Koszmarny wypadek mistrza świata. Cudem uszedł z życiem

Mistrzostwa świata MotoGP wchodzą powoli w decydującą fazę. W niedzielę odbył się wyścig na torze Catalunya nieopodal Barcelony, w którym już na pierwszej sekwencji zakrętów doszło do dramatycznych wydarzeń. W pierwszym zakręcie z toru wypadło aż 5 zawodników, a chwilę później prowadzący w wyścigu obecny mistrz świata Pecco Bagnaia zaliczył koszmarną wywrotkę. Tylko cudem uszedł z życiem.

Wyścigi MotoGP to najwyższa klasa zmagań na motocyklach. Mistrzostwa odbywają się na torach całego świata, a zawodnicy rywalizują na motocyklach prototypowych, których moc osiąga blisko (a czasem nawet ponad) 300 KM. Tor w Barcelonie, na którym odbywała się niedzielna runda MotoGP, słynie z bardzo niebezpiecznej i trudnej pierwszej sekcji - tuż po prostej startowej, na której zawodnicy osiągają ponad 300 km/h następuje sekcja trzech zakrętów - ciasna szykana prawo-lewo i długi prawy zakręt, który wiedzie pod górę. Często dochodzi tam do wypadków i nie inaczej było tym razem.

Reklama

Szykana z piekła rodem na torze Katalonia

Na każdym torze zaraz po starcie wszyscy zawodnicy atakują pierwszy zakręt tak, aby zyskać jak najwięcej pozycji - nie inaczej jest w przypadku toru Catalunya pod Barceloną z tą różnicą, że na torze w Montmelo pierwszy zakręt to w zasadzie trudna technicznie szykana gdzie prędkość motocykli spada z ponad 300 do około 90 km/h.

Już w poprzednich latach nie brakowało tam niebezpiecznych sytuacji, kiedy jeden z zawodników przesadzał z siłą hamowania lub prędkością w zakręcie i wpadał w innych zawodników jak w kręgle wycinając ich z toru. Tak był w ubiegłym roku gdy Taka Nakagami - jadący na Hondzie Japończyk - wpadł w kilku zawodników i o mały włos nie dosłownie nie stracił głowy i nie inaczej było również w tym sezonie.

Bastianini zbyt ambitnie

Tym razem zawodnikiem, który źle oszacował prędkość był Enea Bastianini - fabryczny zawodnik ekipy Ducati Lenovo. W pierwszym zakręcie wpadł w zawodnika drugiej ekipy Ducati - Pramac, Johana Zarco i uderzeniem spowodował reakcję łańcuchową. W efekcie z toru wyleciało aż 5 zawodników Ducati, sam Bastianini doznał złamania kostki i palców, a pozostali zawodnicy ogólnych potłuczeń. Bastianini ewidentnie był winny i spowodował prawdziwy karambol, ale to co zdarzyło się dosłownie kilka sekund później zmroziło wszystkich obecnych na trybunach i widzów przed telewizorami.

Bagnaia cudem uszedł z życiem

Prowadzący w pierwszym zakręcie lider klasyfikacji mistrzostw świata i obecny mistrz MotoGP Francesco "Pecco" Bagnaia również jeżdżący dla zespołu Lenovo Ducati, na wyjściu z lewego zakrętu szykany zaliczył potężny uślizg tylnego koła i został wystrzelony w powietrze z dużą siłą, po czym gruchnął o asfalt. Wypadek wyglądał nietypowo, ale i takie w MotoGP zdarzają się często, jednak tu ogromnym problemem było miejsce w jakim to się zdarzyło, bowiem tuż za nim jechało kolejnych kilkunastu zawodników i zajmowali całą szerokość toru.

Bagnaia upadł na ziemię i obrócił się kilkukrotnie. Części zawodników udało się go ominąć, jednak ci jadący nieco z tyłu nie mieli szans na zauważenie leżącego na torze zawodnika Ducati. Brad Binder jadący na KTM-ie próbował ominąć go w ostatniej chwili, ale zabrakło kilkudziesięciu centymetrów - uderzył w nogi Bagnaii i przejechał po nich. Na szczęście pozostali zawodnicy zdołali jakimś cudem uniknąć zderzenia z leżącym bezwładnie liderem mistrzostw świata.

Sytuacja mogła skończyć się tragicznie, zważywszy na fakt, że wyjeżdżając z szykany zawodnicy mają na liczniku grubo ponad 100 km/h i jadą z odkręconą manetką gazu, a motocykl ważący razem z jeźdźcem około 240 kg to prawdziwy pocisk. Gdyby Bagnaia został uderzony nieco wyżej: w plecy, kark lub głowę ten wypadek mógłby zakończyć się tragicznie.

Wyścig został oczywiście przerwany, a kibice czekali na potwierdzenie, że Bagnaia jest przytomny i nic nie zagraża jego życiu. Zawody zostały wznowione dopiero po kilkunastu minutach potrzebnych na uprzątnięcie toru i przetransportowanie lidera mistrzostw świata do centrum medycznego.

Ten koszmarny wypadek możecie zobaczyć na nagraniach udostępnionych na Twitterze.

Opatrzność czuwała nad Bagnaią

Dokładnie tak przed dziesięcioma laty życie stracili Shoya Tomizawa i Marco Simoncelli - upadli na tor i zostali uderzeni przez innych nadjeżdżających zawodników, którzy nie mieli żadnych szans na uniknięcie kolizji.

Tym razem opatrzność czuwała nad mistrzem świata i udało mu się uniknąć poważniejszych kontuzji. Co ciekawe, okazało się również, że uniknął on nawet poważnego złamania nogi - jest ogólnie mocno potłuczony i obolały. Pierwsze badania wykluczyły poważniejsze urazy, ale zanim zawodnik wróci do ścigania przejdzie jeszcze serię bardziej szczegółowych badań, by wykluczyć poważne kontuzje. Po wyjściu ze szpitala Bagnaia udzielił krótkiego wywiadu, w którym  przyznał, że miał bardzo dużo szczęścia.

Fakt, że wyszedł z tego niemal bez szwanku miał z pewnością wiele wspólnego ze szczęściem, ale też potwierdził to jak bardzo zaawansowana jest dziś odzież motocyklowa w kwestiach bezpieczeństwa. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy