Lexus GS 350 AWD. Podobno "stworzony po to, by zachwycać"

​"Stworzony po to, by zachwycać" - takim sloganem specjaliści od reklamy, pracujący dla Lexusa, marki premium koncernu Toyota Motor Corporation, zachwalają limuzynę z serii GS.

GS to skrót oznaczający "sportowego sedana". Sedan - wiadomo, testując Lexusa GS 350 AWD postanowiliśmy jednak sprawdzić, na ile uprawnione jest w jego przypadku określenie "sportowy". I czy rzeczywiście nazwa "lexus" powinna budzić oczywiste skojarzenie ze słowem "luksus".

Oferowany od 2012 r. GS to już czwarta generacja modelu, który zadebiutował w 1993 r. Kolejne pojawiały się w 1998 i 2005 r. Stylistykę najnowszego wcielenia japońskiej limuzyny jej twórcy określają jako "władczą".

Trzeba przyznać, że prawie pięciometrowej długości pojazd z bardzo agresywnie, dzięki charakterystycznej linii świateł i trapezoidalnemu kształtowi osłony chłodnicy, zarysowanym przodem, budzi swoim wyglądem i gabarytami respekt. Na pierwszy rzut oka widać, że mamy do czynienia z poważnym samochodem o poważnych możliwościach, dostępnym, jak się można domyślać, za naprawdę poważne pieniądze.

Reklama

O ekskluzywności samochodu świadczy jednak nie tyle jego sylwetka, co wnętrze, wyposażenie i komfort podróżowania. A zatem wsiadajmy...

Pierwsze wrażenie: jest dobrze! Nawet lepiej niż dobrze. Dużo lepiej... Wysokiej jakości materiały, nienaganne spasowanie poszczególnych elementów, szlachetny zapach skórzanej tapicerki, analogowy zegar, będący jednym ze znaków rozpoznawczych marki.

Szczególny podziw budzą fotele - wentylowane lub podgrzewane, ustawiane elektrycznie w wielu kierunkach i płaszczyznach, a przede wszystkim  bajecznie wygodnie, jakby otulające ciało. Aż szkoda, że bez funkcji masażu. Wtedy nasz zachwyt byłby wręcz bezgraniczny.

Imponuje także centralny ekran pokładowego systemu informacji i rozrywki, o przekątnej aż 12,3 cala. Nikt z konkurentów nie może pochwalić się równie gigantycznym wyświetlaczem. Co istotne, jego rozmiary mają korzystny wpływ nie tylko na doznania estetyczne, ale i na bezpieczeństwo. Zawsze przecież lepiej, gdy obraz z kamery cofania ma wielkość dużej koperty, a nie wizytówki.

Ustawieniami ekranu i poszczególnymi systemami samochodu steruje się dżojstikiem umieszczonym na konsoli środkowej. Poręcznym, ale bardzo czułym, a przez to wymagającym pewnej wprawy w obsłudze (trudno trafić kursorem w pożądane miejsce). To jednak kwestia przyzwyczajenia.

Poza tym, najważniejsze informacje, na przykład z nawigacji, ukazują się tuż przed oczami kierowcy - na wyświetlaczu między głównymi wskaźnikami oraz, dzięki funkcji HUD, na przedniej szybie.  

Lexus GS, jak przystało na tej klasy samochód, jest lub może być wyposażony w  liczne udogodnienia, poprawiające bezpieczeństwo i komfort jazdy.

Automatyczna kontrola prędkości, wspomaganie utrzymania pojazdu na pasie ruchu, monitorowanie martwego pola widoczności, system wczesnego reagowania w razie ryzyka zderzenia, z układem monitorującym czujność kierowcy, zaawansowane sterowanie światłami drogowymi, system noktowizyjny, klimatyzacja z funkcją Nanoe, dezynfekującą siedzenia i podsufitkę oraz nawilżającą włosy i skórę pasażerów i wiele, wiele innych. A do tego audio sygnowane przez prestiżową markę Mark Levinson. Słowem - niemal wszystko, czego dusza zapragnie.

Luksus w aucie to także obszerne wnętrze. W kabinie testowanej przez nas japońskiej limuzyny miejsca rzeczywiście nie brakuje, choć dotyczy to głównie osób podróżujących na przednich fotelach. W tylnej części jest wyraźnie ciaśniej, podobnie zresztą jak w wielu innych samochodach. Cóż, coraz bardziej rozumiemy zamiłowanie Chińczyków do pojazdów w wersji "L", czyli ze specjalnie zwiększonym rozstawem osi. 

Trudno mieć za to jakiekolwiek zastrzeżenia do wielkości i funkcjonalności bagażnika z wygodnie unoszoną i opuszczaną elektrycznie klapą. Przy swoich 552 litrach pojemności powinien pomieścić wszystko, czego będziemy potrzebowali jadąc na urlop czy... pole golfowe.

Testowany przez nas Lexus GS 350 AWD skrywał pod maską sześciocylindrowy silnik benzynowy o pojemności 3456 ccm i mocy 317 KM, współpracujący z sześciobiegową przekładnią automatyczną, umożliwiającą sekwencyjną zmianę biegów za pomocą łopatek umieszczonych przy kierownicy.

Tak napędzany samochód jest naprawdę dynamiczny - rozpędza się od 0 do 100 km/godz. w ciągu zaledwie 6,3 sekundy. Dziwi jednak jego stosunkowo niewielka prędkość maksymalna, ograniczona, według fabrycznej specyfikacji, do 190 km/godz. To mniej niż w przypadku np. Skody Octavii 1.4 TSI!

190 km/godz. to i tak znacznie ponad limity określone w przepisach ruchu drogowego. Dlatego szybko zapominamy o wszelkich ograniczeniach, skupiając się na niezaprzeczalnych zaletach auta - jego zaskakującej zwinności, świetnym wyciszeniu wnętrza, zawieszeniu, które pozwala lekceważyć nierówności nawierzchni ulic w polskich miastach.

Niewątpliwie pozytywny, aczkolwiek w codziennej eksploatacji trudno zauważalny wpływ na właściwości jezdne samochodu ma stały napęd na wszystkie koła z mechanizmem różnicowym Torsen. W przeciętnych warunkach 60 proc. momentu obrotowego trafia na tył. W razie konieczności mocniej napędzana jest ta z osi, na której koła mają większą przyczepność.    

Test z luksusu Lexus GS 350 AWD zdał, w naszej ocenie, na piątkę. Ze sportu - na czwórkę z plusem. W sumie jazda tą japońską limuzyną sprawia naprawdę mnóstwo frajdy, którą psuje nieco zużycie paliwa (komputer pokazał nam średnią na poziomie 13,2 litra na 100 km, a w kategorii "od ostatniego tankowania"... 18,2 l) oraz spojrzenie na cennik.

Samochód w podstawowej wersji, Elegance, kosztuje 278 500 zł. W najwyższej, Prestige - 350 500 zł. To dużo, ale ten, kogo stać na taki wydatek - i kto nie należy przy tym do osób przeświadczonych, że jeżeli prestiż, to jedynie w wydaniu niemieckim i z potężnym dieslem pod maską - nie będzie żałował.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy