Kolejny problem z autami elektrycznymi. Nie obejdzie się bez nowego podatku
Opodatkowanie samochodów elektrycznych było tylko kwestią czasu. Problem z elektrykami mają zwłaszcza kraje, w których podatek drogowy wliczony jest w cenę paliwa. Taki system funkcjonuje dziś m.in. w Polsce. Do wprowadzenia nowego podatku od samochodów elektrycznych przymierzają się właśnie władze Szwajcarii.
Elektryczna transformacja generuje gigantyczne obciążenia dla państwowych budżetów. Nie chodzi jedynie o konieczność zakrojonych na ogromną skalę zmian w infrastrukturze czy finansowania systemu zachęt do aut elektrycznych. W krajach, gdzie kierowcy chętniej spoglądają w stronę samochodów ładowanych z gniazdka, wyzwaniem dla budżetu okazuje się spadek wpływów z tytułu podatków zawartych w cenach paliw.
Z takim problemem mierzą się właśnie władze Szwajcarii, które przygotowują się do wprowadzenia nowego podatku dla właścicieli aut elektrycznych. Podobnie jak w Polsce infrastruktura drogowa w dużej mierze finansowana jest tam z podatków wliczonych w ceny paliw płynnych. W efekcie spadek ich sprzedaży stanowi poważne wyzwanie dla finansowania inwestycji drogowych i utrzymania obecnej infrastruktury.
W praktyce chodzi o wprowadzenie nowego podatku dla właścicieli aut elektrycznych, który pomógłby załatać tworzącą się dziurę w budżecie drogowym. Na ten moment wiadomo jedynie, że nowy podatek miałby wejść w życie najpóźniej w 2030 roku. Założenia i szczegóły dotyczące jego wprowadzenia opracować ma ministerstwo transportu. Zdaniem agencji Reuters obecnie prace idą w kierunku wprowadzenia konkretnej stawki za każdy przejechany przez elektryczne auto kilometr. Sama wysokość podatku - najprawdopodobniej - zależeć też będzie od "kategorii" pojazdu.
Otwartą pozostaje kwestia gradacji. Na ten moment trudno wyrokować, czy będzie władze Szwajcarii zdecydują się wykorzystać "standardowy" podział na pojazdy konkretnych grup homologacyjnych czy np. rozwiązania, które jeszcze większy nacisk kłaść będą na masę czy rozmiary pojazdu.
Pamiętajmy, że tak właśnie - w praktyce - wygląda m.in. polski system, w którym podatek drogowym wliczony jest w cenę paliwa. Takie rozwiązanie promuje samochody które zużywają mniejsze ilości benzyny czy oleju napędowego. Te szybsze czy cięższe, charakteryzują się większym zapotrzebowaniem na paliwo, więc ich właściciele - analogicznie - wnoszą do drogowego budżetu odpowiednio więcej pieniędzy.
Co ciekawe koszty związane z poruszaniem się samochodów elektrycznych po publicznych drogach mogą się okazać dla szwajcarskich władz twardym orzechem do zgryzienia. Wprowadzenie takiej formy opodatkowania wymaga bowiem zmiany w ustawie zasadniczej, a zgodnie z obowiązującym w Szwajcarii systemem "bezpośredniej demokracji", na zmiany w konstytucji muszą wyrazić zgodę obywatele.
Jeśli w referendum obywatele opowiedzą się przeciwko nowemu podatkowi, rząd stanie przed poważnym dylematem, skąd wziąć pieniądze na modernizację sieci drogowej.
***