Udowodnił w sądzie, że strefa zamieszkania powstała nielegalnie. I co teraz?

Jak wiele można poświęcić, żeby unieważnić mandat za parkowanie? Okazuje się, że bardzo dużo, co udowadnia historia pana Pawła i jego syna, którzy w tej jednej sprawie złożyli wnioski o trzy rozprawy sądowe, zawiadomienie do prokuratury oraz wniosek do wojewody. Jednak w tej historii jest interesująca nie tylko postawa jej bohaterów, ale także wnioski z owej historii płynące.

Kiedy grozi mandat za parkowanie w strefie zamieszkania?

Cała historia rozpoczęła się w lipcu 2022 roku. Jak informuje "Gazeta Pomorska", syn pana Pawła wjechał na teren osiedla Paryskiego w Bydgoszczy - jak można wnioskować z relacji, nie jest jego mieszkańcem, a mógł dostać się za szlaban, ponieważ "użyczono mu" pilota. Następnie zaparkował na osiedlowej uliczce i udał się do znajdującego się tam sklepu "załatwić sprawunki".

Gdy "załatwiwszy sprawunki", powrócił do samochodu, okazało się, że na koło w jego aucie została nałożona blokada. Syn pana Pawła zadzwonił więc na straż miejską, ale po jej przybyciu odmówił przyjęcia 100 zł mandatu, za parkowanie w miejscu niedozwolonym. Podczas rozmowy ze strażnikami argumentował, że na osiedlu brak jest wyznaczonych miejsc do parkowania, więc nie miał gdzie zaparkować.

Reklama

Wyjaśnijmy w tym miejscu, że na terenie osiedla Paryskiego wyznaczono strefę zamieszkania. A ta zgodnie z definicją Kodeksu drogowego oznacza:

Owe szczególne zasady ruchu drogowego są następujące:

  • ograniczenie prędkości do 20 km/h
  • pieszy może korzystać z całej szerokości drogi i ma pierwszeństwo przed pojazdami
  • postój pojazdu jest możliwy wyłącznie na wytyczonych miejscach parkingowych

Skoro w danej strefie zamieszkania nie ma wyznaczonych miejsc parkingowych, to znaczy, że nie można tam parkować. Syn pana Pawła najwyraźniej jest jednym z tych kierowców, którzy uważają, że jeśli gdzieś obowiązuje zakaz parkowania, ale oni zaparkować potrzebują, to wtedy przepisy ich nie obowiązują.

Jeszcze ciekawszą postawę od swojego syna przejawia sam pan Paweł, który powiedział "Gazecie Pomorskiej", że:

To bardzo ciekawa argumentacja. Niestety musimy pana Pawła zmartwić kolejnym cytatem z ustawy Prawo o ruchu drogowym:

  1. Pojazd wykonujący na drodze prace porządkowe, remontowe lub modernizacyjne powinien wysyłać żółte sygnały błyskowe.
  2. Kierujący pojazdem, o którym mowa w ust. 1, może, pod warunkiem zachowania szczególnej ostrożności, nie stosować się do przepisów o obowiązku jazdy na jezdni lub przy jej prawej krawędzi oraz o zatrzymaniu i postoju, z tym że: 1) na jezdni jednokierunkowej oraz poza obszarem zabudowanym, podczas oczyszczania drogi ze śniegu, dopuszcza się również jazdę przy lewej krawędzi jezdni; 2) jazdę po drodze dla pieszych dopuszcza się tylko przy zachowaniu bezpieczeństwa pieszych.

Kierowca śmieciarki może więc niestosować się do wybranych przepisów ruchu drogowego. W przeciwieństwie do syna pana Pawła.

Zamiast zapłacić 100 zł mandatu, panowie rozpoczęli batalię sądową

Nieznajomość przepisów nie przeszkodziła panu Pawłowi w rozpoczęciu sądowej batalii. Nieprzyjęcie mandatu przez jego syna sprawiło, że sprawa trafiła do Sądu Rejonowego w Bydgoszczy, który nie miał wątpliwości, że doszło do złamania prawa. Zasądził więc grzywnę w wysokości 300 zł oraz 120 zł na rzecz miasta.

To nie przekonało obu panów co do tego, że należy stosować się do znaków drogowych. Odwołali się więc od wyroku do sądu okręgowego, który jednak utrzymał wyrok pierwszej instancji. Trudno traktować to w kategorii zaskoczenia.

Pan Paweł zmienił więc taktykę. Skoro nie udało się zakwestionować tego, że kierujący pojazdami muszą stosować się do znaków drogowych, postanowił zająć się samym znakiem. Skierował więc zawiadomienie do prokuratury o... przekroczenie uprawnień przez funkcjonariuszy straży miejskiej. Ich winą miało być to, że "strefa zamieszkania została wyznaczona w sposób nielegalny i niezgodny z prawem".

Swój wniosek pan Paweł uzasadnił opinią wydaną przez wojewodę kujawsko-pomorskiego, o którą to opinię sam wystąpił. Wynikało z niej, że zarządca dróg na osiedlu Paryskim nie dysponuje zatwierdzonym projektem organizacji ruchu. Bez takiego dokumentu, nie ma podstawy do ustawiania znaków drogowych, a więc znak "strefa zamieszkania" stoi tam bezprawnie. Innego zdania jest jednak zarządca osiedla, który przekonuje, że organizacja ruchu zgodna jest z pozwoleniem, jakie uzyskał deweloper od Urzędu Miasta Bydgoszczy.

Ostatecznie syn pana Pawła został uniewinniony, ale prokuratura oddaliła wniosek o ukaranie funkcjonariuszy straży miejskiej za przekroczenie uprawnień. Z takiego obrotu spraw bardzo niezadowolony jest pan Paweł:

Spieszymy zatem z wyjaśnieniem. Zadaniem straży miejskiej jest egzekwowanie od kierowców przestrzegania przepisów ruchu drogowego, dotyczących na przykład parkowania. Nie jest ich rolą kwestionowanie zastosowanego oznakowania i arbitralne ocenianie, czy dany znak można uznać za obowiązujący czy też nie. Jeśli funkcjonariusze mają wątpliwości co do ustawionych znaków, mogą najwyżej wystąpić do zarządcy drogi z wnioskiem o weryfikację prawidłowości organizacji ruchu. Przede wszystkim zaś, to nie strażnicy miejscy ustawili ten znak, więc dlaczego mieliby odpowiadać za to, że na jego ustawienie nie było stosownego pozwolenia?

Pan Paweł najwyraźniej nie jest co do tego przekonany i zapowiedział, że złoży do sądu zażalenie na decyzję prokuratury. Zapowiada się więc ciąg dalszy batalii z wymiarem sprawiedliwości, która trwa już rok. Batalii, która, przypomnijmy, dotyczy mandatu na 100 zł.

Brak miejsc parkingowych na nowych osiedlach to szerszy problem

Co więc wynika z tej historii? Po pierwsze to, że należy stosować się do znaków drogowych i nie dziwić, że za niestosowanie się do nich można dostać mandat. Nie zmieni tego nawet udanie się do sądów dwóch instancji.

Problemem zupełnie innym i znacznie bardziej złożonym, jest organizacja ruchu na nowych osiedlach. Często w takich miejscach oznakowanie ustawiane jest bez stosownych zezwoleń, czego koronnym przykładem są kupowane w internecie tabliczki "zakaz parkowania" umieszczane na budynkach, które jak każde oznakowanie niezgodne z rozporządzeniem w sprawie szczegółowych warunków technicznych dla znaków i sygnałów drogowych oraz urządzeń bezpieczeństwa ruchu drogowego i warunków ich umieszczania na drogach, nie obowiązuje.

Druga kwestia to stawianie bloków bez wyznaczania obok nich miejsc parkingowych. Deweloperzy zamiast tego budują odpowiednio duże garaże, by zapewnić właściwą liczbę miejsc dla mieszkańców. Dzięki temu nie ma potrzeby kupowania większej działki, aby mogła pomieścić jeszcze parking, a przede wszystkim można znacznie więcej zarobić. Coraz częściej spotykaną praktyką jest bowiem wymóg kupna wraz z mieszkaniem stanowiska postojowego w garażu. Jak relacjonuje pan Paweł, takie miejsce na osiedlu Paryskim kosztuje od 60 do 80 tys. zł.

Rodzi to oczywisty problem, szczególnie gdy na parterach takich bloków wyznacza się miejsce na sklepy i lokale usługowe. Osoby z zewnątrz które chcą z nich skorzystać, nie mają gdzie zaparkować samochodu. Podobnie jak osoby przyjeżdżające do mieszkańców w odwiedziny, dostawcy i kurierzy. Dlatego częstym widokiem w takich miejscach, są samochody zaparkowane zwyczajnie na drodze osiedlowej (szczególnie gdy deweloper nie wymagał kupna miejsca postojowego podczas kupowania mieszkania), przez co kierowcom zostaje tylko jeden pas ruchu. Utrudnia to poruszanie się po osiedlu i może stanowić zagrożenie w czasie pożaru, utrudniając lub uniemożliwiając dojazd wozu strażackiego.

Najwyraźniej zarządca osiedla chciał w prosty sposób rozwiązać ten problem, wyznaczając strefę zamieszkania. Nie trzeba wtedy szpecić okolicy szeregami zakazów parkowania, a przy okazji nakazuje kierowcom powolną i ostrożną jazdę. Domyślamy się też, że sami mieszkańcy zadowoleni są z takiego rozwiązania i pilnują, aby nikt nie blokował ich drogi. Nie jest tajemnicą, że strażnicy miejscy nie przechadzają się ulicami w poszukiwaniu źle zaparkowanych samochodów, tylko interweniują, gdy otrzymają zgłoszenie. Zgłoszenie takie musiało być zresztą wykonane natychmiast, a straż miejska musiała zareagować błyskawicznie, skoro syn pana Pawła poszedł tylko "załatwić sprawunek w sklepie", a w tym czasie funkcjonariusze zdążyli przyjechać na miejsce, założyć blokadę i odjechać.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: przepisy ruchu drogowego | znaki drogowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy