Nowa złośliwa moda - kłębami czarnego dymu "atakują" innych kierowców. Cel mają jeden
Rolling coal, czyli celowe "zadymianie" spalin silników Diesla, to nietypowy nurt w amerykańskim tuningu. Kierowcy chcą w ten sposób wyrazić swój sprzeciw wobec polityki klimatycznej poszczególnych administracji. Zjawisko, na szczęście, nie przyjęło się w Europie.
Zmotoryzowani na całym świecie coraz częściej dochodzą do wniosku, że pęd ku elektromobilności ma dziś podłoże ideologiczne. W powszechnym odczuciu auta elektryczne - przynajmniej na tym etapie - stanowią zaprzeczenie idei samochodu, która polega przecież na oferowaniu szeroko pojętej wolności. Bez konieczności planowania każdego wyjazdu z wyprzedzeniem.
Nie dziwi więc, miłośnicy aut spalinowych, chcąc wyrazić dezaprobatę dla pomysłów polityków, wpadają na rożne - często niezbyt mądre - pomysły. Jeden z nich przybrał formę, do którego odniesienia znalazły się nawet w amerykańskim prawie. Chodzi o zjawisko zwane w USA - rolling coal polegające na celowym zwiększaniu zadymienia spalin silników wysokoprężnych.
Zjawisko "tuningowania" zasilanych silnikami Diesla pickapów tak, by z ich rur wydechowych wydobywał się widowiskowe kłęby czarnego dymu, istniało już wiele lat temu. Nie przez przypadek tak przerobione auta określane były mianem "odstraszaczy priusów" (prius repelent) i kojarzone z właścicielami pickupów i ciężarówek. W USA silniki Diesla używane są przecież głównie w pojazdach użytkowych.
Rolling coal wyraźnie przybrało jednak na sile za czasów drugiej kadencji Obamy, gdy proekologiczna polityka klimatyczna zaczęła mocno irytować zwolenników Republikanów. Wówczas przestano traktować je w kategorii ekscentrycznego elementu motoryzacyjnych imprez. Coraz powszechniejsze stało się "duszenie" w ten sposób innych użytkowników dróg (najczęściej właśnie kierowców hybryd i rowerzystów), co miało być wyrazem sprzeciwu przeciwko wszelkiej maści ekologom.
Amerykanie już w 2014 roku rozpoczęli prace nad penalizacją takich zachowań. W 2015 roku w stanie New Jersey uchwalono pierwsze stanowe prawo zakazujące jakiejkolwiek ingerencji w układy kontroli spalin. Kolejne obostrzenia posypały się, gdy - we wrześniu 2015 roku - wybuchła słynna afera Diesel Gate.
O rolling coal zrobiło się też głośno w 2020 roku. Sąd w Utah nałożył wówczas na znanych z programu w Discovery Channel "Diesel Brothers" karę w wysokości aż 850 tys. dolarów. Mechaników skazano za naruszenie ustawy o czystym powietrzu (Clean Air Act). Dostali oni również sądowy zakaz modyfikacji układów oczyszczania spalin w silnikach spalinowych. W niektórych stanach powszechnym stało się bowiem zadymianie przez właścicieli zmodyfikowanych diesli kierowców elektrycznych Tesli.
W Polsce o rolling coal mówi się głównie w kontekście - stojących w sprzeczności z przepisami - zabiegów usuwania filtrów cząstek stałych.
W rzeczywistości sam DPF stanowi tu jedynie "fizyczną" przeszkodę dla sady, której zawartość w spalinach wynika głównie z proporcji paliwowo-powietrznej. "Wyznawcy" rolling coal rzeczywiście usuwają ze swoich diesli filtry cząstek stałych, ale samo zjawisko obfitego kopcenia uzyskiwane jest poprzez modyfikację układu wtryskowego (zaburzenie proporcji mieszanki, zmiany czasu otwarcia wtryskiwaczy czy wyprzedzenia kąta wtrysku).
Uzyskanie dymienia "na życzenie" wymaga więc paru przeróbek, a samo włączenie "zasłony dymnej" polega w istocie na chwilowej zmianie oprogramowania ECU.
Póki co amerykańska moda - na całe szczęście - nie zadomowiła się na Starym Kontynencie. W Europie przerobione w myśl idei rolling coal diesle najłatwiej spotkać w czasie imprez związanych z motorsportem - głównie sprintem na 1/4 mili.
***