Syrena sport. Tego auta bały się komunistyczne władze
Przez lata w garażach fanów rodzimej motoryzacji toczyły się ożywione dyskusje na temat najsłynniejszej samochodowej legendy PRL - syreny sport.
Mimo że opracowane przez Cezarego Nawrota auto powstało tylko w jednym egzemplarzu, na dobre wpisało się w historię polskiej motoryzacji. Za serca chwytało nie tylko przepiękne, wykonane z laminatu nadwozie coupe ale też pełna patosu dramatyczna historia pojazdu.
Skonstruowany w latach sześćdziesiątych dwuosobowy samochód o sportowym charakterze stał w jawnej sprzeczności z linią wyznawaną przez komunistyczne władze.
Chociaż nie miał żadnych szans na produkcję seryjną (tak optymistycznego scenariusza nie zakładali nawet jego twórcy), potraktowano go jako wroga ustroju i skazano na wieloletnie odosobnienie w magazynach Ośrodka Badawczo-Rozwojowego w Falenicy.
Niestety, ta "odsiadka" nie uchroniła auta przed najgorszym. W latach siedemdziesiątych zapadł wyrok - syrena sport miała raz na zawsze zniknąć z kart historii. Jak głosi legenda - by zminimalizować ryzyko aktów dywersji (pracownicy FSO robili wszystko, by zachować unikatowy prototyp) - powołano nawet specjalną komisję, której zadaniem był nadzór nad przebiegiem egzekucji. Pod czujnym okiem przedstawicieli władz, wykonane z laminatu nadwozie roztrzaskano w drobny mak.
Wydawać by się mogło, że na tym kończy się historia niezwykłej syreny, która swoją sportową sylwetką zagrażała stabilności ustroju. Na szczęście, powtarzana przez lata w przydomowych garażach legenda przetrwała szczęśliwie zmarłą PRL. W nowych, lepszych czasach o straconym bezpowrotnie aucie można już było mówić głośno - zagmatwana, pełna niedomówień historia syreny sport często gościła na łamach motoryzacyjnej prasy.
Legendarny pojazd rozbudził wyobraźnie wielu motomaniaków. Kilkukrotnie podejmowano próby jego odbudowy, ale te - z różnych względów - zawsze kończyły się fiaskiem. Problemem - wbrew pozorom - były nie tylko pieniądze. Poza kilkoma czarno-białymi zdjęciami z grubsza oddającymi kształty nadwozia, do dziś nie zachowały się prawie żadne dokumenty niezbędne do stworzenia wiernej repliki auta.
Okazuje się jednak, że w przeszło pół wieku od debiutu syreny sport, auto będzie w końcu można zobaczyć na własne oczy. Co ciekawe, równocześnie powstają aż trzy różne repliki, których twórcy podeszli do tematu na trzy różne sposoby.
Jak na razie, najbliżej sukcesu jest pan Mirosław Mazur, który własnymi siłami, od dłuższego czasu, buduje replikę auta w oparciu o zachowane materiały archiwalne i własną wiedzę. Inżynier z Lublina, który od wielu lat ma styczność z oldtimerami (prowadzi firmę zajmującą się piaskowaniem) postawił sobie za punkt honoru odbudowanie syreny.
Biorąc pod uwagę ograniczone możliwości (pan Mirosław działa w pojedynkę, bez wsparcia sponsorów) konstruktor repliki podszedł do tematu bardzo profesjonalnie. Na podstawie zdjęć odtworzył nie tylko kształty karoserii i kokpitu, ale też większość rozwiązań technicznych.
Samodzielnie stworzył płytę podłogową, zdobył silnik z samochodu panhard dyna (z podzespołów tej jednostki - by oszczędzić czas i środki przy budowie prototypu - korzystał inż. Skoczyński - twórca silnika oryginalnej syreny sport) i nietypową, zastosowaną w oryginale tylną oś. W konstrukcji pojazdu - tak jak w oryginale - zastosowano też elementy zwykłej syteny - przednie zawieszenie i mechanizm zmiany biegów.
Już w lecie zeszłego roku, gotowa była wykonana z laminatu karoseria. Obecnie samochód stoi na własnych kołach, zakończono również prace lakiernicze. Premiera auta przewidziana jest na maj.
Po miesiącach pracy dochodzeniowo-śledczej, w czasie której udało się skontaktować m.in. z inżynierami, którzy w latach pięćdziesiątych brali udział przy projektowaniu auta, odtworzono dokładną chronologię jego powstawania. Przy pomocy komputerowych programów projektowych udało się stworzyć szczegółowy, trójwymiarowy projekt samochodu.
Dwójka entuzjastów zaraziła swoim pomysłem Muzeum Techniki i Motoryzacji z Warszawy, dzięki któremu autorzy projektu dotarli do wielu niezwykle cennych informacji i obalili kilka powielanych w mediach mitów dotyczących auta. Przy odbudowie pomaga też Muzeum Techniki i Transportu Zajezdnia Sztuki w Szczecinie, które przyjęło rekonstruktorów pod swój dach. Celem Artura Markowskiego i Marcina Możejki jest odtworzenie pojazdu w jak najdrobniejszych szczegółach - ma to być jak najwierniejsza oryginałowi replika syreny sport. Prace, jak na razie, posuwają się wolno (projekt trwa już od sześciu lat), ale ich efekt - za co mocno trzymamy kciuki - ma być olśniewający.
W połowie zeszłego roku, do tego swoistego wyścigu w odbudowie syreny sport stanęła kolejna ekipa entuzjastów, która zajęła się problemem w jeszcze inny sposób. Zanim rozpoczęto prace nad autem postarano się o sponsora.
Do tej pory, z wyborami alkoholowymi kojarzyć się mógł, co najwyżej polonez. Teraz ma się to jednak zmienić. Kolejna replika syreny sport powstaje w jasno określonym celu - ma promować jeden z polskich "przysmaków regionalnych" - wódkę żołądkową gorzką.
W przeciwieństwie do replik z Lublina i Szczecina auto nie będzie jednak budowane od podstaw. By zminimalizować koszty i przyspieszyć prace, zdecydowano się wykorzystać tzw. samochód bazowy, którym w tym przypadku został angielski triumph spitfire 1500TC. W przeciwieństwie do oryginału, "żołądkowa" syrena sport nie będzie więc napędzana dwucylindrowym, czterosuwowym boxerem, w ruch samochód wprawiać będą koła tylnej osi.
Podobnie, jak w przypadku auta ze Szczecina, wcześniej powstał komputerowy projekt, który pomógł określić właściwe proporcje i przenieść wymiary na samochód bazę. Obecnie trwa właśnie budowa pełnowymiarowego nadwozia, które posłużyć ma za kopyto do wykonania elementów karoserii z tworzyw sztucznych. Gotowy pojazd wyjechać ma na drogi jeszcze przed końcem tego roku.
A wy, na którą syrenę sport czekacie z największą niecierpliwością?