Robią z nas wszystkich oszustów?

Do napisania tego listu zmusiła mnie Wasza publikacja pt. ”Fikcyjne stłuczki”. Bardzo się „cieszę”, że policjanci z krakowskiej drogówki robią ze wszystkich oszustów. Wiem teraz kim będę dla Policji w wypadku nie daj Boże kolizji.

Otóż moi drodzy panowie przeczytajcie ten list uważnie i zastanówcie się jak będziecie oceniać ludzi. To o czym piszecie jest marginalne. Dowód? poniższy tekst opisujący moje doświadczenia z PZU, a konkretnie z Centrum Likwidacji Szkód w Krakowie.

W lutym br. włączając się prawidłowo do ruchu (stałem autem na skrzyżowaniu) w moje auto wjechało tyłem inne (nieprawdopodobne? jednak zdarza się).

Był to mój „pierwszy raz”

Kierowca - sprawca przeprosił, był grzeczny więc postanowiłem ugodowo, bez udziału Policji załatwić sprawę. Spisaliśmy protokół, sprawca się podpisał, przyznał do winy - było wszystko OK!

Reklama

Ponieważ nie jestem ubezpieczony w PZU (sprawca był) po powrocie do domu, a była to sobota, zatelefonowałem na Infolinię PZU. Ku mojemu zdziwieniu w sobotę wieczorem załatwiłem telefonicznie zgłoszenie szkody, ustaliłem na najbliższy poniedziałek oględziny rzeczoznawcy.

Ponieważ tyle złego słyszałem i czytałem na temat PZU, zdziwiłem się pozytywnie załatwieniem tylu spraw przez telefon. Myślę sobie „PZU nareszcie dba o klienta- brawo”.

W ustalonym terminie został spisany w PZU protokół, a ponieważ nie chciałem uczestniczyć w naprawie wybrałem ASO Renault w Bielsku - Białej (panowie Policjanci - wybrałem ASO!). Przyznam się, że tu

krakowska drogówka ma rację

co do wyceny - uszkodzono mi prawy przedni przód; rozbito reflektor, kierunkowskaz, zderzak i wiele innych części wewnątrz. Zgadnijcie na ile wyceniono szkody - na ok. 1,600 złotych. O mało nie wywróciłem się z wrażenia na ziemię, ale cóż. Tego samego dnia auto trafiło do ASO Renault w Oświęcimiu, a potem do działu blacharskiego w Bielsku.

Po kilku dniach telefonicznie dowiedziałem się, że potrzebne są dodatkowe oględziny - cóż, widocznie tak ma być. Dwa tygodnie później w godzinach wieczornych odebrałem auto i natychmiast zauważyłem, że coś ze światłami jest nie tak. Zgłoszenie w ASO nic nie dało. Pojechałem więc do domu. Pomijam tu szereg niedoróbek i braków (będzie to przedmiotem następnego listu - chyba nazwę go ”Jak to z ASO Renault w Bielsku było”) zajmę się tylko reflektorem, który wymieniono.

Kiedy następnego dnia zacząłem dokładniej oglądać auto ku swojemu zdumieniu zauważyłem, że PZU narzucając ASO dostawcę części

wymusza na nich najtańsze elementy

jak mi tłumaczono - auto ma ponad 3 lata). Założono mi więc reflektor o innym szkle i barwie światła. Jedno świeci żółtawo, drugie biało - niebiesko. Nie będę się tu rozpisywał ile razy dzwoniłem do ASO, swojego oddziału PZU, Centrum Likwidacji Szkód w Krakowie, że nie zgadzam się z taką naprawą.

W skrócie powiem, że usłyszałem, iż wartość mojego auta przez nowe części wzrosła, zadawano pytanie czy chcę, aby mi pół auta wymieniono itd...

Ja jednak uparcie domagałem się doprowadzenie stanu samochodu jak przed kolizją i to nie z mojej winy!

Ponieważ postanowiłem dochodzić swoich praw, zacząłem szukać dokumentacji ponaprawczej. Szukałem w ASO, lokalnym oddziale PZU w CLS i nic. W końcu po ok. miesiącu telefonując ileś tam dziesiąt razy znalazłem dokumenty w CLS w Krakowie.

Tu niespodzianka - poinformowano mnie, że wgląd jest darmowy, oryginałów nie otrzymam a za ksero zapłacę. No cóż. Praca panienki przy ksero też kosztuje.

Po około tygodniu od odebrania auta z ASO odbieram telefon z Bielska z informacją, że z Francji otrzymali dodatkową część i muszę dostarczyć samochód do Bielska.

Zatrzęsło mną

gdyż sądziłem, że kiedy odbierałem auto, że był to koniec naprawy. Mało tego - nikt, ale to nikt nie poinformował mnie, że nastąpi dodatkowa naprawa! Wymieniony miał zostać element, który znajduje się głęboko pod maską auta. Prawdę mówiąc pierwszą myślą, która przyszła mi do głowy było to, że klient szuka dokumentów to i dodatkowe naprawy się zaczynają. Początkowo nie chciałem się zgodzić na dostarczenie auta do ASO, ale w końcu uległem, tym bardziej, że wydano mi auto z niesprawnym oświetleniem (przeciwmgielnym przednim także) i pewnymi brakami.

Wkurzony oddałem auto. Myślę sobie, że chyba sprzedam auto i będę miał święty spokój! Znów dzwonie do CLS w Krakowie z pytaniem dlaczego tak jest, że PZU zgadza się na wydanie auta z nieprawidłowym oświetleniem.

Moje argumenty, że to nie moja wina, że mi rozbito jeden reflektor, że przepisy nakazują mi symetryczne i jednakowe oświetlenie że, ubezpieczenie sprawcy powinno pokryć całkowicie szkodę że, że.. nic nie dały.

Mam stare auto, wytykano mi nawet poprzednie naprawy i powinienem się cieszyć.

Podłamany, odebrałem samochód i starałem się nie patrzyć na reflektory. Za to każdy z kim rozmawiałem robił to za mnie.

Po ok. miesiącu otrzymałem z PZU pismo, w którym informuje się mnie, że „moim obowiązkiem jest przeprowadzenie badań pokolizyjnych” ponieważ naprawa wyniosła ponad 2,000 zł (faktycznie było ponad 3,000), a wyniki mam przysłać do PZU.

Myślałem, że się przewrócę!

To wydaje mi się auto, które było dwa razy w ASO bez badań? PZU o tym wiedziało i na to zezwoliło? Pozwolono, aby auto bez dodatkowego przeglądu jeździło po drogach?

Znów telefony do PZU, nerwówka i nic. Panowie z PZU - zapomnijcie! Nie interesują mnie Wasze dziwne wymagania o których dowiaduję się po miesiącu. Skoro podejmujecie się prowadzenia mojej sprawy to doprowadźcie ją do końca.

Pojechałem w końcu do Stacji Diagnostycznej zrobić te badania dla bezpieczeństwa mojego i innych. Diagnosta od razu zauważył różnice w oświetleniu. Przyrząd wskazał inny, dziwny kształt wiązki i dopiero regulacja każdego z reflektorów do korektowa pomogła, a i to nie mogę nim za bardzo regulować, bo w jednej pozycji korektora na pewno ”przejadę” światłem po oczach innym. Najogólniej - kształt wiązki, barwa i natężenie światła jest różna. Badanie wypadło jako tako i w końcu wyjechałem.

Pamiętam do dziś słowa diagnosty – „włożono panu miernej jakości podróbę - na pana miejscu zażądałbym wymiany”. Prawdę mówiąc miałem zrezygnować ze sprawy, bo szkoda nerwów. Ale dzięki krakowskiej drogówce wspomnienia wróciły. Piszę więc ten list, a 

z PZU na pewno się spotkam

Gdzie i kiedy? Nie wiem, ale ja po prostu chcę mieć sprawne i ładne auto, bo są to moje pieniądze. Waszym obowiązkiem jest takie porycie szkody, aby technicznie auto nie różniło się od tego sprzed kolizji i było całkowicie sprawne. Podróbki części (jak to ładnie brzmi - zamienniki) są moim zdaniem niebezpieczne. Nie gwarantują takiej jakości jak części fabryczne.

