki na przestrzeni lat przebiega sinusoidalnie. Serie udanych sezonów przeplatają z gorszymi. Szanse na to, że w przyszłym sezonie lub za dwa lata Mercedes osiągnie wysoką formę, są więc całkiem spore.
Oprócz Hamiltona najwięcej zyska Mercedes. W ostatnich latach zespół nie rozwijał auta w oczekiwanym tempie i jakąś część winy za taki stan rzeczy ponoszą kierowcy. Trudno zresztą powiedzieć, jak szybkim autem dysponuje stajnia z Brackley, bo Nico Rosberg nigdy nie należał do grona zawodników bardzo szybkich i regularnych w każdych warunkach. Michael Schumacher to już emeryt i nie ma wątpliwości, że ktoś ze ścisłej czołówki mógłby wycisnąć z tegorocznego Mercedesa trochę więcej.
W osobie Hamiltona zespół spod znaku trójramiennej gwiazdy zyskuje jednego z najlepszych kierowców, którego wyniki w 9 na 10 przypadków oddają rzeczywistą szybkość samochodu. Taki wiarygodny punkt odniesienia to dla inżynierów nieoceniona pomoc w krótko- i długoterminowych pracach nad samochodem.
Kolejnym wygranym jest Sergio Perez. Meksykanin po zaledwie dwóch latach startów w Sauberze dołączy do drugiego najbardziej utytułowanego zespołu w historii cyklu Grand Prix. Odejście Hamiltona otworzyło przed Perezem wielką szansę, a biegłość i talent inżynieryjny zespołu McLarena oznaczają, że przyszłość Pereza znalazła się w jego własnych rękach. Jeśli z jakichś powodów kariera Pereza potoczy się w niewłaściwym kierunku, pretensje będzie mógł mieć tylko do siebie.
Oni przegrali
McLaren wyprzedził informację o pozyskaniu przez Mercedesa Hamiltona wiadomością o tym, że do zespołu dołącza Perez. W Woking robią chyba dobrą minę do złej gry. McLaren stracił mistrza świata, bardzo szybkiego i utalentowanego zawodnika, którego bardzo chciał zatrzymać. Miejsce Hamiltona zajmie ekscytujący, ale wciąż niepotwierdzony meksykański talent. Z konieczności liderem McLarena zostanie Jenson Button, który nie jest równie szybki co Hamilton, a bardzo często zdarzają mu się problemy z maksymalnym wykorzystaniem potencjału auta.
Przejście Pereza do McLarena to spora strata Ferrari. Meksykanin jest wychowankiem Akademii Kierowców Ferrari, a od wielu lat wspiera go najbogatszy człowiek świata - Carlos Slim. Ferrari nie zdecydowało się zastąpić Felipe Massy Perezem, a prezes Luca di Montezemolo wytłumaczył, iż Meksykanin nie jest jeszcze gotowy na wyzwanie, jakim jest jazda dla legendarnej włoskiej ekipy.
Czy jazda w McLarenie jest mniejszym wyzwaniem niż jazda dla Ferrari? Trudno zrozumieć, dlaczego Włosi oddali Pereza konkurencji, pozbawiając się tym samym szans położenia rąk na pieniądzach zaprzyjaźnionego z nim meksykańskiego miliardera.
Pod presją
Ostatnie ruchy transferowe to nienajlepsza wiadomość dla Jensona Buttona oraz Nico Rosberga. Ten pierwszy miał dotychczas komfort jazdy z Hamiltonem, na którym spoczywał główny ciężar zapewniania zespołowi dobrych wyników. Button od czasu do czasu zaskakiwał dobrym rezultatem, ale to nie jego zatrudniano jako główną siłę napędową ekipy. Anglik świetnie sprawdził się w roli uzupełniającego skład skrzydłowego, atakując z drugiej linii. Nie wiadomo jednak, jak i czy poradzi sobie mając u boku wciąż mało doświadczonego Pereza.
Rosberg staje z kolei przed największym testem w swojej karierze w Formule 1. Dotychczas Niemiec mierzył się z co najwyżej niezłymi kierowcami i oprócz debiutanckiego sezonu 2006, wychodził z tych potyczek zwycięsko. Przez dwa poprzednie sezony dawał popalić samemu Schumacherowi, ale ten najlepsze lata ma już dawno za sobą. Od przyszłego sezonu zespołowym partnerem Rosberga będzie Hamilton. Gdyby Rosbergowi, który jest już z Mercedesem trzeci sezon, nie udało się przekonująco pokonać kolegi debiutującego w zespole, nikt poważny nie zaryzykuje zaliczenia Nico do grona ścisłej czołówki zawodników F1.
Oprócz niewątpliwych zalet związanych z przybyciem Hamiltona do Mercedesa, dla zespołu z Brackley oznacza to także znacznie większą presję wyniku. Teraz odpowiedzialność za ewentualną słabą formę w całości będą ponosić projektanci, inżynierowie i stratedzy. Hamilton za każdym razem wyciska z samochodu maksimum, więc uciekanie się do wymówek sugerujących braki umiejętności kierowców będzie po prostu niewiarygodne.
Jacek Kasprzyk