Złożyła na miejscu dowód miłości...

Do niedawna pracowały wyłącznie przy głównych szlakach komunikacyjnych i blisko granic państwa. Od pewnego czasu rozprzestrzeniły się po całym kraju.

Tak się dzieje zawsze, gdy wskutek nadmiernego wzrostu liczebności populacji traci ona możliwość wyżywienia się w danym ekosystemie. Wówczas najbardziej przedsiębiorcze osobniki wyruszają w poszukiwaniu nowych rewirów. Zasada ta dotyczy wilków, lecz i "tirówek" (warto zauważyć, że oba gatunki występują najobficiej na obszarach leśnych). W tym drugim przypadku chodzi także o wyjście naprzeciw popytowi.

"Tirówek", w przeciwieństwie do wilków, nie obejmują żadne okresy ochronne. Od czasu do czasu policja organizuje na nie obławy, zmobilizowana nagonką lokalnych aktywów. Wypłoszone z lasu okazy są przewożone do komisariatów, gdzie zaczynają się kłopoty, ale dla organów ścigania i porządku. "Tirówki" legitymują się bowiem z reguły zagranicznymi paszportami i mówią wyłącznie w obcych, choć słowiańskich językach. W pracy im to nie przeszkadza, lecz w obliczu funkcjonariuszy tracą umiejętność komunikowania się z mężczyznami.

Podjęcie jakichkolwiek czynności prawnych wymaga ściągnięcia tłumacza z bułgarskiego czy starocerkiewnego. Drugi problem jest poważniejszy. Polega na trudnościach ze znalezieniem przeciwko "tirówkom" odpowiedniego paragrafu. W jednym z województw usiłowano zarzucić im, że stwarzają zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu drogowego. Od tej chwili zaczęły ubierać się bardziej jaskrawo niż służby drogowe - fluorescencyjnie zielone bluzeczki, transparentowo czerwone szorty itp. Argument przepadł, a dziewczyny na przebraniu zyskały nawet marketingowo.

Reklama

Podobnie nieskuteczne okazują się próby udowodnienia "tirówkom", że pracują w Polsce bez zezwolenia. Prostytucja nie jest przecież u nas traktowana jako normalne zajęcie zarobkowe. W wypadku oficjalnego usankcjonowania musiałaby zostać objęta ogólnymi zasadami: bhp, podatki, płatne urlopy itp.

Co można zatem zrobić? Nie zwracać na "tirówki" uwagi. W końcu nie ma im czego zazdrościć. Stoją pod gołym niebem w deszczu i na mrozie, narażają się na niechęć otoczenia, lwią część ciężko zarobionych pieniędzy muszą oddać "opiekunom". Jeżeli chce się je przegonić, to najlepiej piętrzeniem trudności logistycznych. Można wprowadzić na przykład obowiązek posiadania identyfikatora ze zdjęciem, kontrolować zaplecze sanitarne, wzywać na lekarskie badania profilaktyczne. Hałaśliwe akcje represyjne niewiele dają. "Tirówka" zawsze się wytłumaczy, że chciała podjechać do miasta autostopem, od pierwszego wejrzenia zakochała się w kierowcy, złożyła mu na miejscu dowód miłości, a on wsparł ją datkiem pieniężnym. Na nową bluzkę w kolorze wściekłego różu. (Tekst z archiwum serwisu Motoryzacja)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: dowód
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy