Niemieckie firmy wyrosły na nazizmie. I wcale tego nie ukrywają

Firmy takie jak Volkswagen, Siemens czy BMW były zaangażowane w zbrodnie niemieckiego reżimu nazistowskiego przez m.in. wywłaszczanie Żydów i wykorzystywanie pracy robotników przymusowych pochodzących z krajów okupowanych. Wiele firm zatrudniło po latach naukowców do zbadania swoich niechlubnych dziejów.

Pionierem był Volkswagen zlecając w 1991 r. opracowanie za 1,7 miliona dolarów swojej oficjalnej historii, która ukazała się pięć lat później. Firma założona w 1937 r. jako część planu Hitlera stworzenia taniego i dostępnego samochodu dla mas, produkowała również broń, m.in. pocisk manewrujący V-1, potocznie zwany latającą bombą. W swoich fabrykach wykorzystywała około 20 tys. pracowników przymusowych, w tym więźniów obozów koncentracyjnych.

Mimo rozpoczęcia swoistego trendu na badanie własnej historii, Volkswagen został w 2016 r. ostro skrytykowany przez środowisko naukowe po zwolnieniu historyka Manfreda Griegera, czego powodem miała być według mediów jego krytyka opracowania dotyczącego nazistowskiej historii spółki zależnej VW, Audi.

Reklama

Pierwszą firmą, która otworzyła swoje archiwa niezależnym historykom był z kolei Deutsche Bank. Efektem tego była m.in. napisana na zamówienie banku i opublikowana w 1995 r. z okazji 125. rocznicy jego powstania ponad 1000-stronicowa historia tej instytucji.

Deutsche Bank brał udział w tzw. aryzacji (niem. Entjudung), czyli wywłaszczeniu przedsiębiorstw należących do Żydów: do listopada 1938 r. uczestniczył w ponad 300 takich konfiskatach. Rozdział poświęcony III Rzeszy traktuje również o roli banku w umacnianiu kontroli Hitlera nad podbitymi krajami. Możemy się m.in. dowiedzieć, że kiedy niemieckie ministerstwo gospodarki próbowało zmusić Deutsche Bank do przejęcia kontroli nad bankami holenderskimi, a Dresdner Bank do przejęcia banków belgijskich, Deutsche Bank zaprotestował, ale tylko dlatego, że chciał wzmocnić swoją dominację w Belgii, a nie w Holandii.

Bardzo bliskie związki z nazistami mieli najwięksi udziałowcy BMW, czyli rodzina Quandtów pod przywództwem Guenthera Quandta, znajomego Hitlera. Jego przedsiębiorstwa dostarczały nazistowskim Niemcom amunicję, broń czy silniki lotnicze, wykorzystując więźniów i osadzonych w obozach koncentracyjnych, których liczba mogła sięgać 50 tys.

W 2016 r. w setną rocznicę powstania koncern oświadczył, że odczuwa "głęboki żal" z powodu "ogromnego cierpienia", jakie spowodowało wykorzystywanie niewolniczej siły roboczej. Jednocześnie przypomniał, że w 1983 r. BMW jako pierwsze przedsiębiorstwo przemysłowe zainicjowało publiczną debatę na temat tego rozdziału swojej historii, publikując książkę zatytułowaną "BMW - Eine Deutsche Geschichte" (niem. BMW - Niemiecka historia).

Wnukowie Guenthera Quandta, który sam przejął wiele przedsiębiorstw należących do Żydów, są nadal w pierwszej piątce najzamożniejszych Niemców.

Około 150 tys. pracowników przymusowych pracowało dla największej niegdyś firmy chemicznej na świecie, IG Farben, która w latach 1951-1952 została podzielona na m.in. Bayer, BASF i Hoechst (dzisiaj część Sanofi-Aventis).

Jedna ze spółek IG Farben, Degesch, produkowała Cyklon B używany w komorach gazowych obozów koncentracyjnych, a kilku lekarzy związanych z Bayerem przeprowadzało eksperymenty medyczne na więźniach, testując na nich nowe leki. W fabryce kauczuku i paliw płynnych pod Oświęcimiem pracowało ponad 10 tys. więźniów z obozu Auschwitz III-Monowitz (Monowice).

Zaledwie 13 osób związanych z firmą zostało skazanych w procesach norymberskich za wykorzystywanie pracy przymusowej i grabieże na kary od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. W 1995 r. ówczesny dyrektor generalny Bayera, Helge Wehmeier, przeprosił za działania firmy podczas II wojny światowej, chociaż istniejące do dziś IG Farben nie wywiązało się z wypłaty odszkodowań.

Tymczasem Siemens, będący istotną częścią ustroju gospodarczego III Rzeszy, już w 1998 r. zdecydował się wypłacić odszkodowania swoim byłym robotnikom przymusowym, których liczbę szacowano wówczas na 10-20 tys. Jak się później okazało od 1940 r. firma polegała głównie na pracy przymusowej osób pochodzących z terenów okupowanych oraz Żydów, Romów i Sinti, których do 1945 r. było co najmniej 80 tys.

Od 1943 r. by chronić linie produkcyjne, zarząd Siemensa przeniósł niektóre z nich poza zasięg lotnictwa aliantów, wybierając bezpieczne okolice obozu Auschwitz. W oddalonym o 3 kilometry Bobrku, podobozie Auschwitz-Birkenau, wytwarzano elementy silników i osprzętu elektrycznego do samolotów i łodzi podwodnych. Przedsiębiorstwo korzystało z pracy więźniów wielu obozów, m.in. w Buchenwaldzie, Mauthausen, Ravensbrucku i Sachsenhausen.

Otwartość w kwestii trudnej historii nie ustrzegła Siemensa przed poważną wpadką wizerunkową w 2002 r., gdy firma chciała zastrzec w Stanach Zjednoczonych nazwę "Zyklon" dla artykułów gospodarstwa domowego, m.in. piekarników gazowych.

Również koncern Oetker, uhonorowany w 1937 r. tytułem "wzorowego narodowosocjalistycznego zakładu pracy", zwrócił się do historyków z prośbą o zbadanie wojennej przeszłości firmy, która również korzystała z pracy przymusowej. Rodzina Oetkerów "była jednym z filarów nazistowskiego społeczeństwa, zabiegała o kontakty z przedstawicielami reżimu i korzystała z prowadzonej przez nazistów polityki" - czytamy w wydanej w 2013 roku publikacji renomowanego Instytutu Historii Współczesnej (IfZ).

Jedną z firm nie uciekających - przynajmniej od pewnego czasu - od swojej historii jest także gigant ubezpieczeniowy Allianz. Kiedy 1997 r. do wiadomości publicznej przedostały się informacje o tym, że firma ubezpieczała baraki i inne budynki m.in. w obozach Auschwitz i Dachau, już po kilku latach ukazały się pierwsze publikacje naukowe na podstawie udostępnionych przez firmę archiwów.

Niemiecki producent opon i części samochodowych Continental opublikował w sierpniu 2020 r. 800-stronicowy raport ujawniający współpracę z nazistowskim reżimem. Wynika z niego m.in., że w obozie Sachsenhausen Continental, zatrudniający ogółem około 10 tys. pracowników przymusowych, prowadził testy produkowanych przez firmę podeszw do butów, poprzez zmuszanie więźniów do 30-40-kilometrowych marszów, również w śniegu i na lodzie. Ci, którzy nie wytrzymywali tempa, byli zabijani przez SS-manów.

W latach II wojny światowej Niemcy borykali się z poważnym deficytem siły roboczej, który zaspokajali zmuszając do pracy na swoim terytorium ponad 12 milionów osób z krajów okupowanych, w tym ok. trzy miliony z Polski (także nieletnich). Najgorzej traktowanymi robotnikami byli Słowianie, których zmuszano do wykonywania ciężkiej pracy w wymiarze ponad 70 godzin tygodniowo. Trudne warunki bytowe powodowały wysoką śmiertelność.

Po wojnie RFN odmawiała praw do odszkodowań dla pracowników z Europy Środkowo-Wschodniej. Dopiero w 1999 r. rząd federalny ogłosił utworzenie funduszu odszkodowawczego dla byłych robotników przymusowych i więźniów obozów koncentracyjnych III Rzeszy w wysokości 10 miliardów marek niemieckich (z czego 8,2 miliardy przeznaczono na wypłaty dla uprawnionych do odszkodowań).

W 1999 r. 26 firm przystąpiło do funduszu o nazwie Fundacja "Pamięć, Odpowiedzialność i Przyszłość" (EVZ), m.in. Agfa, Allianz, BASF, Bayer, Bosh, BMW, Commerzbank, Continental, Daimler-Chrysler, Deutsche Bank, Dresdner Bank, Lufthansa, Opel, Porshe, Siemens, ThyssenKrupp, Volkswagen.

Według danych Fundacji wśród jej beneficjentów było 484 tys. Polaków.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy