Reklama

Świat idzie do przodu i coraz więcej producentów decyduje się na proces elektryfikowania swojej gamy modelowej. Na podobny krok zdecydowała się niedawno marka Abarth, która już od ponad 70 lat kojarzy się jednoznacznie ze sportami motorowymi. Skutkiem nowej strategii jest elektryczny Abarth 500e - pojazd, przed którym wbrew pozorom stoi szalenie trudne zadanie. Musi on bowiem udowodnić, że elektryki dają równie wiele frajdy, co ich spalinowe odpowiedniki.

Abarth 500e - konstrukcja i osiągi

Podobnie jak w przypadku spalinowych Abarthów, także elektryczny model 500e bazuje na swoim "cywilnym" odpowiedniku marki Fiat. Aby jednak wykrzesać z popularnego mieszczucha więcej sportowej ikry, konstruktorzy z Turyny zdecydowali się zestroić dobrze znane już komponenty pod kątem bardziej wyczynowej jazdy.

Mocny silnik elektryczny, zestawiony z akumulatorem o pojemności 42 kWh, daje teraz 155 KM mocy i 235 Nm momentu obrotowego, dostępnego od samego początku. Wartości te wystarczają, by elektryczny Abarth przyspieszał od 0 do 100 km/h w zaledwie 7 sekund. Jak to? Przecież spalinowa odmiana 695 była mocniejsza o 30 KM i przyspieszała szybciej o 0,3-sekundy - powiecie. To prawda, jednak właściwości napędu elektrycznego skutkują większą elastycznością i zwinnością. Dzięki temu "elektryk" przyspiesza o 50 proc. szybciej w zakresie od 20 do 40 km/h niż jego odpowiednik z silnikiem benzynowym. Nowy Abarth 500e jest również szybszy poza miastem, na przykład na ostrych zakrętach, gdzie w zakresie od 40 do 60 km/h osiąga prędkość docelową w zaledwie 1,5 sekundy.

Nad przebiegiem jazdy czuwają większe hamulce tarczowe z przodu i przekonstruowane hamulce tarczowe z tyłu (we Fiacie tylne hamulce są bębnowe). Włoski producent zdecydował się także usztywnić zawieszenie oraz zamontować w standardzie szersze opony, w celu zoptymalizowania przyczepności przy większych prędkościach. Abarth 500e jest także lżejszy od swojego cywilnego odpowiednika i waży zaledwie 1410 kg. Jednym słowem - tuning z prawdziwego zdarzenia.

Abarth 500e podczas jazdy

Jak się to wszystko przekłada na wrażenia z jazdy? Można rzecz - bardziej niż zadowalająco. By się o tym przekonać, udaliśmy się na nitkę słynnego toru testowego koncernu Stellantis - Balocco Proving Ground. Tam w nasze ręce, poza elektrycznym Abarthem, oddano także "starsze", spalinowe warianty w specyfikacji 695 Competizione. To właśnie na bazie tego modelu powstały liczne serie wyścigowe. Jego charakterystyczny silnik benzynowy o pojemności 1,4-litra wręcz kocha wysokie obroty, a odchudzona i ciasna konstrukcja przywodzi na myśl klasyczne samochody rajdowe. Zestawienie go z elektrycznym, bardziej komfortowym i dużo nowocześniejszym odpowiednikiem, było bez wątpienia odważnym posunięciem.

Bo mimo wszystko, różnice pomiędzy tymi dwiema konstrukcjami są naprawdę spore. Podczas, gdy spalinowego Abartha można porównać do niesfornego, nadpobudliwego kundelka, który głośno szczeka i wyrywa się ze smyczy, jego bezemisyjny następca bardziej sprawia wrażenie ułożonego psa, który na co dzień potrafi się zachować, ale wciąż umie zaskoczyć swoimi umiejętnościami.

Widać to zwłaszcza w przypadku szybkich łuków i sekcji zakrętów, gdzie elektryczny Abarth okazuje się o wiele bardziej przewidywalny i stabilny. Samochód sprawnie reaguje na polecenia kierownicy, a nisko umieszczony środek ciężkości, dosłownie przykleja go do jezdni. Tam, gdzie spalinowy Abarth okazywał się nerwowy i wymagał od nas stosunkowo częstego kontrowania ze względu na śliską i skąpaną w deszczu nawierzchnie, elektryczny odpowiednik sunął pewnie, niekiedy tylko wymagając od nas przyhamowywania, by uniknąć delikatnej podsterowności.

Czy oznacza to, że włoska nowość jest nudna? W żadnym wypadku. Elektryczny Abarth jest po prostu inny, nieco łagodniejszy, ale wciąż potrafi sprawić mnóstwo radości w trakcie dynamicznej jazdy. Wrażenie robi zwłaszcza wspomniany już moment obrotowy, który niemalże katapultuje pojazd, przy każdym wyjściu z wolniejszego zakrętu. Wszystko to, przy akompaniamencie głośnych odgłosów, imitujących spalinowy silnik. Włoski producent zdecydował się bowiem wyposażyć elektrycznego sportowca w sporych rozmiarów generator dźwięku, który w dosyć ciekawy sposób imituje odgłosy słynnego układu wydechowego Record Monza. Dźwięk jest wytwarzany z potężnego głośnika zewnętrznego oraz subwoofera zamontowanego pod podłogą pojazdu, dzięki czemu jest naprawdę głośny. Niestety przy dłuższej jeździe "sztuczność" całej akustyki daje się we znaki. Brakuje zwłaszcza charakterystycznych efektów towarzyszących zrzucaniu biegów czy symulacji wystrzału z wydechu. Szkoda.

Abarth 500e - sportowo, ale też komfortowo

Sportowego charakteru nie zabrakło natomiast w samej stylistyce samochodu. Elektryczny Abarth różni się od swojego "fiatowskiego" odpowiednika za sprawą zmienionych zderzaków i nieco zmodyfikowanych reflektorów. Z przodu oraz z tyłu samochodu znalazły się sporej wielkości napisy Abarth, a z boku w pobliżu drzwi umieszczono nowe, zelektryfikowane logo skorpiona. Dodatkowe, agresywnie elementy nadwozia sprawiają, że Abarth 500e jest na swój sposób wyjątkowy i bez wątpienia przyciąga wzrok - zwłaszcza przy wyborze jednego z dwóch nowych kolorów - zielonego "Acid" lub niebieskiego "Poison".

Także we wnętrzu elektrycznego Abartha nie zabrakło sportowych detali. Kokpit został utrzymany w ciemnych barwach, a na desce rozdzielczej i kierownicy nie brakuje fragmentów obszytych skórą i alcantarą. Nowe są także fotele z zintegrowanym zagłówkami, które nie tylko zapewniają wysoki komfort podczas podróży, ale także świetne trzymanie boczne w przypadku szybkiego pokonywania zakrętów. We wnętrzu nie brakuje także stalowych nakładek na pedały i listew z wygrawerowanym logo marki.

Abarth 500e - cena i podsumowanie

Abarth 500e został wyceniony na 185 900 złotych, w przypadku wersji hatchback oraz 196 900 złotych, gdy mówimy o wariancie cabrio. To nie tanio, chociaż takie liczby nie powinny nikogo dziwić. Już podstawowy Fiat 500e to wydatek rzędu 140 000 złotych.

W zamian otrzymujemy - i nie boimy się tego stwierdzenia - pełnokrwistego, elektrycznego hothatcha, który taka naprawdę - poza Cuprą Born - nie ma obecnie bezpośredniej konkurencji. Samochód sprawia mnóstwo frajdy - zwłaszcza w przypadku krętych, górskich dróg lub podczas dynamicznej jazdy po mieście, a przy tym jest komfortowy i bez wątpienia szalenie przebojowy. Ponadto potrafi zaskoczyć niewielkim zużyciem, które w przypadku naszych - ponad godzinnych jazd testowych - wskazało niewiele ponad 19 kWh/100 km. 

Czy jednak elektryczny Abarth jest lepszy od wariantów spalinowych? Cóż... gdybyśmy znów mieli okazję wybrać się na tor wyścigowy, raczej wybralibyśmy 695 Competizione. Jest surowszy, głośniejszy i wymaga od kierowcy więcej zaangażowania - zwłaszcza w wariancie manualnym. Na ostateczny werdykt musimy jednak poczekać do czasu, gdy włoski elektryk trafi do nas na oficjalne testy redakcyjne.