Krakowskiej Policji dziękuję - zmobilizowała mnie do odgrzebania sprawy. Wszystkich, których uraziłem przepraszam - treść tego listu jest tylko krótkim opisem całej sytuacji.

Życzę wszystkim sympatycznym kierowcom i sympatykom czterech kółek, aby nie mieli żadnej kolizji i jak zobaczycie auto z oświetleniem o różnej barwie - to prawdopodobnie będę ja.

I jeszcze jedno - proszę PZU, które to wmawiało mi o konieczności stosowania zamienników oraz wszystkich kierowców, którzy mieli podobne perypetie o przeczytanie stanowiska Urzędu Rzecznika Ubezpieczonych, które znajduje się pod adresem http://www.rzu.gov.pl/prawo/serwis_prawny.htm

Polecam PZU

oraz wszystkim do zapoznania się z postanowieniem Sądu Najwyższego z dnia 12 stycznia 2006 sygn. III CZP 76/05.

Przekonacie się Państwo jakie jest stanowisko Sądu nt. wmuszania nam najtańszych części. Poznacie także stanowisko Rzecznika Ubezpieczonych. Pozwoliłem sobie wkleić tu kawałek treści:

2) przeciwnicy zaprezentowanego powyżej poglądu optują za możliwością swobodnego wyboru poszkodowanemu wyboru części

zamiennych do naprawy pojazdu. Argumentują, że powstaje znaczny problem praktyczny jak kwalifikować jakość tych części i czy istnieje możliwość używania do napraw jeszcze innych kategorii części (tzw. pozostałych zamienników) nie mieszczących się w tych dwóch kategoriach - czyli de facto takich, które nie mają tej samej jakości co oryginały lub części o porównywalnej jakości.

Innym zarzutem kierowanym pod adresem przeciwnego rozwiązania jest kwestia bezpieczeństwa w ruchu drogowym, do którego wprowadzane są pojazdy naprawiane przy użyciu części nieoryginalnych oraz pozostałych zamienników.

Dodatkowo zwolennicy przytaczanego obecnie poglądu popierają swe twierdzenia orzeczeniem Sądu Najwyższego (sygn. akt I CKN 1466/99), z którego wynika, iż ubezpieczony nabywając części samochodowe nie ma obowiązku poszukiwać sprzedawcy oferującego je najtaniej, jak również podnoszą że zakłady ubezpieczeń powołując się na nowe regulacje unijne - GVO, niewłaściwie „wypaczyły” ideę wolnego rynku motoryzacyjnego jednostronnie dyktując konieczność stosowania części nieoryginalnych, w tym przypadku części o porównywalnej jakości w razie likwidacji szkód z ubezpieczenia odpowiedzialność i cywilnej posiadaczy pojazdów.

Zwraca również ich uwagę, że materiał z którego są wykonane zamienniki nie są identyczne z oryginalnym i może mieć to niekorzystny wpływ na bezpieczeństwo jazdy. Właśnie - bezpieczeństwo jazdy proszę szanownego PZU!

Jesteście od tego, aby było bezpieczniej

bo jak to ładnie brzmi w Waszych reklamach; jak się ubezpieczysz to „będziesz żył długo i bezpiecznie”. Powiem wprost, że wpłacenie pieniędzy za jakiekolwiek ubezpieczenie wcale nie powoduje, że czuję się bezpiecznie, a jazda dla mnie to stres! Wkrótce opiszę jak to z ASO Renault było, bo jest to długa i ciekawa historia.

PZU odbija piłeczkę do ASO i odwrotnie. Ich współpraca dotyczy tylko kasy. Wydano mi auto niesprawne, naprawione nagannie z niesprawnymi światłami (także przeciwmgielnym), braki uzupełnia się po kilku dniach od odbioru, przy drugiej naprawie.

Co ciekawe, kiedy odebrałem samochód nie podpisywałem żadnych dokumentów - wydano mi tylko kluczyk. I tak dwa razy.

Inicjały oraz adres e-mail wyłącznie do wiadomości Interii oraz PZU w celu ewentualnego kontaktu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: policja | kim | Wiem | szkody | sprawca | naprawy | Kraków | Auta | auto | PZU SA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy