Samozwańczy łódzki szeryf. Jeździł z kamerą i nagrywał kierowców

​Na łódzkich ulicach działał samozwańczy szeryf. 75-letni pan Roman po przejściu na emeryturę znalazł sobie nowe hobby - chodził po mieście z kamerą, nagrywał kierowców popełniających wykroczenia i składał donosy na policję.

O motywach jakie nim kierują, i o tym, dlaczego stał się stałym współpracownikiem policji, rozmawiał z panem Romanem "Express Ilustrowany." Co prawda rozmowę przeprowadzono już lata temu, a dziennikarze "IC" zdecydowali się przypomnieć tę niezwykłą historię.

Pracował w kiosku. Przeszedł na emeryturę i kupił kamerę

Pan Roman pracował w kiosku, a po przejściu na emeryturę, znalazł sobie nowe zajęcie. Zaczął nagrywać kierowców popełniających wykroczenia. Jak powiedział "EI", zaczął to robić, gdy pewnego dnia nie mógł przejść chodnikiem zastawionym samochodami.

Początkowo robił zdjęcia, ale szybko się okazało, że to często nie wystarczy, by ukarać kierowcę, więc pan Roman kupił kamerę z dużym zoomem optycznym. Dzięki temu mógł np. jechać tramwajem i nagrywać, to co się działo za oknem. Gdy zobaczył kierowcę bez pasów albo z telefonem w ręku, robił zbliżenie na numery rejestracyjne samochodu i twarz kierowcy.

Reklama

Pan Roman zapewniał, że nie wyruszał specjalnie na polowania, ale nagrywał "przy okazji" tam, gdzie akurat musiał pojechać. Dlatego nie miał jednego rejonu działania.

Pan Roman złożył tysiące donosów na kierowców

W ciągu swojej działalności pan Roman wykonał tysiące nagrań, a na policję chodził składać donosy codziennie. Jak sam powiedział, policjanci wcale nie byli zachwyceni jego działalnością, bo przysparzało im to dodatkowej pracy. Dlatego zawarł z nimi nieformalną umowę, że nie składał więcej niż pięć donosów dziennie.

Pan Roman zapewniał, że w swojej działalności kierował się wyłącznie chęcią poprawy bezpieczeństwa na łódzkich drogach. Dodał również, że sam raz jeden jedyny został ukarany mandatem, ale oczywiście niesłusznie. Przejechał wprawdzie na czerwonym świetle, ale nie mógł go dostrzec, bo jechał za cieżarówką, która zasłaniała widok.

Czy kierowca może się obronić przed obywatelskim donosem?

Jeśli na dostarczonym policji nagraniu jest widoczna data, godzina, numer rejestracyjny, a nawet twarz kierowcy, to szanse na uniknięciu mandatu są małe. Właściciel samochodu, ustalony na podstawie numerów rejestracyjnych, dostaje wezwanie na komendę, gdzie ogląda nagranie. Jeśli przyznaje się do wykroczenia, zostaje ukarany mandatem i sprawa się kończy.

Jeśli natomiast to nie on prowadził samochód, jego obowiązkiem jest wskazanie, kto się siedział za kierownicą, za odmowę również zostanie ukarany mandatem.

Oczywiście kierowca samochodu zawsze ma prawo odmówić przyjęcia mandatu, wówczas sprawa jest kierowana do sądu, gdzie będzie mógł przedstawić argumenty na swoją obronę.

***

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Łódź | kierowcy | donosiciele | policja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy