Przez powódź stracili miliardy dolarów

Wydawać by się mogło, że klęski żywiołowe w odległych regionach świata nie przekładają się w znaczny sposób na kondycje finansową największych przemysłowych gigantów.

Pamiętajmy jednak, że w obecnych czasach wszyscy żyjemy w jednej globalnej wiosce i to, co wydarzy się we Włoszech, Grecji, Japonii czy Tajlandii może odbić się też na jakości naszego życia.

Przykładem tego, jak głęboko powiązana jest ze sobą światowa gospodarka może być sytuacja Toyoty. W marcu, gdy Kraj Kwitnącej Wiśni nawiedziły trzęsienia ziemi i wywołana nimi fala tsunami, japoński producent wstrzymał na kilkanaście dni produkcję w dwunastu tamtejszych fabrykach. Teoretycznie przerwa nie trwała zbyt długo, ale biorąc pod uwagę fakt, że aż 38 proc. samochodów Toyoty produkowane jest w Japonii, firma poniosła gigantyczne straty.

Gdy wydawało się, że Japończycy podnieśli się już po pogodowym ciosie, gwałtowne powodzie nawiedziły Tajlandię, w której zlokalizowane są cztery fabryki Toyoty. Również w tym przypadku władze koncernu zmuszone były wstrzymać na kilkanaście dni produkcję. Powódź w odległej Tajlandii odczuli jednak pracownicy zakładów Toyoty w Japonii, USA i Kanadzie. Z powodu problemów z dostawą wytwarzanych w Tajlandii części, także tamtejsze zakłady zmuszone były ograniczyć wytwarzanie aut.

Bilans dwóch klęsk żywiołowych, jakie dotknęły w mijającym roku Japonię i Tajlandię okazał się niezwykle kosztowny. Kilkunastodniowe wstrzymanie produkcji, sumarycznie kosztowało Toyotę ogromne pieniądze. Jak duże?

Toyota ujawniła właśnie, że prognozowany zysk z dwunastu miesięcy (od marca 2011 do marca 2012) wyniesie około 180 miliardów jenów, czyli - mniej więcej - 2,3 miliarda dolarów. To kwota aż o 56 proc. mniejsza niż przewidywali rynkowi analitycy!

W tym miejscu warto dodać, że koncern Toyota posiada przeszło 50 zakładów produkcyjnych w 28 krajach świata.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy