​Irytują was "wyścigi słoni" na drogach? Bo mnie tak

Irytują was "wyścigi słoni" na drogach? Mnie bardzo. Szlag mnie chce trafić, gdy widzę ciężarówkę, która zjeżdża na lewy pas i zabiera się do wyprzedzania innej ciężarówki. Przy niewielkiej różnicy prędkości pojazdów taki manewr może ciągnąć się całe wieki. Dlatego ucieszyłem się, czytając, że "resort infrastruktury bierze wreszcie na cel kierowców ciężarówek, których manewry wyprzedzania tamują ruch na autostradach i drogach szybkiego ruchu." I cieszyłbym się nadal, gdybym w tym momencie przerwał czytanie.

Z dalszej części informacji dowiedziałem się bowiem, że ministerstwo dostrzega problem, w związku z czym "prowadzi szczegółowe analizy w przedmiotowym zakresie, których celem jest wypracowanie optymalnego rozwiązania prawnego, umożliwiającego ograniczenie przypadków długotrwałego wyprzedzania przez samochody ciężarowe na autostradach i drogach ekspresowych". Aha, czyli żadnych konkretów. Nie wykluczamy, że zastanowimy się nad możliwością ewentualnego rozważenia wstępnej koncepcji założeń projektu pewnych uregulowań... Itd. Poseł zadał w interpelacji pytanie? No to urzędnicy odpowiedzieli, bo musieli. Ale tak, by nikt nie mógł im zarzucić, że nic nie robią, a jednocześnie mieli "temat" z głowy. Przecież dostrzegają, szczegółowo analizują i będą optymalizować.

Reklama

Zerknąłem na komentarze w internecie i zauważyłem dość radykalne  zróżnicowanie opinii. Najwyraźniej punkt widzenia zależy od kategorii prawa jazdy zabierającego głos. Generalnie kierowcy samochodów osobowych są za wprowadzeniem całkowitego zakazu wyprzedzania się ciężarówek. Ci z tirów i dostawczaków nie pozostają im dłużni i radzą, aby, jeżeli im się spieszy, kupowali sobie samoloty. Oni bowiem mają do spełnienia ważną społecznie misję. "Jeśli ciężarówka nie dowiezie na czas żarcia do sklepu, to na śniadanie pójdziesz na trawnik, a na obiad pojedziesz na wiochę wygrzebywać ziemniaki, bo umrzesz z głodu" - pisze jeden z przedstawicieli, a może adwokatów  tej grupy.

No tak, nie od dziś wiadomo, że mleko musi mieć "najszybszy transport, bo inaczej się zsiada". Nie uwierzę jednak, że wszystkie ciężarówki, które zabierają się na autostradach do mozolnego wyprzedzania, wiozą łatwo psującą się żywność. Przyczyn takiego a nie innego zachowania się rodzimych tirowców na drogach należy upatrywać raczej w naszym narodowym charakterze. Dla Polaków grzeczna jazda w długiej, uporządkowanej kolumnie jest katorgą. Dlatego gdy widzą przed sobą jakikolwiek pojazd od razu kombinują, jak by go mieć za sobą. Obojętnie, czy siedzą za kierownicą wielkiej cysterny, białej fabii z czarnymi klamkami, wypaśnej beemki czy ciągnika ursus C 360. Kogo może wyprzedzić ten ostatni? Ano... ursusa C 330.

To kwestia ambicji, chęci pokazania, kto ma lepszy wóz, większe umiejętności, więcej fantazji i mołojeckiej odwagi. Dlatego nie wierzę w powodzenie jakichkolwiek prób zmiany uświęconych tradycją zwyczajów i genetycznie uwarunkowanych nawyków. Jeżeli nawet ministerstwo w końcu wypracuje "optymalne rozwiązania prawne" odnośnie temperamentnych kierowców ciężarówek, to pozostaną one martwe.

Już dziś zresztą wskazuje się na artykuł 24 Prawa o ruchu drogowym, który stanowi, że "kierujący pojazdem jest obowiązany przed wyprzedzaniem upewnić się w szczególności, czy ma (...) dostateczne miejsce do wyprzedzania bez utrudnienia komukolwiek ruchu." Tylko co to znaczy: utrudniać ruch? Od biedy można byłoby uznać, że każdy manewr zmuszający innego kierowcę do hamowania czy choćby zdjęcia nogi z gazu jest takim utrudnieniem. Skoro przepis jest nieprecyzyjny, więc nie jest przestrzegany. I to by było na tyle, jak mawiał profesor mniemanologii stosowanej Jan Tadeusz Stanisławski.

CLACKSON


poboczem.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy