Jak kupować używany cz. 3
W naszym cyklu poświęconym kupowaniu samochodu używanego pialiśmy już o ocenie stanu nadwozia, a także o często pomijanej sprawie właściwego interpretowania tego, co starają się nam przekazać kontrolki.
Wiadomo jednak, że serce pojazdu bije pod maską, a z uwagi na to, że usługi kardiologów kosztują dziś krocie, dobrze żeby było ono zdrowe... Jak to sprawdzić?
Całkowitej pewności nie będziemy mieć nigdy. Na żywotność silnika wpływa bowiem wiele czynników. Częstotliwość wymian i jakość stosowanych płynów, fachowość mechaników, styl jazdy, itd., itd...
Dokładnie obserwujący sygnały, jakie przekazuje nam silnik będziemy mogli jednak wykluczyć (bądź nie) kilka najbardziej uderzających po kieszeni usterek.
Niezależnie od tego, czy przymierzamy się do zakupu auta z silnikiem benzynowym, czy też z popularnym ze względu na niewielkie zużycie paliwa dieslem najlepszy obraz tego, w jakim stanie znajduje się motor da nam badanie jego kompresji (ciśnienia sprężania). Nie jest to czynność czasochłonna i przy stosunkowo niewielkim nakładzie może nam oszczędzić kosztów remontu. Każdy szanujący się zakład mechaniki pojazdowej ma na wyposażeniu specjalny przyrząd do mierzenia kompresji. Cała operacja ogranicza się jedynie do wykręcenia świec, pokręcenia rozrusznikiem i odczytania wyniku.
Niestety, całkowitą pewność co do ciśnienia sprężania uzyskamy dopiero wówczas, gdy będziemy wiedzieć, co znajduje się w misce olejowej danego samochodu. Na rynku aż roi się od różnego rodzaju specyfików tzw. "doktorów", które zmieszane z olejem chwilowo poprawiają kondycję silnika. By wynik badania był wiarygodny, trzeba więc najpierw wymienić olej.
Inwestycja w samochód, którego nie jesteśmy jeszcze właścicielem może się wydawać dziwna. Czasem jednak lepiej jest zainwestować 300 zł, by uchronić się przed wydaniem 3 tys. zł na remont... Trzeba więc przekalkulować ryzyko i uświadomić sobie czego oczekujemy po naszym nowym nabytku. Kupując nastoletniego golfa 1,4 l. taki wydatek raczej mija się z celem. Porywanie się jednak na 5-letniego TDI z pominięciem tej operacji jest, naszym zdaniem, wysoce lekkomyślne.
Ciąg dalszy na następnej stronie
To, jakim ciśnieniem powinien się legitymować dany silnik najłatwiej sprawdzić np. w Internecie. W przypadku starszych samochodów o wysokim stopniu wyeksploatowania ważne jest nie tyle, by było rewelacyjnie wysokie, ale w miarę równe na wszystkich cylindrach. Oczywiście im bliższa znamionowej tym lepiej, ale rozbieżność rzędu 30 % na poszczególnych cylindrach radzi wstrzymać się z inwestycją.
Zwłaszcza w przypadku diesli oznaką zdradzającą, że silnik nie jest już w najlepszej formie jest jego stan wizualny.
Dokładniej - to, czy jednostka napędowa nie jest od zewnątrz bogato zdobiona olejem. Niestety wszelkich wycieków stosunkowo łatwo jest się pozbyć przy pomocy płynów czyszczących. Błyszczący świeżością "klekot" z przebiegiem 100 tys. km zawsze wzbudza w nas czujność. Zastanówcie się teraz, ile razy w trakcie użytkowania samochodu zdarzyło się wam umyć silnik...?
Ciąg dalszy na następnej stronie
To czy motor z chęcią budzi się do życia świadczy głównie (zakładając, że nie ma problemów z kompresją) o kondycji układu elektrycznego. Długie kręcenie rozrusznikiem sugeruje, że kable i świece zapłonowe nie są już pierwszej świeżości. W przypadku starych samochodów problemem może być też wilgoć zbierająca się w aparacie zapłonowym. Na szczęście, rozprawienie się z tymi dolegliwościami nie jest przeważnie drogie (wyjątek stanowić mogą kable wysokiego napięcia, których koszt często sięga nawet 500 zł).
Już pierwsze 30 sekund po uruchomieniu silnika powie nam wiele o jego stanie. By właściwie odczytać wysyłane nam sygnały najlepiej przyjrzeć się spalinom. Jeśli po odpaleniu z rury wydobywać się będzie zabarwiony na niebiesko dym (który ustąpi po nagrzaniu się silnika) świadczy to o konieczności wymiany uszczelniaczy zaworowych. Ponieważ jest to zadanie raczej trudne (często wiąże się z koniecznością zdejmowania głowicy) a objaw jest łudząco podobny do tego, jaki towarzyszy silnikom znajdującym się w stanie kompletnej agonii lepiej wstrzymać się z inwestycją.
Niebieskie zabarwienie spalin świadczy o spalaniu oleju, a ten do komory spalania mógł się dostać na kilka sposobów. Niebieski dym w wolnym tłumaczeniu oznacza mniej więcej tyle, że czas złożyć obecnemu właścicielowi kondolencje i w zadumie udać się do domu... Zaoszczędziliśmy właśnie kilka tysięcy wydanych na remont.
Ciąg dalszy na następnej stronie
Jeśli jednostka napędowa zapala żwawo i nie stawia za sobą sino-błękitnej zasłony dymnej pozostaje przejść do oceny uszczelnień.
W przypadku starych samochodów utarło się powiedzenie, że chlapanie olejem, jest naturalnym sposobem znaczenia swojego terytorium... Coś w tym istotnie jest, ponieważ większość silników z przebiegami powyżej 150 tys. ma problem ze szczelnością. Pół biedy, jeśli olej zauważymy w okolicach miski olejowej czy pokrywy zaworów. Uszczelki kosztują przeważnie gorsze a ich wymiana nie jest nadzwyczaj pracochłonna.
Gorzej, jeśli krople oleju zauważymy przy chłodnicy oleju (wyposażone są w nią przeważnie turbodiesle i mocne jednostki benzynowe - turbo, V6 itd.) lub w miejscu łączeniu silnika ze skrzynią biegów.
Wszelkie próby uszczelnienia chłodnicy skutkują przeważnie koniecznością jej wymiany lub regeneracji, a koszt takiej operacji to od ok. od 500 zł wzwyż.
Niezbyt zachęcająco wygląda też perspektywa uszczelnienia połączenia między silnikiem a skrzynią biegów. Teoretycznie oznacza to, że wymiany domaga się simmering kosztujący przeważnie nie więcej niż 20 zł. Problem w tym, że operacja taka jest wysoce nieopłacalna. Dotyczy to głównie samochodów z przednim napędem (a więc większości), w których dojście do tego elementu jest łagodnie mówiąc trudne (wymaga zdemontowana skrzyni biegów).
Ciąg dalszy na następnej stronie
Na szczęście, kapanie takie nie oznacza przeważnie żadnego zagrożenia dla silnika (chociaż w niektórych wysilonych jednostkach - np. stosowanej w lancii 2,4 l. 175 KM - zużycie tego simmeringu świadczyć może o tym, że dni panewek są już policzone) więc, jeśli nie jesteśmy zbytnimi estetami nie ma się czym przejmować. Dolewki oleju powinny być marginalne, z wymianą uszczelniacza najrozsądniej będzie poczekać, aż "skończy" się sprzęgło.
I to tyle, jeśli chodzi o podstawową ocenę kondycji jednostki napędowej. Trzeba jednak pamiętać, że pod maską znakuje się nie tyko silnik. W kolejnych odcinkach postaramy się przedstawić, na co jeszcze zwracać szczególną uwagę, przymierzając się do kupna samochodu z drugiej ręki...