Nowe auto z Polski czy kiełbasa wyborcza?
Robert kupił większe mieszkanie i rozpowiada, że wreszcie ożeni się z Agnieszką. Agnieszka przyznaje, że postawiła Robertowi warunek: dopóki będzie gnieździć się w klitce, nie ma mowy o małżeństwie.
Ale to wcale nie znaczy, że teraz, gdy jej partner ma trzy pokoje z kuchnią, ona podjęła już decyzję o zamążpójściu. Nadal się waha, bo przecież lepsze warunki lokalowe to nie wszystko...
Tak mniej więcej wyglądają relacje między polskim państwem a koncernem Fiata. Rząd triumfalnie ogłosił, że rozszerza granice Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, dzięki czemu Włosi ulokują w swojej fabryce w Tychach produkcję nowego modelu segmentu B. Nowy samochód, utrzymanie obecnego poziomu zatrudnienia plus dodatkowe miejsca pracy, inwestycja, warta ponad 2 mld zł...
Czy rzeczywiście jest się jednak z czego cieszyć? Internauci wykazują daleko posunięty sceptycyzm i to nie tylko dlatego, że Fiat Chrysler Automobiles natychmiast odniósł się do komunikatu Centrum Informacyjnego Rządu, podkreślając, że żadne konkretne ustalenia w sprawie przyszłości tyskich zakładów Fiat Auto Poland jeszcze nie zapadły.
Wielu autorów komentarzy twierdzi, że ogłoszone przez CIR rewelacje to typowa kiełbasa wyborcza. Być może, choć kolejni ministrowie gospodarki i bez takich okazji lubią zaklinać rzeczywistość, chwaląc się sukcesami na długo przed ich zmaterializowaniem się. Niekiedy ich zapowiedzi sprawdzają się, jak w przypadku informacji o budowie nowej fabryki Volkswagena w Polsce, częściej jednak pozostają w sferze marzeń. Już byli w ogródku, już witali się z gąską, ale potem okazywało się, że gąska im się przyśniła lub skonsumował ją kto inny. Pamiętacie opowieści o tajemniczym inwestorze z Kataru, który miał uratować polskie stocznie?
Niektórym internautom nie podoba się sposób zwabiania zagranicznych inwestorów.
"Frajerzy, dawajcie im ulgi żeby mieli na roboty, które za darmo w dzień i w noc będą im składać ich samochodziki, a praca dla ludzi - figa z makiem, podatki - zero. Świetny interes." - pisze "wuwu".
"Zróbmy z całej Polski strefę ekonomiczną, gdzie koncerny nie płacą podatków a płacą emeryci i renciści." - dodaje "Sławek".
W tym miejscu warto zastanowić się nad przesłankami, którymi kierują się międzynarodowe koncerny przy wyborze lokalizacji swoich inwestycji.
Główną rolę odgrywają trzy czynniki. Po pierwsze, wielkość rynku wewnętrznego. To dlatego wszyscy pchają się do Chin chociaż tamtejsze władze bynajmniej nie rozpieszczają obcych firm, pozwalając im działać wyłącznie w przedsięwzięciach z co najmniej 50-procentowym udziałem lokalnych, państwowych partnerów. Zagraniczni inwestorzy bez słowa sprzeciwu znoszą te niewygody, czemu trudno się dziwić, skoro niemal dla każdego producenta samochodów ChRL jest największym pojedynczym rynkiem na świecie, większym nawet od rodzimego. Co czwarta Skoda znajduje nabywcę właśnie w Chinach (przewiduje się, że wkrótce będzie co trzecia), a cały koncern Volkswagena sprzedał tu w ubiegłym roku 3,27 mln aut, z których zdecydowana większość jest produkowana na miejscu, w fabrykach należących do dwóch spółek: FAW Volkswagen i Shanghai Volkswagen.
W relatywnie niezłym 2013 r. w Polsce zarejestrowano około 330 tys. nowych samochodów osobowych, z czego 12,1 tys. to pojazdy koncernu Fiat Chrysler Automobiles. Z zakładów w Tychach pochodziło zaledwie 1207 aut: 811 Fiatów 500 oraz 396 Lancii Ypsilon.
Jak widać, nasz rynek ma dla FCA znaczenie marginalne, a praktycznie jedynym uzasadnieniem istnienia tyskich zakładów, produkujących około 300 tys. samochodów rocznie, jest eksport. Oczywiście musi on być możliwie jak najbardziej opłacalny.
I tu dochodzimy do dwóch następnych motywów działań inwestorów zagranicznych: oceny kosztów produkcji i różnego rodzaju przywilejów, przyznawanych przez władze kraju, zabiegającego o inwestycję.
Koszty produkcji to m.in. płace pracowników. Polski robotnik wciąż zarabia dużo mniej niż robotnik w Niemczech, Francji, Holandii, nie mówiąc o Szwajcarii (ostatnio odbyło się tam referendum, w którym obywatele mieli wypowiedzieć się na temat propozycji ustalenia płacy minimalnej w tym kraju na poziomie, będącym równowartością... 12 000 zł miesięcznie; co ciekawe, odrzucili w głosowaniu ten projekt), co nie znaczy, że w Europie nie ma od niego tańszych. A ulgi podatkowe, dopłaty bezpośrednie itp.?
Cóż, w tej konkurencji też nie jesteśmy najlepsi, o czym świadczy choćby bolesna porażka sprzed kilku lat - ze Słowacją, przy staraniach o lokalizację nowej fabryki koncernu Kia-Hyundai.
Przywileje przywilejami, ale nie brakuje głosów, że Włochów przede wszystkim odstraszy postawa związków zawodowych w zakładach Fiat Auto Poland. "Nieroby z Solidarności rozwalili FSO , rozwalą też Tychy" - wieszczy "V8".
Znamienne, że takie opinie wygłaszają często ludzie, którzy sami bardzo chętnie pracowaliby w firmach z silnymi związkami, wiedząc, że często są one jedynym hamulcem, cywilizującym zachowania pracodawców. Zresztą we Włoszech związki mają jeszcze mocniejszą pozycję niż w Polsce, a w Niemczech przedstawiciele załóg wchodzą w skład rad nadzorczych przedsiębiorstw, co jakoś nie przeszkadza hulać gospodarce naszych zachodnich sąsiadów.
W światowym biznesie nie ma miejsca na sentymenty i marzenia, chociaż niekiedy jest na politykę (to ona spowodowała, że produkcja nowej generacji Pandy została zlokalizowana we Włoszech a nie w Polsce). Miejmy więc nadzieję, że nadzieje wyrażone w komunikacie rządu ziszczą się, aczkolwiek doświadczenie podpowiada, by i w tej sprawie zachować ostrożność apostoła Tomasza: dopóki nie zobaczę, nie uwierzę...