Ford Fiesta po faceliftingu - pierwsza jazda
Wyróżniający się design, nowe silniki, świetna jakość… Niewiele brakuje do ideału miejskiego samochodu.
Aston Martin? Nawet jeśli człowiek w ogóle nie przygląda się samochodom, tego auta nie przeoczy. Niewątpliwie operacja liftingu udała się znakomicie - bo przy jej okazji nie zepsuto niczego, co czyniło małego Forda ulubieńcem klientów: zwartej, muskularnej, a przy tym pozbawionej agresywności sylwetki i zaskakującej przestronności kabiny. Co ważne, kabina jest łatwo dostępna, bo przednie fotele odsuwają się tak daleko w przód, że na kanapę trzydrzwiowego wariantu nadwoziowego swobodnie wsiadają nawet wysocy pasażerowie.
Lekko, ale zauważalnie poprawiono wykończenie wnętrza - i nie chodzi tylko o testowaną wersję Titanium, wyróżniającą się eleganckimi, lakierowanymi na czarno elementami ozdobnymi. Wszystkie tworzywa w kokpicie są miłe w dotyku, miękkie, sprawiają wrażenie wysokiej jakości.
Na bardzo wysokim poziomie jest teraz wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa - już od podstawowej wersji standard to 7 airbagów i ESP. Przydatnym systemem jest Easy Fuel, zapobiegający zatankowaniu niewłaściwego paliwa.
Nie zmieniła się charakterystyka jezdna Fiesty - prowadzenie daje mnóstwo frajdy, auto jest zwinne i stabilne.
No i diabelnie szybkie - przynajmniej z testowym silnikiem najnowszej generacji, 1.0 EcoBoost o mocy 125 KM. Trzycylindrowa jednostka pokazała się już z najlepszej strony w większym Focusie, tu jest jeszcze żwawsza, a przy tym oszczędna. Szkoda, że w przeciwieństwie do Focusa, w Fieście łączona jest z 5-, a nie 6-stopniową skrzynią biegów.
Tekst: KU, MP, zdjęcia: DL