Coś nie wyszło z elektrykami. Bogaci mają trzy, biedni jeżdżą komunikacją

Popularność samochodów elektrycznych zaczyna odbijać się czkawką w Norwegii. Dotowanie elektrycznej transformacji - w tym zwolnienia z podatku drogowego - daje się we znaki władzom norweskich miast, które nie mają z czego finansować transportu publicznego. Coraz więcej osób zwraca też uwagę, że z dopłat do zakupu aut elektrycznych korzystają głownie zamożniejsi obywatele, co przyczynia się do pogłębiania nierówności społecznych.

Norwegia, która przez większość europejskich krajów stawiana jest za wzór modelowego przejścia przez elektryczną transformacje, zaczyna odczuwać uboczne skutki wieloletniego dotowania e-samochodów. Władze lokalnych miast coraz głośniej krytykują system zachęt do zakupu elektrycznych aut wskazując, że dzieje się to kosztem inwestycji w transport publiczny. 

Elektryki tylko dla bogatych? Liczba aut rośnie, a autobusy świecą pustkami

Władze największych norweskich miast - Oslo, Bergen, Trondheim i Stavange - od lat starają się zachęcić mieszkańców do rezygnacji z własnych czterech kółek i przesiadki na transport publiczny. Podobnie, jak w Krakowie czy Warszawie, w ostatnich latach zadbano o likwidację miejsc parkingowych, zwężenia czy inwestycje w drogi dla rowerów.

Efekty takiej polityki są jednak dalekie od oczekiwań. W porównaniu z Danią czy Szwecją kraj ma zauważalnie wyższy wskaźnik posiadania samochodów, a dane dotyczące wykorzystania transportu publicznego należą do jednych z najniższych w Europie.

Nad problemami wynikającymi z hojnego dotowania samochodów elektrycznych pochylił się serwis vox.com. Wnioski płynące z jego analiz sugerują, że przejście na samochody elektryczne może być dla Europy o wiele trudniejsze, niż się wydaje.

Reklama

Dopłacają po 103 tys. zł do każdego auta. Pieniądze trafiają tylko do bogatych

Z analizy vox.com wynika, że w ostatnich latach władze Norwegii średnio dopłacały do zakupu samochodu elektrycznego po około 26 tys. dolarów, czyli - przy aktualnym kursie - ponad 103 tys. zł. Nie chodzi wyłącznie o dopłaty bezpośrednie do zakupu, ale całość subwencji obejmujących m.in. zwolnienia z podatku drogowego, opłat za parkowanie czy - popularnych w kraju - przepraw promowych. Efekty takiej polityki są imponujące. Udział elektryków w ogóle zakupów nowych samochodów zwiększył się z 1 proc w roku 2014 do rekordowych (w skali świata) 83 proc. obecnie.

Trzeba jednak dodać, że Norwegia nie osiągnęłaby tak spektakularnych rezultatów, gdyby nie specyficzne warunki geograficzne i - wynikające z nich (znaczny udział w miksie energetycznym elektrowni wodnych) - niskie ceny energii elektrycznej. Temat dopłat do zakupu aut elektrycznych spotyka się jednak z coraz większym sprzeciwem, głównie ze strony władz największych norweskich miast. Te zwracają uwagę na zwiększającą się liczbę pojazdów i topniejące środki na utrzymanie i rozbudowę - finansowanego również z podatku drogowego - transportu zbiorowego.

Bogaci kupili drugie i trzecie auto. Biedni dalej jeżdżą autobusem

Najnowsze dane wskazują, że prawdopodobieństwo zakupu przez norweską rodzinę samochodu elektrycznego wzrasta o 26 proc. na każde 100 tys. koron (około 44 tys. zł) rocznego dochodu. Dla porównania, jak informuje vox.com, aż 67 proc. z gospodarstw domowych o najniższych dochodach w Bergen nie posiada żadnego samochodu. Coraz więcej osób stawia więc tezę, że dopłaty trafiają wyłącznie do bogatszej części społeczeństwa, która - zamiast przesiadać się na ekologiczny transport publiczny - tu cytat - "pobiegła do salonu kupić drugie lub trzecie auto".

Władze norweskich miast zwracają też uwagę na coraz większe problemy z finansowaniem infrastruktury będące efektem spadku dochodów państwa z tytułu podatku drogowego (zwolnienia dla pojazdów elektrycznych). Radni w Oslo coraz poważniej obawiają się chociażby o środki na sfinansowanie nowej linii metra i zwracają uwagę, że obecny 12-letni "Krajowy Plan Transportu" (zakończy się w 2025 roku) nie obejmuje żadnych inicjatyw mających na celu ograniczenie podróży samochodem.
Warto dodać, że już w 2017 roku władze Norwegii zaczęły zmniejszać dotacje do zakupu samochodów elektrycznych przywracając (częściowe) opłaty drogowe czy parkingowe. Od stycznia ubiegłego roku zmniejszono też subwencje w postacie zwolnienia z podatku przy zakupie tego typu pojazdu (obejmuje tylko "pierwsze" 45 tys. dolarów ceny samochodu). 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: samochody elektryczne | Norweg | Norwegia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy