Citroen C4 Cactus 1.6 e-HDi ETG6 Shine Edition - test
Najnowszy Citroen to „creative technologie” w czystej postaci. Na naszym rynku niewiele jest równie oryginalnych aut. Ale czy poza atrakcyjnym designem Cactusa wyróżnia coś jeszcze?
Wszyscy producenci starają się w jakiś sposób wyróżnić swoje modele, a i tak bardzo rzadko widuje się na ulicy takie auta, które zwracają uwagę i pozostają w pamięci. Dlatego nie sposób nie docenić prób stworzenia samochodu nietypowego, ciekawego.
Zwłaszcza tych udanych. Nowość Citroena, C4 Cactus, zdecydowanie do nich należy. Odważna decyzja, by pozwolić stylistom nieco "zaszaleć" przy tym projekcie, zaowocowała jednym z najciekawszych debiutów ostatnich lat.
Choć w nazwie ma C4, auto bazuje na wydłużonej miejskiej platformie Citroena i wymiarami odpowiada miejskim crossoverom. Ale jeśli sam zasługuje na miano crossovera, to tylko dzięki benzynowym odmianom, w których prześwit wynosi 16,5 cm - mniej więcej tyle co w Renault Capturze.
Diesle mają pod silnikiem płytę ochronną, zamontowaną zaledwie nieco ponad 13 cm od ziemi. A mimo to o klientów będą zapewne walczyć właśnie z oryginalnymi miejskimi crossoverami, jak wspomniany Renault Captur czy Nissan Juke.
Aby sprawdzić szanse Cactusa, wypróbowaliśmy najbogatszą odmianę Shine Edition z 92-konnym dieslem.
Więcej plusów niż minusów
Wnętrze nowego Citroena robi nie mniejsze wrażenie niż jego nadwozie. Zamiast wskaźników kierowca C4 Cactusa widzi tylko poziomy ekran (na którym z niewiadomych względów zabrakło obrotomierza). Drugi, większy zastępuje niemal wszystkie przyrządy.
Kabinę Citroena wykończono tworzywami o ciekawych fakturach, a codzienne użytkowanie ułatwia bardzo duża liczba schowków i półek - niektóre zdecydowanie nieprzeciętnych rozmiarów.
Ciekawostką są przednie siedzenia, które w aucie z "automatem" (jak testowane) udają kanapę. Jak na samochód tej wielkości, są przy tym po prostu ogromne - zwłaszcza na szerokość. Nawet rosłe osoby rozsiądą się w nich jak na domowym fotelu. Ustawienie odpowiedniej pozycji niektórym kierowcom utrudni jednak brak osiowej regulacji kierownicy i stosunkowo mocne pochylenie siedziska.
We wnętrzu nie udało się uniknąć widocznych oszczędności - kabinę oświetla tylko jedna lampka (więc nocą z tyłu jest ciemno), dla pasażera przewidziano jeden nawiew, pod sufitem nie ma żadnych uchwytów, tylne szyby można tylko uchylać, a boczki drugiej pary drzwi wykonano z jednego kawałka twardego plastiku.
A jednak zalety kabiny zdecydowanie przesłaniają jej mankamenty. Siedząc w ciekawym, awangardowym wnętrzu C4 Cactusa łatwo wybaczyć mu pewne niedociągnięcia.
Miejsca pod dostatkiem
Co jednak najważniejsze, oryginalna kabina okazuje się zupełnie przestronna. Co prawda do rekordzisty segmentu, nowej Kii Soul, sporo jeszcze brakuje (nowość Citroena zajmuje miejsce gdzieś pomiędzy Peugeotem 2008 i Renault Capturem), ale we wnętrzu wygodnie usiądą cztery dorosłe osoby o wzroście 185 cm. To więcej niż można się spodziewać po samochodzie tej wielkości.
Co równie ważne, C4 Cactus nie zawodzi także pod względem wielkości bagażnika. Pojemność 358 l plasuje Citroena w klasowej czołówce. Złożenie tylnego oparcia powiększa przestrzeń bagażową do 1170 l, a przy okazji uwidacznia jedną z tych nielicznych oszczędności, które dają się we znaki - brak możliwości dzielenia kanapy. Oznacza to, że gdy przewozi się więcej, niż standardowo mieści bagażnik, w samochodzie usiądą już tylko dwie osoby. Poza tym, złożenie kanapy wymaga jednoczesnego naciśnięcia dwóch przycisków umieszczonych na obu końcach oparcia - taka "procedura" jest po prostu bardzo niewygodna.
Pod podłogą udało się zmieścić sporą wnękę, która seryjnie zawiera zestaw naprawczy, a za dopłatą - jak na zdjęciach - koło zapasowe o wymiarach 185/55 R15 (rozmiar ogumienia bazowej odmiany Cactusa).
Gorszy kompromis
Choć Citroen DS3, z którym Cactus dzieli część konstrukcji podwozia, wyróżnia się wśród miejskich samochodów świetnym połączeniem przyjemnego prowadzenia z zaskakująco dużym komfortem jazdy, w nowym modelu Francuzom nie udało się uzyskać równie dobrego kompromisu.
Prowadzenie jest pewne, Cactus chętnie podąża za ruchami nieco zbyt mocno wspomaganej kierownicy i zachowuje niezłą stabilność przy większych prędkościach, ale dość wcześnie wpada w podsterowność, a w przypadku następujących po sobie gwałtownych manewrów nieco zbyt nerwowo wkracza do akcji ESP.
Większość nierówności jest dobrze filtrowana, progi zwalniające i pofałdowania nawierzchni Cactus "pochłania" bardzo skutecznie. Jednak wszelkie większe wyrwy albo wystające studzienki mocno potrząsają podróżnymi.
Nie dla sportowców
Słabsza z dostępnych jednostek wysokoprężnych seryjnie jest łączona z 6-biegowym "automatem". A właściwie z manualną, ale elektronicznie sterowaną skrzynią biegów ETG6. Jak wszystkie przekładnie tego typu, także ta zmienia biegi z dużą zwłoką i tak samo reaguje na mocne dodanie gazu. Ale mimo wszystko w miejskich korkach daje odpocząć lewej nodze i prawej ręce kierowcy. I pozwala zapomnieć o braku obrotomierza.
Z jej powodu 92-konny diesel nie jest w stanie zapewnić imponujących osiągów (choć pomiędzy zmianami biegów przyspieszenie wydaje się niezłe) - na rozpędzenie się do 100 km/h Citroenowi potrzeba aż 13,4 s. Powyżej tej prędkości osiągi są jeszcze gorsze. Co więcej, wysokoprężna jednostka okazuje się niezbyt skutecznie wyciszona.
Niezaprzeczalną zaletą testowanej wersji jest za to oszczędne obchodzenie się z paliwem. W ruchu miejskim na każde 100 km zużywa ona nieco ponad 5 l ON. To bardzo mało. W trasie zapotrzebowanie spada do 4,4 l/100 km. Samochodem można zatem przejechać średnio ponad 1000 km bez tankowania.
Najsłabszą stroną nowego Citroena jest jego cennik. Co prawda bazowe odmiany zachęcają korzystnymi cenami (od 51 900 zł), jednak lepiej wyposażony Cactus okazuje się drogi. Testowana, topowa odmiana kosztuje aż 82 000 zł - za tyle można już kupić wysokoprężne wersje Nissana Qashqaia albo Peugeota 3008...
Brawa dla Citroena! Poza naprawdę atrakcyjnym nadwoziem, Citroen C4 Cactus wyróżnia się awangardowo zaprojektowanym, a mimo to funkcjonalnym i przyjaznym w obsłudze wnętrzem. Ma też kilka rozwiązań niespotykanych w innych autach. Tak ciekawego i pełnego niespodzianek samochodu dawno nie testowaliśmy - choć nie brak mu wad, ten model pozostawia wyłącznie pozytywne wrażenia.
Citroen C4 Cactus 1.6 e-HDi ETG6 Shine Edition: nadwozie i wnętrze
Plusy:
- atrakcyjny design,
- duże i funkcjonalne wnętrze,
- obszerny bagażnik,
- mnóstwo dużych schowków
Minusy:
- brak dzielonej kanapy,
- tylko uchylane szyby z tyłu (dzieci tego nie polubią)
Citroen C4 Cactus 1.6 e-HDi ETG6 Shine Edition: układ napędowy
Plusy:
- bardzo rozsądny poziom zużycia paliwa,
- nieprzeszkadzający dźwięk silnika
Minusy:
- powolna skrzynia biegów,
- kiepskie osiągi,
- przeciętne wyciszenie
Citroen C4 Cactus 1.6 e-HDi ETG6 Shine Edition: właściwości jezdne
Plusy:
- bardzo skuteczne hamulce,
- zupełnie wystarczający komfort jazdy,
- pewne zachowanie w zakrętach
Minusy:
- zawieszenie kiepsko sobie radzi w dużymi wyrwami w nawierzchni
Citroen C4 Cactus 1.6 e-HDi ETG6 Shine Edition: wyposażenie i cena
Plusy:
- niezłe wyposażenie seryjne testowanej odmiany (nawet nawigacja i kamera cofania nie wymagają dopłat),
- dwa wejścia USB (w tym jedno w zamykanym schowku)
Minusy:
- brak obrotomierza,
- wysoka cena
Główni rywale to przednionapędowe miejskie crossovery. Mają podobne wymiary (500L Trekking przerasta resztę rozbudowanymi zderzakami - długość zwykłego 500L to dokładnie 415 cm) i zbliżone ceny wersji wysokoprężnych.
Nakładki z termoplastycznego uretanu (TPU) z pęcherzykami powietrza chronią spore fragmenty nadwozia przed uderzeniami - choć nietrudno "trafić" w lakier pod nimi (fot. 3). Miękkim plastikiem wykończono też pokrywę bagażnika, dzięki czemu można ją oprzeć o sufit garażu.
Tekst: Marcin Laska, zdjęcia: Krzysztof Paliński