Klasyczne wycieraczki samochodowe? Japończycy przekonują, że to przeżytek.
Japonia z perspektywy Europy w wielu aspektach może wydawać się egzotyczna, ale w odmienności często tkwi największa siła. Japońska myśl techniczna często wyprzedzała swoje czasy, by chwilę później stanowić wzór do naśladowania. Przykładu nie trzeba szukać daleko. Hybrydowe napędy rozwijane przez japońskich inżynierów Toyoty czy Hondy w końcówce lat 90-tych, wydawały się wówczas jedynie futurystycznymi konceptami, które nie przebiją się na podium. Potrzeba było ponad 20 lat, by dziś przyznać, że ta wizja przyszłości była słuszna. Dziś hybrydy bronią się same, a reszta świata nie ma innego wyjścia, jak uznać japońską dominację w tej dziedzinie. Okazuje się jednak, że Japończycy mają więcej pomysłów, które łamią utarte schematy. Wycieraczki? Można to zrobić inaczej!
Technologia wykorzystywana w lotnictwie zawsze korzystała z najnowszych zdobyczy nauki. Nie inaczej było na początku lat 90-tych. Wtedy właśnie jedna z japońskich linii lotniczych zgłosiła zapotrzebowanie na powłoki hydrofobowe do szyb. Widoczność w powietrzu to prawdziwe wyzwanie i dlatego nie było miejsca na kompromisy. Z pomocą przyszła firma Soft99, która opracowała rozwiązanie specjalnie na potrzeby statków powietrznych. Powłoka Glaco aplikowana na szyby pozwoliła odprowadzać z nich wodę za sprawą pędu opływającego powietrza, dzięki czemu piloci zawsze mieli doskonałą widoczność. Technologia Glaco została szybko doceniona i po upływie zaledwie 2 lat trafiła także do kierowców. Wymagało to jednak uproszczenia procesu aplikacji i tak narodził się pomysł, by połączyć produkt z aplikatorem. Tym sposobem, już w 1993 roku na rynek trafił Glaco Roll On.
Powierzchnia szyby, choć wydaje się zupełnie gładka, w rzeczywistości jest porowata. Z tego powodu, woda skutecznie osadza się na szkle, tworząc taflę i różnych rozmiarów krople. Podczas jazdy w deszczu, tworzy to groźne dla kierowcy zjawisko - woda zgromadzona na szybach auta, skutecznie rozszczepia wiązki światła całkowicie zniekształcając obraz oraz redukuje widoczność do minimum. By uniknąć tego zjawiska, usuwamy wodę za pomocą wycieraczek, ale istnieje rozwiązanie o wiele wygodniejsze i skuteczniejsze.
Powłoki Glaco skutecznie wypełniają wszystkie pory szkła, tworząc idealnie gładką powłokę na powierzchni szyby. Dzięki temu, woda traci zdolność osadzania się na szkle (zwiększa się kąt zwilżania - powierzchnia styku kropli z szybą jest redukowana do minimum). Opadająca woda przybiera formę idealnie okrągłych kropli. Kiedy auto stoi w miejscu, tak uformowane krople błyskawicznie spływają pod wpływem grawitacji, a podczas jazdy pęd powietrza zdmuchuje je, pozostawiając szyby idealnie przejrzyste. Rezultat? Powyżej prędkości 45 km/h można ograniczyć użycie klasycznych wycieraczek niemal do zera. W Japonii nie trzeba nikogo przekonywać, że to działa. Do dziś sprzedano tam 125 milionów powłok Glaco, co oznacza, że na absolutnie każdego Japończyka przypada min. jeden sprzedany produkt. Glaco, to zresztą synonim "niewidzialnej wycieraczki" w kraju kwitnącej wiśni.
Wydawać by się mogło, że w tej materii zrobiono już wszystko. Udało się przekonać miliony kierowców na całym świecie, że jazda w deszczu może być bezpieczniejsza i bardziej komfortowa, bez użycia klasycznych wycieraczek. Po ponad 30 latach rozwoju tej technologii Soft99 nie mówi jednak "stop". Swoją premierę miała właśnie kolejna generacja Glaco. To Glaco DX, czyli ewolucja w każdym calu. Zwiększono właściwości hydrofobowe, dzięki czemu krople wody są zdmuchiwane przy rekordowo niskich prędkościach. Dodano ruchomy aplikator, który przenosi łatwość aplikacji na nowy poziom. Na koniec, skrócono czas wiązania produktu z szybą do zaledwie 5 minut. Nic nie stoi na przeszkodzie, by sięgnąć po japońską technologię. Czy pozostaje ktoś nieprzekonany? Nawet jeśli tak jest, to Japończycy i kosmetyki samochodowe Soft99 na pewno nie powiedzieli ostatniego słowa, a Glaco DX jest kolejnym krokiem w przyszłość.
Artykuł sponsorowany