Wynaturzenie policji? Posypią się mandaty dla pieszych!

Domorośli eksperci, kreujący obraz polityki bezpieczeństwa drogowego na polskich drogach, twierdzą np., że karanie mandatami łamiących przepisy pieszych świadczy o "wynaturzeniu policji". Argument? "Naukowe dane z Polski dowodzą, że w 90 proc. problem stanowią kierowcy".

W podobnym tonie wypowiadała się też niedawno Najwyższa Izba Kontroli. Problem w tym, że chociaż to kierowcy powodują większość wypadków, co nie jest chyba zaskoczeniem, skoro mowa o "wypadkach DROGOWYCH", statystyki dotyczące pieszych są w Polsce dramatyczne.

Przykładowo - w 2019 roku piesi spowodowali 1 879 wypadków, co stanowi zaledwie 6,2 proc. ogółu. Tyle tylko, że w wyniku tych zdarzeń śmierć poniosły 372 osoby, czyli... już 12,8 proc ogółu zabitych!

W tym kontekście ciekawie zapowiada się "czerwcowa rewolucja" (oby nie krwawa...), w ramach której piesi zyskają nie tylko nowe uprawnienia, ale i obowiązki. W drugim przypadku chodzi o nowy, dopisany do art. 14. Prawa o ruchu drogowym, punkt 8. Ustawodawca wprost zabrania w nim "korzystania z telefonu lub innego urządzenia elektronicznego podczas wchodzenia lub przechodzenia przez jezdnię lub torowisko, w tym również podczas wchodzenia lub przechodzenia przez przejście dla pieszych - w sposób, który prowadzi do ograniczenia możliwości obserwacji sytuacji na jezdni, torowisku lub przejściu dla pieszych".

Reklama

Z perspektywy pieszego trzeba mieć świadomość, że w przytoczonym artykule nie znajdziemy żadnego rozgraniczenia na przejścia o ruchu sterowanym lub nie. Oznacza to, że mandat grozić będzie nam również wtedy, gdy korzystać będziemy z telefonu, wchodząc na przejście przy nadawanym przez sygnalizator zielonym świetle! Warto o tym pamiętać, bo "kurs doszkalający" serwowany na miejscu wykroczenia przez Policję, w ramach akcji NURD (niechronieni uczestnicy ruchu drogowego), kosztować nas może od 50 do nawet 500 zł...

Swoją drogą nowe przepisy, w myśl których pieszy wchodzący na przejście ma pierwszeństwo przed pojazdem "Z WYŁĄCZENIEM TRAMWAJU", wieszczą prawdziwy Armagedon na przejściach, przez które przebiegają tramwajowe torowiska. Przy okazji nowelizacji, w Prawie o ruchu drogowym pojawił się nowy podpunkt (1a) w art. 26. Czytamy w nim, że: "Kierujący tramwajem, zbliżając się do przejścia dla pieszych, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność, zmniejszyć prędkość tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo pieszego znajdującego się na tym przejściu i ustąpić pierwszeństwa pieszemu znajdującemu się na tym przejściu."

To bardzo kontrowersyjny zapis, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że pieszy "znajdujący się na przejściu" w opinii wielu biegłych jest pieszym, który właśnie przekroczył skraj jezdni, czyli na nie "wszedł". Chcąc stosować się do tego zapisu, motorniczy powinien zbliżać się do przejść z prędkościami rzędu 5-10 km/h, by być w stanie zatrzymać skład przed pieszym, który wszedł na przejście sekundę wcześniej... Biorąc pod uwagę rosnącą liczbę wypadków na tego typu obiektach, prowadzącym tramwaje, wykonującym bardzo trudną i odpowiedzialną pracę pod ogromną presją czasu (rozkłady), pozostaje jedynie współczuć.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama