"Kizashi" czyli przedsmak

W kontaktach międzyludzkich najważniejsze jest podobno tzw.: pierwsze wrażenie. W relacjach człowiek-samochód też się ono liczy, ale są auta, które - choć początkowo nie budzą entuzjazmu - to bardzo zyskują przy bliższym poznaniu.

Do tej grupy należy suzuki kizashi.

Słowo "kizashi" oznacza przedsmak, zwiastun nadejścia czegoś nowego, wspaniałego. Modelem o oryginalnie brzmiącej w naszych uszach nazwie japoński koncern, znany dotychczas z produkcji pojazdów miejskich i SUV-ów, próbuje podbić mocno obsadzony segment klasy średniej. A jeżeli nie podbić, to przynajmniej zająć w nim poczesne miejsce.

W oficjalnych materiałach PR czytamy, że "nowy sedan Suzuki odwołuje się w emocjonalny sposób do aktywnych kierowców", cokolwiek to znaczy... Zdaniem zwolenników stylistyki kizashi, łączy ona zgrabnie sportowy charakter z elegancją. Według krytyków jest to jednak nic innego, jak wyrośnięte SX4 z doczepionym bagażnikiem. Jak zwykle - ilu oceniających, tyle opinii.

Reklama

Nie rozsądzamy, kto ma rację, ale trudno zaprzeczyć, że sylwetka "przedsmaku" nie jest raczej wzorem lekkości, spójności i wyrafinowanego smaku. Wiele samozaparcia wymagałoby również pochwalenie estetyki wnętrza tego samochodu. Została ona zaprojektowana zgodnie z azjatyckimi kanonami piękna, niekoniecznie zgodnymi z gustami Europejczyków.

Ukłonem w kierunku nowoczesności są m.in. aż trzy oddzielne wyświetlacze, gestem w stronę stylu retro - nieco staromodnie wyglądające zegary prędkościomierza i obrotomierza, a także wskaźniki temperatury silnika i poziomu paliwa. Rażą twarde plastiki w górnej części deski, a także nieosłonięta w pewnej części kolumna kierownicza.

Trudno mieć natomiast jakiekolwiek zastrzeżenia do ergonomii - wszelkie przyciski i pokrętła zostały rozmieszczone właściwie, a ich obsługa jest intuicyjna. Kierowca nie ma problemów w zajęciu odpowiedniej pozycji za kierownicą. Oba przednie fotele są obszerne i wygodne. Nie brakuje również miejsca na nogi. Niestety, znacznie gorzej jest pod tym względem na tylnej kanapie. "Test dryblasa" wykazał, że po maksymalnym odsunięciu fotela kierowcy siedzący za nim słusznego wzrostu pasażer będzie miał naprawdę ciasno. To samo dotyczy przestrzeni nad głową.

Bagażnik ma pojemność 460 litrów. Jak na samochód klasy średniej jest to wynik... średni.

Inżynierowie Suzuki nie ulegli modzie na downsizing. Suzuki kizashi jest napędzane silnikiem benzynowym o pojemności 2.4 litra. Ta pozbawiona turbodoładowania czterocylindrowa jednostka płynnie rozwija moc (maksymalnie 178 KM przy 6000 obr./min), nie hałasuje, dobrze współpracuje z gładko funkcjonującą bezstopniową skrzynią biegów CVT, ale jest paliwożerna. Co prawda według producenta powinna spalać średnio 8,3 litra benzyny na 100 km, lecz komputer pokładowy testowanego przez samochodu wskazał wartość o wiele wyższą - 12,1 l/100 km.

"Przedsmakiem" jeździ się bardzo przyjemnie. A przy tym całkiem szybko - prędkość maksymalna wynosi 205 km/godz. a przyspieszenie od 0 do 100 km/godz. 8,8 sekundy. Auto słucha kierowcy, a nastawione na komfort zawieszenie (z przodu kolumny McPherson, z tyłu - wielowahaczowe) skutecznie - na ile to możliwe - niweluje nierówności polskich ulic.

Udostępnione nam do prób kizashi było wyposażone w system i-AWD. Znany już z SX4, ale tu nieco inaczej funkcjonujący. Moduł elektroniczny analizuje i przetwarza informacje, dotyczące warunków drogowych, stylu jazdy, sposobu przyspieszania itp. i na podstawie tych danych załącza odpowiednio - w proporcji od 0 do 50 proc. - napęd na tylną oś (płynne przekazanie momentu obrotowego na tylna oś następuje w chwili naciśnięcia pedału przyspieszenia) . Przeniesienie napędu na obie osie następuje również w chwili bardziej dynamicznego naciśnięcia na pedał gazu.

Suzuki kizashi mimo, że od jego rynkowego debiutu minęło już trochę czasu, wciąż jest na naszych drogach autem bardzo rzadko spotykanym. Powodem jego małej popularności jest niewątpliwie brak w ofercie wersji z silnikiem diesla, a także wysokie ceny. Japoński sedan, prawda, że bardzo bogato wyposażony - w standardzie dostajemy m.in. reflektory ksenonowe, dwustrefową automatyczną klimatyzację, elektrycznie otwierane i uchylane okno dachowe, dobrej klasy system audio, skórzaną tapicerkę, elektrycznie regulowane podgrzewane przednie fotele, wielofunkcyjną kierownicę, ESP, czujniki parkowania z przodu i z tyłu, 7 poduszek powietrznych - kosztuje 114 900 zł (z napędem 2WD i sześciobiegową skrzynią manualną) lub 129 900 zł (4WD i przekładnia CVT).

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama